MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gowinofobia

Redakcja
Sytuacja Jarosława Gowina jest już prawdziwie nie do pozazdroszczenia.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

PO nie potrafi nawet powściągnąć swej radosnej satysfakcji, że jej ministra udaje się wreszcie zapędzić w kozi róg. Posłanka Kidawa Błońska z sarkastyczną ulgą oznajmia, że „w końcu” Gowin musi przepraszać za swoje czyny. Zaś rzecznik rządu – wbrew naturze swojej misji – dystansuje się wobec szefa resortu sprawiedliwości. Nie dość na tym. Postępowe media ujeżdżają po Gowinie jak po łysej kobyle, a celuje w tym „Gazeta Wyborcza”, od dawna traktująca ministra jako nie wiadomo jakim cudem ocalony relikt katolickiej ciemnoty i obskurantyzmu wewnątrz partii rządzącej. Ale za Gowina zabrał się także sam prezydent Komorowski. Jego zdaniem ministerialne plany reform prokuratury – to ni mniej, ni więcej – tylko „działania pozorne, które mogą pogłębić kryzys”. Rzecz stała się paradoksalna aż do granic groteski: jeśli ktoś już półgębkiem wstawi się za Gowinem, to jest to Zbigniew Ziobro albo PiS-owcy. I to wszystko przy milczeniu premiera Tuska, który niegdyś Gowina wprawdzie do swego rządu powołał, ale dziś zachowuje się tak, jakby tylko czekał, kiedy jeden z jego ministrów zostanie znokautowany nie jego własnymi wprawdzie, ale platformowymi rękoma.

Gowinofobię podsyca widoczna słabość pozycji politycznej ministra. Jego obrona światopoglądu religijnego w sprawie in vitro okazała się nieskuteczna, a inicjatywa odrzucenia przez rząd konwencji CAHVIO, uderzającej w instytucję małżeństwa, upadła. Sztandarowy projekt rozbicia skostniałych samorządów zawodowych i przywrócenia wolności zatrudnienia mógł przynieść Gowinowi wdzięczność i poparcie paru milionów młodych ludzi, najbardziej dotkniętych ryzykiem bezrobocia. Cóż z tego, kiedy musiał on przejść przez przeszło półroczną wewnątrzrządową szamotaninę, a bez twardego rządowego poparcia wszystkie zęby wyrwą mu zapewne lobbyści podczas prac sejmowych. Analogicznie rzecz się ma z zaprojektowaną przez Gowina reformą struktury sądów. W jednej i drugiej sprawie minister ma niezliczonych wrogów i żadnych zorganizowanych sojuszników. Tymczasem sam fakt, że jakaś reforma dałaby impet zatrudnieniu młodych, albo przyśpieszyła sprawy sądowe, nie jest w realiach dzisiejszej polskiej polityki żadnym argumentem. Przecież ani młode pokolenie (które na dodatek z przyczyn demograficznych jest w narastającej mniejszości), ani klienci sądów – nie są zorganizowani w żadne wywierające wpływ lobby, w przeciwieństwie do przeciwników obu tych przedsięwzięć. Gowin zachowuje się zaś tak, jakby sama słuszność jego reform miała wystarczać dla ich obrony. Jakąś szansą ministra mogła być solidarność własnej partii, a zwłaszcza bezwzględne poparcie premiera. Cóż, kiedy na to właśnie Gowin nigdy nie mógł liczyć. Od kiedy bowiem przestąpił próg PO, stanowił w tej partii ciało obce, zaś dla Tuska od pierwszego dnia był tylko odziedziczonym kłopotem, z którym jakoś należało sobie poradzić.

A teraz jeszcze „Amber Gold”, który okazał się najlepszą jak dotąd pułapką na Gowina. Tylko on – jako szef resortu sprawiedliwości – miał obowiązek wyciągnąć konsekwencje z graniczącego z korupcją bezwładu gdańskiego wymiaru sprawiedliwości. Jego też wyznaczył premier w imieniu rządu do sejmowej debaty w tej sprawie. Kiedy więc Gowin postanowił ograniczyć samowolę prokuratorskiego państwa w państwie, przypomniano mu, że nie jest już prokuratorem generalnym, postawiono zarzut „ziobryzmu” i upolitycznienia prokuratury, a zaatakował go nawet prezydent. Kiedy zaś zechciał skontrolować przyczyny gorszącej niemocy sądów – oskarżono go o „polityczny nadzór nad sądami” i „wyciąganie dla siebie bezprawnych przywilejów”. Całkiem tak, jak gdyby to Gowin – wzorem swego poprzednika Jaskierni – próbował wykorzystać swoje kompetencje dla zatuszowania jakiejś własnej afery! Wreszcie falę gowinofobii wywołała deklaracja ministra, iż wobec sprzecznych przepisów będzie bronić ducha, a nie litery prawa. Gdyby Gowin był prawnikiem pewnie nie składałby z tego powodu bezsensownych przeprosin, wiedziałby bowiem, że wygłosił zwyczajną, nauczaną na wszystkich wydziałach prawa, regułę wykładni kolidujących przepisów, nakazującą poszukiwać w nich właśnie ich ducha – czyli celu oraz logiki.

Od dawna było jasne, że pozbawienie ministra sprawiedliwości wpływu na sądy i prokuraturę uwikła tę funkcję w wewnętrzny absurd. Przykro tylko, że absurd ów został tak bezceremonialnie wykorzystany dla zablokowania próby polityki ideowej i ambitnej. Widać dziś jednak jasno, że ambicja reformatorska Gowina nie zdziała wiele, skoro jego partia cieszy się z jego porażek, zaś jego urząd zaprojektowano tak, aby był bezsilny.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski