MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gwizdanie w sylwestra

Leszek Mazan
Generalny adiutant cesarza Franciszka Józefa hrabia Edward Paar ogromnie nie lubił mówić. Wolał gwizdać.

Bywało, że pogwizdywał sobie pod nosem nawet na obiedzie z Jego Majestatem, że gwizdaniem witał ambasadorów, że jego pełne maestrii trele rywalizowały ze śpiewem ptasząt na alpejskich polowaniach, a ich wysokie tony potrafiły zagłuszyć dobiegające do namiotów sztabowych ryki kaprali na manewrach. Raz, w 1905 roku pod Jasłem, przebrał miarę, płosząc gwizdem wierzchowca, na którym siedział FJ I.

Cesarz, chmurny i groźny, nie mogąc ukarać hrabiego Paara, wezwał do siebie swego ministra finansów i spytał o swój roczny dochód. – 648 tysięcy 216 koron i 51 halerzy – wykrztusił przerażony minister. – Czy to wystarczy, bym miał konie, które się nie płoszą i nie potykają? – spytał stareńki monarcha. Pozytywna odpowiedź szefa resortu przesądziła sprawę: wspaniale zapowiadająca się kariera dworska irlandzkiej siwej klaczy została zakończona, co hrabia Paar powitał gwizdem pełnym aprobaty.

Nic więc dziwnego, że znający Hofburg od podszewki radca dworu Wiktor Kolosvary (1835–1906) po mianowaniu na stanowisko naczelnika Dyrekcji Kolei Państwowych w Krakowie wprowadził zwyczaj witania przez maszynistów Nowego Roku gwizdem lokomotyw, a zwyczaj ten rozszerzono wkrótce na kolejarskie pogrzeby (w trakcie krakowskiego pochówku ogromnie cenionego naczelnika gwizdało, zionąc słupami dymu, sześć lokomotyw).

Gwizdanie bywało niebezpieczne, Kasztanka, ulubiona klacz Józefa Piłsudskiego, o mały włos byłaby zepsuła ceremonię wjazdu Komendanta kilka dni przed Wigilią 1914 roku po zwycięskiej bitwie pod Limanową na nowosądecki Rynek. Pierwsze objawy niepokoju zaczęła zdradzać już na widok dziur w moście na Dunajcu, ale dopiero słysząc wiwaty witające ją pod ratuszem, spłoszyła się i odmówiła dalszej służby wojskowej. Człowiek, który mi o tym opowiadał, a był wtedy na Rynku osobiście, przysięgał, że Kasztankę zdenerwował ostry głos kolejarskiego gwizdka, co jest możliwe, bo przecie „Naddunajecki Paryż” był i jest miastem kolejarzy.

W gwizdki (lub, jak kto woli, gwizdawki) wyposażono galicyjskich konduktorów już z woli samego Wiednia. Korzystaly z nich chętnie ich synowie i wnuki kopiące piłkę na krakowskich Błoniach: z sędzią machającym zawodnikom pod nosami chorągiewką można było dostać autentycznej cholery, angielski wynalazek (1870) gwizdka i jego zastosowane w futbolu (1878) jeszcze pod Wawel nie dotarły, kolejowy sprzęt był jak znalazł.

Dziś gwiżdżą głównie sędziowie piłkarscy i dzieci na podwórkach. Te ostatnie spotykają się z niechętną reakcją bliźnich („Nie gwizdaj koło domu, bo nagwiżdżesz w d... komu”). Trudno dociec, czemu z noworoczną galicyjską tradycją zerwali ludzie najsympatyczniejsi, obok fajermanów – kolejarze.

Ale jest nadzieja na pojawienie się w temacie gwizdek „Arki Przymierza między dawnymi a nowymi laty”: prezesem spółki Koleje Małopolskie został były wieloletni zasłużony sędzia piłkarski Ryszard Rębilas. Jego pociągi wożą nas na razie tylko do Wieliczki, (ale niedługo i do Balic, i po całej trasie Szybkiej Kolei Aglomeracyjnej), tyle że wyłącznie w dzień. Cóż jednak szkodzi, by – choćby dla lepszego samopoczucia pasażerów – zagwizdać, choćby w sylwestrowe lub noworoczne południe?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski