MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Głośne ćwierkanie ministra

Redakcja
To była prawdziwie tajemnicza operacja dyplomatyczna. Oto minister Sikorski przełamuje dotychczasowy kanon polityki PO i postanawia umiędzynarodowić kwestię smoleńską. Samo w sobie jest to wydarzenie kluczowe tak dla relacji polsko-rosyjskich, jak i dla polityki krajowej.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Stosunki z Kremlem zostają postawione na ostrzu noża, skoro Polska publicznie domaga się wywarcia unijnej presji na Putina. Dla Rosji – zawsze nadwrażliwej na kwestie godnościowe – jest to fakt upokarzający i przyjmowany ze złością. Zaś w relacjach krajowych to przełomowy krok rządu, który po raz pierwszy robi coś, czego od dawna domagała się odeń opozycja. I choć politycy PiS dalej jak mantrę klepią swoje antyrządowe tyrady, to tacy bystrzy PiS-owcy, jak prof. Krasnodębski, odnotowali ten fakt z uznaniem. Tak czy owak – Sikorski zrobił krok polityczny dużej wagi.

Politycznym kuriozum była reakcja premiera. Tusk – ni w pięć, ni w dziewięć – poinformował nas, że "nie wie”, czy żądanie jego ministra powinno zostać spełnione przez Unię. Oraz że nie będzie się dowiadywać od lady Ashton (z którą właśnie spotykał się w Brukseli), co z tym żądaniem zamierza ona dalej czynić. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby Tusk był zaskoczony inicjatywą swojego ministra i stracił przysłowiowy język w gębie. Jednak przypuszczenie, że Sikorski zaskoczył Tuska, jest nonsensowne. W obecnym rządzie nawet mysz się nie waży pisnąć wbrew woli premiera, a co dopiero minister. I to w takiej sprawie! Tusk więc nie tylko wiedział, ale dał Sikorskiemu zgodę na spektakularne zaostrzenie relacji z Rosją. Wiedząc jednak, że pojedyncza i nagła akcja dyplomatyczna nie może przynieść szybkiego sukcesu, nie chciał wziąć za nią odpowiedzialności. Zachował się więc tak, jakby to była akcja podjęta przez dyplomację sułtanatu Brunei. I w efekcie dostaliśmy dość marne widowisko pt.: "To nie ja, tylko kolega”.

Sikorski wywołał jednak znacznie głębszy efekt kakofonii w obozie rządowym. I tak jeden z doradców prezydenta, Nałęcz, odciął się od ministra, dziwiąc się nieprofesjonalizmowi MSZ. A drugi, Kuźniar, cieszył się, że Moskwa "wpadła w gniew i nawet histerię” i dość infantylnie tłumaczył, że "sam fakt postawienia sprawy na forum UE to sukces”. Tutaj teza o zaskoczeniu lepiej się może bronić. W Pałacu najwyraźniej nie przedyskutowano reakcji na nową politykę MSZ, a sam Komorowski jest na tyle zagubiony, że nie wie, co mu wolno robić i mówić wtedy, gdy Tusk publicznie dystansuje się od Sikorskiego. Prezydent, którego aktywność – jak mówił ostatnio Wałęsa – polega na "głaskaniu wszystkich po główkach”, nie ma ani odwagi zaryzykowania zaostrzenia sporu z Rosją, ani narażenia się Tuskowi. Więc doradcy uprawiają politykę dwutorowych, sprzecznych oświadczeń.

Ale tajemniczo niekonsekwentne jest także postępowanie samego ministra. Ewidentne jest dyplomatyczne nieprzygotowanie akcji, przez co Bruksela zareagowała tylko czysto formalnym komunikatem, okazując wyraźną irytację. Każdy dyplomata wie, że w instytucjach unijnych panuje kultura nieformalnych pogawędek, telefonów i e-maili. Wie to również dobrze Sikorski i w tym wypadku z tej wiedzy postanowił świadomie nie zrobić użytku. Nawiasem mówiąc, to właśnie publicznie wytknął mu Schetyna – to jeszcze jeden element zaskakującej kakofonii na szczytach PO. I co najciekawsze, cały ferment wywołała nie tyle polska interwencja w Brukseli, o której nie dowiedziałby się do dziś pies z kulawą nogą, ale sam minister… ćwierkając o niej na twitterze. Widać jak na dłoni, że Sikorskiemu chodziło nie tyle o szybki sukces dyplomatyczny, w który nie wierzył, co raczej o spektakularny akt dyplomacji publicznej, który zamanifestowałby niską jakość relacji polsko-rosyjskich. I to w celowo wybranym momencie: w przeddzień jego wizyty w Moskwie.

Oczywiście, najważniejsze pytanie brzmi: w jakim celu? Rząd nie wywołałby takiego fermentu, gdyby widział jakiekolwiek możliwości negocjacyjne z Moskwą. Gdyby z kolei wierzył w nacisk Brukseli, inaczej by przygotował i rozegrał całą akcję. Głośne ćwierknięcie Sikorskiego każe raczej sądzić, że rząd zdecydował się na wariant dyplomacji publicznej, traktując ją jako jedyne realne narzędzie presji na Moskwę, jakim dziś dysponuje. Tusk, z jednej strony, musi być już poirytowany twardogłowym stanowiskiem Kremla, z drugiej może czuć się zachęcony nową linią polityki niemieckiej, głośno krytykującej Moskwę za łamanie praw człowieka. Taki wybór może być całkiem rozsądny.

Kłopot tylko w tym, że wymagać będzie dalszego zaostrzania retoryki. Pojedyncza akcja, a potem znów podwinięty ogon, tylko upewniłaby Kreml, że Polskę zawsze warto mocniej ścisnąć za gardło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski