Trzy minione zimy były łagodne, co rzeczywiście miało przełożenie na liczbę wizyt i różnorodność gości. Miało być lepiej, a tu mizeria. Utrzymuję ze czterdzieści sikor trzech gatunków. Kilkanaście zięb płci obojga. Wygłodniałe stado mazurków. W sumie może sześćdziesiąt, osiemdziesiąt ptaków. Ze zdziwieniem odnotowałem zupełny bark grubodziobów.
Ani jednej sztuki, choć ubiegłego roku widywałem ich po kilka na raz. Bez śladu przepadły kosy. Owszem, pamiętam, wieszałem na nich psy za wyjadanie owoców w sadzie, ale żeby tak co do jednego? Dziwne. Zaspy po kolana, mróz i wiatr, a ja nie zauważyłem żadnego kwiczoła. Toż to stali rezydenci, którzy do tej pory twardo zimowali na miejscu. Specjalnie dla nich wymyśliłem sposób dokarmiania, czyli połówki jabłek nabite na patyk, tak by sterczał powyżej śniegu. Wedle znajomego ornitologa, wszystkiemu winne cykle liczebności. Raz czegoś jest dużo, potem chude lata i znowuż czas obfitości. Wszystko płynie. I tyle.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?