Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gigant: kultowy dom towarowy w Krakowie. Gdy płonął, ludzie płakali. Wspomnienia krakowian [1.06.2021]

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
Gaszenie pożaru "Giganta"
Gaszenie pożaru "Giganta" Archiwum
W "Gigancie" pani Maria kupiła komplet mebli, kredyt spłacała dwa lata, sofę i meblościankę ma do dziś: z sentymentu. Joanna Kwinta, krakowianka, z domu towarowego przy ulicy Wybickiego miała wszystkie zwierzęta z lat dzieciństwa: papugi, rybki, świnki morskie, królika. Dziennikarz Grzegorz Krzywak kupił tam swój pierwszy piłkarski szalik z napisem "Forza Milan": ma go do dzisiaj i trzyma jako jedną z najważniejszych pamiątek w swoim życiu. Mieszkanka Krakowa Joanna Wiśniewska miała 11 lat, kiedy "Gigant" płonął. - Z kolegami z klasy staliśmy przed naszą szkołą przy al. Kijowskiej 3 i wpatrywaliśmy się w czarny dym na niebie - wspomina.

FLESZ - Wraca branża fitness. Czy będzie szturm klientów?

od 16 lat

Po spalonym "Gigancie" pozostały pamiątki oraz wspomnienia

"Gazeta Krakowska" ustaliła, że na ziejącym pustką placu po spalonym "Gigancie" mogą powstać bloki. Część terenu przy ul. Wybickiego trafiła w ręce dewelopera. Chodzi o związaną z rodziną Kulczyków firmę Noho Investment. Tę samą, która jest właścicielem kompleksu przy ul. Dolnych Młynów 10. Więcej pisaliśmy TUTAJ Dziś z kolei sięgamy do wspomnień krakowian, którzy w "Gigancie" regularnie robili zakupy.

To nie był jedynie osiedlowy sklep

Kultowy dom towarowy przy ulicy Wybickiego, nazywany przez niektórych krakowian jedną z pierwszych galerii handlowych w Krakowie, powstał w 1982 roku. To nie był jedynie osiedlowy sklep, dla wielu stał się oknem na świat, miejscem, do którego trzeba było zajrzeć chociaż w raz tygodniu. Czasami jedynie, by popatrzeć na meble, gry, kasety z muzyką, dotknąć ich.

Fragment "Echa Krakowa" o uczniowskim gangu
Fragment "Echa Krakowa" o uczniowskim gangu Archiwum

Z "Gigantem" wiąże się wiele ciekawych historii, jak np. ta, opisana 11 grudnia 1989 roku przez "Echo Krakowa". Okazuje się, że pod koniec PRL dom handlowy terroryzował uczniowski gang. Jeden z jego przywódców zaczynał łamanie prawa od kradzieży woreczków z cukierkami ze sklepu przy ulicy Elsnera. W wieku 12 lat miał na swoim koncie "dokonania", których nie powstydziłby się profesjonalista - pisano.

Na trop dziecięcej, 18-osobowej grupy, specjalizującej się w okradaniu "Giganta", wpadła krowoderska milicja. "Przychodzili przeważnie przed południem, kiedy panował niewielki ruch. Ekspedientki, zajęte oglądaniem video, bądź zagadywane przez jednego z chłopców lub dziewczynkę, nie były zbyt czujne. Wtedy pozostali błyskawicznie ściągali z półek koszulki, rajstopy, adidasy, kawę itd." - czytamy w "Echu". Później jak gdyby nigdy nic wracali na lekcje.

Skala strat była bardzo duża. Śledczy ustalili, że dzieci niezauważenie okradały "domarowską" część "Giganta" na setki tysięcy złotych. Jednego razu zabrały 30 skórzanych pasków, wartych 869 tys. zł (było to jeszcze oczywiście przed denominacją). Innego dnia ukradli holenderską kurtkę, którą z resztą później jeden ze złodziejaszków sprzedał... własnemu ojcu za 70 tys. złotych.

Na co dzieciaki wydawały skradzione pieniądze? Głównie na alkohol i flippery. Większość członków grupy znana była milicji. Artykuł w "Echu" kończy się informacją, że o ich losach zdecyduje sąd rodzinny.

Okazje

Takich historii można by snuć jeszcze więcej, po "Gigancie" pozostało wiele pamiątek i wspomnień. W tym niestety również tragicznych. Przed 18 laty ogień strawił bowiem kultowy dom towarowy przy ulicy Wybickiego w Krakowie. Po pożarze z dwukondygnacyjnego "Giganta" o powierzchni 3 tys. metrów kwadratowych pozostały jedynie dymiące zgliszcza.

Gaszenie pożaru "Giganta"
Gaszenie pożaru "Giganta" Archiwum
Tak 18 lat płonął dom towarowy "Gigant"

18 lat od pożaru "Giganta". Czy w miejscu pustego placu pows...

- Ludzie płakali, padali sobie w ramiona. Widzieli, jak tracą dorobek życia. To była wielka tragedia - mówił nam Stanisław Czepiec. W Gigancie prowadził stoisko z wyrobami ze srebra. Stracił ok. 100 tys. zł. Po pożarze śledztwo wszczęła prokuratura. Biegli stwierdzili, że było to podpalenie. Ktoś w kilku miejscach rozlał łatwopalną ciecz i podłożył ogień.

Prokurator nie wykrył podpalaczy.

Dziś oddajemy głos tym, dla których "Gigant" stanowił istotną część życia:

Joanna Kwinta, mieszkanka Krakowa:

W Gigancie kupowało się dosłownie wszystko, dokładnie pamiętam wszystkie sklepy, jakie tam były: papiernicze, obuwnicze, zoologiczne, spożywcze. Przy Wybickiego mama zawsze kupowała mi buty. Miałam też stamtąd zwierzęta: papugi, rybki, świnki morskie, królika. Również w Gigancie jadłam najlepsze w życiu eklery. Panował tam niepowtarzalny klimat, to był sklep osiedlowy, więc wszyscy się znali. Pamiętam, że były tam takie tłumy, że matki nieraz łapały ze rękę nie swoje dziecko. Też miałam kiedyś sytuację, gdzie przez moment szłam z zupełnie obcą kobietą, dopiero po chwili zorientowała się, że nie jestem jej córką. Kiedy płonął Gigant, byłam na zielonej szkole. Gdy tylko się dowiedzieliśmy, co się stało, pobiegliśmy do kafejki internetowej i sprawdzaliśmy najnowsze informacje. Pamiętam małżeństwo, które było stratne po pożarze na setki tysięcy złotych: za tyle spłonął ich towar. Wszyscy płakali.

Grzegorz Krzywak, dziennikarz portalu Krowoderska.pl:

Gigant to była taka swojska, pierwsza w Krakowie galeria handlowa. W latach 90. minionego wieku nie było drugiego takiego miejsca, gdzie skupiałoby się tyle atrakcyjnych rzeczy, szczególnie patrząc z perspektywy małolata, jakim wtedy byłem. Wizyta w Gigancie to zawsze była ogromna radość, ale z drugiej strony - każdej wyprawie do Giganta towarzyszył dreszczyk emocji. Wychowywałem się na wiślackich Azorach, a Gigant to przecież było "XXX-lecia", czyli teren Cracovii. Ciężko zliczyć, ile razy słyszałem tam pytanie: za kim jesteś? Najbardziej spektakularnym spotkaniem z "kolegami" z Cracovii była ucieczka przed chłopakiem, który biegał za nami z nunczakiem.

Ale Gigant to było też okno na świat. To właśnie w tym miejscu pierwszy raz miałem okazję odwiedzić sklep z grami komputerowymi. Kupowaliśmy gry na Amigę, joysticki. Pamiętam, jak pojawiła się Fifa 96, leżała sobie tam na półce, a ja potrafiłem 15 minut się na nią patrzeć. Kupić nie mogłem, bo nie miałem komputera. Gry sprzedawali pan z brodą i pan bez brody, pierwszy był miły, drugiego określaliśmy mianem milczka. Za każdym razem obstawialiśmy, którego zastaniemy. Był też sklep zoologiczny, przy którym zawsze ustawiały się gromady dzieciaków. Dużo czasu spędzałem też na stoisku z muzyką. Przychodziłem, żeby zobaczyć, jakie nowe kasety się pojawiły. Również w Gigancie zobaczyłem pierwszy automat z Coca Colą. Puszkę można było kupić za złotówkę. Szliśmy z tą złotówką z Azorów niczym ze świętym Graalem, żeby kupić Colę, wypijaliśmy ją na czterech, nigdy nie smakowała lepiej.

Kraków. Tak kilkanaście lat temu płonął Gigant. Pustkę po ni...

Przy Wybickiego kupiłem też swój pierwszy piłkarski szalik z napisem Forza Milan. Mam go do dzisiaj. Trzymam go jako jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu: szalik ulubionego zespołu z ulubionego sklepu. Nie zapomnę dnia, kiedy Gigant spłonął - to było wydarzenie, którym się żyło. Teraz, patrząc na plac, na tę pustkę, która pozostała, czuję ogromny smutek, że tak się sprawy potoczyły, że doszczętnie spaliło się tak kultowe dla Krakowa miejsce i w zasadzie do dziś nie wiadomo, dlaczego.

Joanna Wiśniewska, mieszkanka Krakowa:

Gigant to czasy mojego dzieciństwa, kupiliśmy tam meble i lampy do mojego pierwszego, własnego pokoju. Moja mama do dzisiaj ma w szafie czarną, welurową suknię z piórami, w której w latach 90. była na sylwestrze i złoty łańcuszek. Zawsze podczas zakupów kupowaliśmy coś słodkiego na stoisku po prawej stronie tuż przy wejściu. Chodziłam oglądać zwierzątka w sklepie zoologicznym.

Gigant: kultowy dom towarowy w Krakowie. Gdy płonął, ludzie płakali. Wspomnienia krakowian [1.06.2021]
Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press

Kiedy Gigant płonął, miałam 11 lat i pamiętam, jak z kolegami z klasy staliśmy przed naszą szkołą przy al. Kijowskiej 3 i wpatrywaliśmy się w czarny dym na niebie. Nie zapomnę również zapewnień mojej mamy, że zwierzątka ze sklepu zoologicznego na pewno nie ucierpiały w tej tragedii, bo ktoś je wyniósł z płonącego budynku. Dopiero po latach zrozumiałam, jaka była prawda.

Pani Maria, mieszkanka Krakowa:

W Gigancie kupiłam zestaw mebli do pokoju: meblościankę, która się nazywa Łask, mam ją do dzisiaj, z sentymentu nie chcę jej wyrzucać. Do tego dokupiłam jeszcze wielką sofę o nazwie Karat. Meble były bardzo drogie i większość osób brała je na kredyt. W sklepie pracownik wypisywał formularz z rozpisanymi ratami. Kredyt spłacałam dwa lata ze względu na wysoką inflację - ok. 40 proc.

***

W 1997 roku papież Jan Paweł II odwiedził Kraków, w 11 sekundzie filmu widać przejazd przez Krowodrzę, w tle widoczny "Gigant".

Masz zdjęcia lub wspomnienia związane z "Gigantem"? Wyślij je nam na adres [email protected] - tworzymy galerię związaną z tym kultowym domem handlowym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Gigant: kultowy dom towarowy w Krakowie. Gdy płonął, ludzie płakali. Wspomnienia krakowian [1.06.2021] - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski