„Na granicy” jest historią inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami. Kreśli ją nam Marcin Wierzchosławski, producent i prezes firmy Metro Films.
– To opowieść o dwóch nastolatkach, którzy z ojcem, granym przez Andrzeja Chyrę, wyjeżdżają na tydzień do opuszczonej górskiej strażnicy – mówi Marcin Wierzchosławski.
– Ma to być taki męski czas, żeby się trochę zjednoczyć, ułożyć relacje po niedawnej rodzinnej tragedii – śmierci matki. Ojciec to były pogranicznik. Zabiera synów w rejon, gdzie kiedyś pracował.
Producent zdradza tylko, że następnego ranka po ich przybyciu w chacie pojawia się tajemniczy „turysta”. Ranny, wycieńczony. Okazuje się, że to przemytnik, który uczestniczył w nieudanej akcji przerzutu imigrantów z Ukrainy do Polski. Szybko wciąga bohaterów w swój mroczny świat. Będą emocje, krew i – niestety – trupy.
Mocne męskie kino
Na planie filmu w bieszczadzkiej głuszy, gdzie nawet brak zasięgu telefonów komórkowych, uwagę zwraca klimatyczna scenografia starej strażnicy. To zasługa scenografa Marka Warszewskiego, mającego w dorobku m.in. „Miasto 44”.
Operatorem jest Łukasz Żal, nominowany do Oscara za „Idę”. Zaś reżyserem – Wojciech Kasperski, wielokrotnie nagradzany dokumentalista, ale debiutant, jeśli chodzi o film pełnometrażowy. Udało się wokół niego zgromadzić czołówkę aktorów.
Przemytnika gra Marcin Dorociński, który na Facebooku zapowiedział: „Szykuje się mocne, męskie kino. Wielkie emocje i jeszcze większe wyzwanie aktorskie”. W rolę szefa pograniczników wciela się Andrzej Grabowski. Chłopców grają Bartosz Bielenia, student Akademii Teatralnej w Warszawie, i odkrycie ekipy filmowej, debiutant Jakub Henriksen.
Producent przyznaje, że miał dylemat: czy film w całości kręcić w Bieszczadach, czy może łatwiej byłoby mu go zrobić w Karkonoszach lub Beskidzie Śląskim oraz w Warszawie.
– Postanowiłem zaryzykować, bo przez to film będzie autentyczny, wizualnie przekonujący, ekipie udzieli się klimat wspaniałych gór i przyrody – ocenia Wierzchosławski.
Ekipie pomagają pogranicznicy. Udostępnili m.in. samochody i mundury.
Bieszczady warte promocji
– Jedyna rzecz, na którą mógłbym narzekać, to brak jakiegokolwiek wsparcia finansowego samorządu – mówi producent. – To chyba jedyny region w Polsce, który nie ma funduszu filmowego, a dla przykładu „Carte Blanche” z Andrzejem Chyrą, w całości kręcony w Lublinie, dostał od miasta 350 tysięcy złotych.
To smutne, bo nie było w ostatnich kilkunastu latach filmu kinowego, który w całości powstałby w Bieszczadach. Tomasz Leyko, rzecznik marszałka, nie wykluczył jednak, że ostatecznie wesprze on „Na granicy”.
– Bieszczady są warte każdej promocji. Chcemy być widoczni przy każdej nowej i interesującej produkcji w tej części Podkarpacia. Na pewno będziemy się promować przy okazji pokazów „Wołynia” Wojtka Smarzowskiego – stwierdza Tomasz Leyko.
Niedawno kręcony w Bieszczadach dla HBO serial „Wataha” – opowiadający o pracy strażników na granicy z Ukrainą – okazał się hitem. Nieoficjalnie wiadomo, że zdjęcia do drugiego sezonu będą kręcone jesienią. W podobnym czasie adaptację sztuki „Ciemny las” Andrzeja Stasiuka planuje nakręcić w Bieszczadach Maciej Patronik. To opowieść o mężczyznach pracujących przy wyrębie lasu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?