Kiedy podczas jubileuszu 425-lecia Nowodworka schorowany profesor Stanisław Jastrzębski stanął na scenie krakowskiej filharmonii – oklaskiwano go kilka minut. Bili brawo ci, którzy go kochali, bo spędził z nimi jako nauczyciel kilka lat. I młodzi, którzy go nie znali.
Janek Kłapa, tegoroczny maturzysta, pomyślał wtedy, że warto utrwalić wspomnienia o kimś takim. Najpierw dowiedział się, że choć profesor Jastrzębski ukończył studia wyższe na Wydziale Filozoficzno–Historycznym UJ i całe życie – od 1964 do 2005 roku – pracował jako nauczyciel historii i wychowawca młodzieży w I Liceum Ogólnokształcącym im. Bartłomieja Nowodworskiego w Krakowie, to tak na prawdę był człowiekiem wielu talentów. Nie tylko uczył, ale też reżyserował, pisał sztuki, był aktorem i grał na fortepianie. Przylgnął do niego przydomek Grisza. Podobno od czasu, gdy przed laty, wyjątkowo sugestywnie omawiał postać Dymitra Samozwańca, czyli zbiegłego mnicha Grigorija „Griszkę” Otriepjewa.
– Ludzie z pokolenia naszych rodziców, których przy okazji zbierania materiału do filmu spotkałem, pamiętają Griszę jako dobrego, prawego człowieka – mówi Janek Kłapa. – Niecodzienne jest to, że schorowanym nauczycielem opiekowali się jego byli uczniowie, bo czuli, że mu się pomoc od nich należy.
Dlatego Janek skrzyknął kolegów i razem z Justyną Borowy, Natalią Kowalską, Magdaleną Kurdziel i Sebastianem Skoczeniem kręcą film o profesorze Jastrzębskim. – Robimy to w ramach projektu: „Pobudzamy społeczność szkolną do współpracy przy odkrywaniu, utrwalaniu i promowaniu chlubnej historii najstarszej państwowej szkoły średniej w Polsce.” Film ma być gotowy w kwietniu, w pierwszą rocznicę śmierci ,,Griszy”. W Nowodworku będzie też sala jego imienia.
Pierwszy klaps
Młodzi operatorzy ustawili właśnie kamery w jednej z sal krakowskiej Kurii Biskupiej. – Spotkaliśmy się u sióstr sercanek przy ul. Garncarskiej. Profesor był wtedy jeszcze młody; ja też – zaczął opowieść kardynał Stanisław Dziwisz. – Profesor służył do mszy świętej. Podziwiałem go, bo to były czasy, kiedy krzywo patrzono na ludzi chodzących do kościoła. A on miał tę odwagę. Szedł pod prąd i zawsze był sobą. A młodzi ludzie są wyczuleni na prawdę. Dlatego słuchali tego, co mówił. A on zarażał ich swoją historyczną pasją. Bo jak wiecie miał też drugą; założył mianowicie Teatr Słowa Pod Krzyżem i skupił wokół siebie grono osób, które wiązały wiarę z uprawianiem sztuki.
Teatr ,,Griszy” nosił imię bł. Józefa Sebastiana Pelczara rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego i założyciela Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, czyli sióstr sercanek. Profesor Jastrzębski wyreżyserował tam choćby „Jezusa z Nazaretu” Romana Brandstaettera i wystawił w Archikatedrze Wawelskiej. Z Teatrem Słowa ,,Grisza” i uczniowie-aktorzy jeździli po Europie, odwiedzali polskie szkoły i parafie.
Jest on też autorem adaptacji scenicznej „Bez oręża” Zofii Kossak-Szczuckiej-Szatkowskiej. Dla Teatru Rozmaitości w Krakowie dokonał adaptacji scenicznej i opracowania lektury szkolnej – „Historia żółtej ciżemki” Antoniny Domańskiej. Był także związany z Teatralnym Centrum Wartości i Pojednania „Theatrum Mundi” im. Mieczysława Kotlarczyka działającym pod patronatem Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie. – Ale, gdy profesor chciał mi pokazać, co udało mu się przygotować z młodzieżą, zapraszał mnie do sercanek, bo to były czasy, kiedy biskup nie mógł, ot tak sobie, przyjść do państwowej szkoły
– opowiada kardynał Dziwisz.
Sylwetka profesora Jastrzębskiego wyłania się również z opowieści innych nauczycieli, znajomych, absolwentów. Każdego w tej postaci intryguje co innego. Jednych wzrusza, że z 70 lat życia – czterdzieści podarował jednej szkole. Inni wspominają powtarzane często słowa: „Moją rodziną są uczniowie i cała wspólnota Nowodworska”. ,,Grisza” znał życiowe osiągnięcia uczniów, śledził ich poczynania. Nawet, gdy spotykał któregoś po latach potrafił powiedzieć, gdzie delikwent siedział w klasie i czym się dziś zajmuje. Przekonał się o tym na przykład prof. Kazimierz Wiech, entomolog z Uniwersytetu Rolniczego, maturzysta Nowodworka z 1968 r. Nie on jeden.
– Profesor był niewysoki, ekscentryczny, ale lekcje historii prowadził ciekawie. Dzięki niemu, choć jestem inżynierem, zacząłem pasjonować się historią wojen oraz genealogią – mówi Janusz Kotynia, maturzysta z 1975 roku. Zaangażował się w pomoc dla niego dzięki siostrze Eli, też absolwentce jedynki, która dała mu znać, że ,,Grisza” jest w domu pomocy społecznej.
– Odwiedzałem go, rozmawiałem z lekarzami, pomagałem przy sprzedaży niektórych przedmiotów z mieszkania ,,Griszy”. Skrzyknąłem nowodworskich przyjaciół i wielu z nich pomogło materialnie.
Oprócz wychowanków, profesorem zajmowały się też matki absolwentów. Gdy było trzeba gotowały mu, sprzątały, prowadziły do lekarza.
Remont i logistyka
O Teatrze Słowa, który oprócz historii był pasją ,,Griszy”, Janusz Kotynia usłyszał znacznie później. Ale wiedział, że profesor Jastrzębski nie miał rodzeństwa; a matkę stracił, gdy miał 22 lata. – O ojcu – rodzice byli po rozwodzie – mówił mało, a w dokumentach, które po latach porządkowaliśmy znalazłem tylko jedną o nim wzmiankę; że ojciec był chwalony za postawę w wojsku.
Kilka lat po tym, jak Grisza przeszedł na emeryturę, któryś z uczniów zorientował się, że jego mieszkanie jest w rozsypce. Na hasło: „Grisza potrzebuje pomocy”, w 2006 roku odpowiedziało prawie 250 absolwentów „jedynki”. Zebrano na ten cel ponad 40 tys. zł. Mimo to remont był logistycznym wyzwaniem. Przede wszystkim trzeba było ,,Griszę” wywabić z domu, żeby dać czas fachowcom, którzy wymienili okno, poprawili łazienkę, malowali ściany. Uczniowie kupili potrzebny sprzęt AGD. Najbardziej zaangażowani byli absolwenci z 1999 roku jak: Magdalena Bilińska, Łukasz Guratowski i Michał Mizera. Spisali się na medal.
Wkrótce okazało się, że ,,Grisza” nie może mieszkać sam. Z trudem udało się załatwić mu miejsce w Domu Pomocy Społecznej u Helclów. Ale w trzyosobowej sali profesor czuł się źle. No to wystarano mu się o „jedynkę” w Domu Seniora Artysty. Profesor czuł się na nowym miejscu prawie jak u siebie.
– Okazało się, że były zaległości w czynszu, bo gdy ,,Grisza” był już w DPS-ie – nikt nie płacił za lokal przy Czystej – opowiada Kotynia. – Poza tym trzeba go było opróżnić. Polonista, profesor Stanisław Kurdziel, kolega ,,Griszy”z pracy, porządkował dokumenty. Niektóre rzeczy sprzedano na Allegro, inne – na pamiątkę – kupili uczniowie. Zgromadzone w mieszkaniu rekwizyty teatralne wróciły do miejsc, w których sztuki profesora były wystawiane; na przykład krzyże zawieziono do cystersów w Mogile.
Odwiedź ,,Griszę”
Profesor nawet w starszym wieku zdumiewał fenomenalną pamięcią. Jeszcze w lipcu 2013 roku z pasją recytował sztuki teatralne. Potrzebował wciąż nowych bodźców, bo gdy miał plany i cele – wstępowały w niego nowe siły. – Był człowiekiem renesansu. Chcieliśmy, żeby nawet już jako człowiek schorowany miał czym zająć myśli – opowiada Janusz Kotynia. – I żeby – na ile to możliwe – żył aktywnie.
Dlatego zatrudnili pana Andrzeja; opiekuna i rehabilitanta. Spędzali razem czas kilka razy w tygodniu. To postawny silny mężczyzna, który wiele widział i wiele przeżył. Ale, gdy mówi o profesorze Jastrzębskim oczy mu wilgotnieją. – Przez dwa lata bardzo się ze sobą zaprzyjaźniliśmy – opowiada. – To był człowiek dużej kultury osobistej. Emanował dobrem; Miał poczucie humoru i… kochał słodycze. Był życzliwy, lubił ludzi, więc i oni go lubili. Na pogrzebie było ponad 400 osób. Głównie uczniowie i koledzy.
O takich pedagogach się pamięta i opowiada się o nich swoim dzieciom. – ,,Grisza” był nietuzinkowy, czasami ekscentryczny. Wchodził na katedrę, wyciągał z kieszeni lusterko, żeby widzieć klasę i sprawdzać, czy nie ściągamy. Mnie nauczył patrzeć na historię z szerokiej perspektywy, umiał pokazywać związki przyczynowo-skutkowe – mówi do kamery senator Bogdan Klich.
Profesor Jastrzębski chciał, żeby jego uczniowie byli ambitni oddani ojczyźnie i szkole. Przypominał im nowodworskie motto. „Semper in altum” – „Zawsze wzwyż”. – Dzięki ,,Griszy” założyliśmy w III klasie kółko samokształceniowe, żeby uzupełniać to o czym nie wolno było mówić w szkole – opowiada Bogdan Klich. – Przerodziło się ono potem w zorganizowaną współpracę przed sierpniową opozycją. No i chyba za jego sprawą oprócz medycyny skończyłem też historię sztuki.
Odznaczenie od papieża 2003 r. Profesor otrzymał medal „Pro Ecclesia et Pontifice” przyznany przez Jana Pawła II w dowód uznania za zaangażowanie w pracy na rzecz Kościoła i Papiestwa . Wręczył mu go w imieniu Ojca Św. ksiądz infułat Jan Zając w kościele sercanek.
– ,,Grisza” był bardzo kontent, bo znał, podziwiał kardynała Karola Wojtyłę, późniejszego papieża. Utrzymywał wieloletni kontakt z reżyserem Kazimierzem Dejmkiem, który ponoć mógł go słuchać godzinami oraz z pisarką Zofią Kossak-Szczucką-Szatkowską. Łączyła ich miłość do teatru, historii i języka polskiego – mówi były uczeń Mariusz Tatka.
Wśród uczniów profesora byli m. in.: aktorka Małgorzata i Maciej Bielscy, Henryk Walczewski – sędzia, Olgierd Mikołajski – kustosz na zamku w Pieskowej Skale. Szczególną rolę w jego teatralnym życiu odegrał Roman Brandstaetter. Zaczęło się od tego, że w roku 1952 wuj wziął jedenastoletniego Stasia na spektakl „Król i aktor”. Wspominał, że wtedy zaczęła się jego fascynacja twórczością Brandstaettera i teatrem. Słowa sztuki, zapamiętał na zawsze:
– Spójrz, scena... Stoimy razem na scenie. Ja i ty. I razem gramy role naszego żywota.
Tę swoją Stanisław Jastrzębski odegrał popisowo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?