MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Hej, miotły w dłoń!

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Jak co roku o tej porze, osobliwie na Śląsku, Małopolsce i na Podkarpaciu, im bliżej do nocy świętojańskiej, tym bardziej rośnie zapotrzebowanie na miotły. To zrozumiałe: nie każdą niewiastę stać na pendolino, benzyna idzie w górę, a czymś podróżować trzeba. Cel podróży zawsze ten sam.

Kiedyś, ba, kiedyś lądowisko na Łysej Górze bywało oblężone już od połowy czerwca, miotły po kilka godzin oczekiwały w kolejce na pozwolenie lądowania. Zresztą nie tylko miotły: panie z Podlasia i Litwy przylatywały często na łopatach z chlebnych pieców, Ukrainki na wałkach do ciasta, Słowaczki uważały, że nie ma to jak porządny kołek z płotu. Wszystkie te bolidy łączyło jedno: kształt falliczny, zawsze modny, zawsze poszukiwany.

Pamiętam, co się działo w Krakowie, gdy w roku 1858 na Wystawie Starożytności Krajowych pokazano wyciągnięty ze Zbrucza kamienny pomnik Światowida! Ileż to było zgorszenia! Jakimż to ogniem płonęły oczy dam! Szydziła z owych ogni młodzież studencka (jak nazywano wtedy gimnazjalną), co przypomniał jeszcze po latach Boy w szyderczym wierszyku: „(...) Ciotka uczy, kto to Gallus /On poprawia: – ciociu, fallus!”.

W roku 1772 po niebie nad okrojoną już Rzeczpospolitą latało późną wiosną 15–20 tys. mioteł; ok. 1/4 podróżniczek przypadała na Galicję i Lodomerię. Cztery lata później sejm, zakazując tortur i procesów czarownic (było ich u nas w sumie zaledwie 5000, istne kpiny), w istocie oficjalnie pozwolił na ich napowietrzne peregrynacje. Najwięcej czarownic widywano w Galicji na zachód od Sanu. Na banerach pracujących pełną parą wytwórni mioteł widniało tam hasło PŁOT NIE PŁOT, WIEŚ NIE WIEŚ, TY MNIE BIESIE NIEŚ.

Miotły – dość siermiężne, nawet te w wersji business – wytwarzano zazwyczaj z gałązek brzozowych umocowanych do drewnianego styliska. Nie zawsze miękkie lądowania powodowały, że w dalszą podróż damy zabierały z sobą sprzęt zapasowy. Na Łysej Górze działały zakłady serwisowe i punkty sprzedaży mioteł, znacznie jednak droższych niż w miejscach startu. Dziś internet pełen jest propozycji sprzedaży brzozowych bolidów: 70-centymetrowa miotła z seryjnej produkcji kosztuje – aż trudno uwierzyć, ale łatwo sprawdzić – zaledwie 3 zł 80 groszy plus VAT. 110-centymetrowa 5 zł. 180-centymetrowa – 6 zł.

Nigdzie nie natknąłem się na ofertę sprzedaży miotły w pakiecie z uczestnictwem w spotkaniu na Łysej Górze i w dalszych atrakcjach, o których strach wspominać przed nocą. W prasie czeskiej (pisać hadko, ale cóż robić...) znalazłem sprawozdanie z dyskusji na tamtejszej Łysej Górze: piekielna (z rogami) prelegentka opowiadała podekscytowanym pasażerkom o dawnych wibratorach: siadało się w jaskini na stalagmicie i czekało na trzęsienie ziemi...

Mimo intensywnej reklamy podróży świętojańskiej na Łysą Górę nie uprawiały galicyjskie niewiasty urodzone w środy, soboty i niedziele; nawet najbardziej seksowny szatan nie zdołał namówić do siadania na miotle panie noszące imiona Marianna i Michalina (te ostatnie – jako nieprzewidywalne – nie miały w piekle dobrej opinii: „Kto to widział, kto to słychał, żeby babie było Michał”). Najczęściej widywano na tle rozświetlonej tarczy Księżyca Janiny i Łucje. Niezależnie jednak od tego, jak się która zwała, nadal w polskich domach pod koniec czerwca rozlegają się dzikie ryki małżonków: – Ty mi nie opowiadaj wiecznie o diable, miotle i jakiejś Łysej Górze, tylko powiedz wreszcie prawdę, gdzie byłaś!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski