Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia nałogu

Redakcja
Narcyza Żmichowska należała do pań palących
Narcyza Żmichowska należała do pań palących
Pod Grochowem Chłopicki dowodził z cygarem w zębach, książę Pepi na polu bitwy też otaczał się kłębem dymu. Mój ty śliczny Jasiu, Stasiu,

Narcyza Żmichowska należała do pań palących

Paliły także panie - romantyczna Maryla, Narcyza Żmichowska, nie wspominając o francuskiej przyjaciółce Chopina, wielkiej miłośniczce cygar.

I Michasiu, i Adasiu,
Bitny Franiu, mądry Stefku,
Melancholijny Józefku,
Dana ino dana,
Młodzieży cacana!
Żwawy Piotrku, mężny Jacku,
Pilny Bartku, skromny Maćku,
Mój Pawełku i Morycu,
Żydku, chłopie i szlachcicu,
Dunu ino dunu
Nie kurzcie tiutunu!
Dobry Tadziu, dzielny Antku,
Akuratny Kalasantku,
Literato Mikołajku,
Co tak lubisz palić fajku,
Dyny ino dyny,
Tiutun robi śliny.
W
Wierszyk - tak arcygrafomański, że aż uroczy - ukazał się we lwowskim "Dzienniku Polskim" w roku 1885, pod tytułem równie długim jak dramatycznym "Papirus zatruwa naszą młodzież, dla Boga ratujcie!" Wyszedł spod pióra Antoniego Sozańskiego, bibliografa i starożytnika. Inny starożytnik, krakowianin Ambroży Grabowski, też dawał upust swej antynikotynowej irytacji:
Z Moskalami przyszła do nas herbata, a Niemcy przynieśli nam jeszcze głupszy nałóg fajki, od początku tego (XIX - AK) stulecia jeszcze mało znanej, a teraz już straszliwie rozpowszechnionej, gdyż prawie każdy chłop, każdy parobczak, wyrobnik i tym podobny smrodzi fajką, i nie obaczysz człowieka klasy roboczej bez tego i nosa komina. W mieście zaś dopiero może od lat 20 zjawiły się cygara; klasa możniejsza, a nawet złym przykładem zarażona miejska hołota, nie wyjdzie na ulicę bez zatłoczonego lonta w gębie... Głupi ten nałóg wylał już daleko za brzegi i trudno go cofnąć: już małe paupry, wszyscy studenci, kupczyki, rzemieślniczkowie, służebne fagasy i wszelka niższa hałastra nie obejdzie się bez cygara, które sterczy z każdego lokaja gęby, pomimo że ten na kupno chustki do nosa zdobyć się nie może, a posługę jej zastępuje mu poła sukni lub jej podszewka.
A jednak Polacy palili. Firma Kalinowski i Przedpiórkowski w tym samym roku, w którym pan Sozański piórem zwalczał palenie, oferowała warszawiakom całkiem przyzwoitą ilość "papirusów":
Papierosy z mundsztukami: Jagódka kop. 60 za 100 sztuk, Kawalerskie, Deser, Carmen, Frou- -Frou, Bonton, Fantasie, Dubec Fort, Dubec Choisi, Dubec Moyen 1 rb. za 100. Doktorskie, Dubec Haut. Kisildelis, 1 rb. 50 kop. za 100, Dubec Superieur. Mediedie. 2 rb. za 100. Rentier i Non Plus Ultra, 3 rb. za 100.
Bez munsztuków: Szlacheckie, Pańskie, Bankierskie, Bojarskie, Rentier.
Jednak nie zawsze i nie wszędzie palono gotowe, fabryczne papierosy. Często po prostu zawijano tytoń w bibułkę, ba, w papier zgoła lub wręcz w skrawek gazety - ale to już były obyczaje gminne, żeby nie powiedzieć - bolszewickie... Jednak papierosy sporządzano także w zgoła innych sferach. Niezapomniany pan Jerzy Madeyski, krakowski historyk sztuki i dziennikarz wspominał, że do ich domu - zasobnego, ziemiańskiego - przychodziła Żydówka, w rodzinie zwana "Papierośnicą". Jej zadaniem było przygotowywanie papierosów. Jak to się robiło? Sięgnijmy po wspomnienia Szymona Kobylińskiego:
Były blaszane pudełka, długo potem służące do nici, guzików czy nieokreślonego drobiazgu domowego, pudełka z podobizną oficera marynarki i sylwetą statku na pokrywce, gdzie zawierał się ów tytoń. Zasadniczo fajkowy, lecz używany właśnie do gilz, jakie należało nabić przez składaną mosiężną rurkę o skośnym ostrzu, nabić, wypychając wonną zawartość rurki specjalnym tępym drucikiem w uchwycie, uchwyt oparłszy o piersi. Gilzy zaś, sakramentalnej marki Morwitan (firmy Herbewo: Herliczka, Bełdowski, Wołoszyński, z jedwabnikiem jako znakiem rozpoznawczym), braliśmy z tekturowego, większego pudełka. Na oderwanych z Morwitanu tekturkach lubił mój dziadek malować swoje akwarelki w plenerze; jakiś ramiarz, otrzymawszy taki prostokącik, gdzie z jednej strony widniał napis papierosowej firmy Herbewo, a z drugiej widoczek wodnymi farbami, spytał dziadka: "Na którą stronę oprawić?"
Obaj panowie, Jerzy i Szymon, pamiętali przedwojenne czasy, ale jeszcze po wojnie, w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, tu i ówdzie po domach, po szufladach pełnych rupieci, pętały się maszynki do robienia papierosów. Czy jeszcze można było kupić gilzy? Nie pamiętam, a jeżeli nawet - to i tak wszechwładnie zaczynały panować gotowe, kupne papierosy, najczęściej palone w cygarniczkach.
Cygarniczki były różne. Na samym dole cygarniczkowej hierarchii znajdowały się szklane rurki, często zwane fifkami. Tandeta, najdosłowniej groszowa, sprzedawana w kioskach "Ruchu". Nieco wyżej lokowały się cygarniczki drewniane, z wiśniowego - jak zapewniali sprzedawcy - drewna. Jeszcze wyżej - z imitacji bursztynu, w latach sześćdziesiątych kupowane w prywatnych sklepach i sklepikach, w Krakowie przede wszystkim u pana Rąba przy ulicy Sławkowskiej. Później pojawiły się cygarniczki, zwane także lufkami, z korzenia wrzośca, toczone zazwyczaj w Przemyślu. No i oczywiście tu i ówdzie można było spotkać palaczy używających starych, zazwyczaj przedwojennych, srebrnych cygarniczek lub - ale to już rzadkość niebywała - z morskiej pianki, powoli zmieniających barwę - od bieli aż po ciemny brąz.
Od wielu pokoleń Polska - mimo sprzeciwów Sozańskich i Grabowskich - kurzyła. Pachniała tytoniowym dymem, który unosił się nad siwymi głowami i nad uczniowskimi czuprynami (pamiętacie "Wspomnienia niebieskiego mundurka" i biesiady płockich pauprów - popijanie farbowanej, udającej likier siwuchy i ćmienie papierosów z podłego tytoniu). Jednak zanim sięgnięto po papierosy, własnoręcznie sprokurowane lub gotowe, zanim zaczęto palić poprzedzające je, znienawidzone przez Grabowskiego cygara, tytoniowym dymem biły w polskie niebo fajki, czyli lulki.
W XIX stuleciu, jak twierdził Stanisław Wasylewski:
Narkotykiem epoki jest tytoń, palony zrazu w fajce na długim cybuchu. Nałóg odwieczny. W przeddzień walnej rozprawy zarządza Jan III pod Wiedniem: "tytoniu aby nie kurzono pod gardłem". Ciężkie kłęby dymu fajczanego unoszą się nad całym światem romantyzmu. Nie wyjmuje fajki z ust Mickiewicz...
Żeby tylko Mickiewicz (nawiasem mówiąc, tak zapamiętały w swym nałogu, że nie zawaha się przed wyrywaniem kartek z czcigodnych książek - aby spełniały rolę fidybusa)... Palą także panie - romantyczna Maryla, Narcyza Żmichowska, nie wspominając o francuskiej przyjaciółce Chopina, wielkiej miłośniczce cygar. Pod Grochowem Chłopicki dowodził z cygarem w zębach, książę Pepi na polu bitwy też otaczał się kłębami dymu, ale fajczanego.
Jednak nie tylko lulkami zabawiali się nasi przodkowie, niuchali także - i to dzisiaj wiele wcześniej, przed fajkami oraz cygarami - tabaczkę, dzisiaj już prawie całkiem zapomnianą, w czasach mojej młodości sprzedawaną w kioskach "Ruchu". Podobno jeszcze zażywa się tabakę na Wybrzeżu, podobnie jak niedawno na Śląsku górnicy - zwłaszcza ci, którzy pracowali w gazowych kopalniach - żuli prymkę.
Tabace mały pomnik wystawił Mickiewicz:
Robak wsparty na stole wpółgłośno rozprawiał,
Tłum szlachty go otaczał i uszy nadstawiał,
I nosy ku księdzowskiej chylił tabakierce;
Brano z niej, i kicha szlachta jak możdżerze.
"Reverendissime, rzekł kichnąwszy Skołuba,
To mi tabaka, co idzie aż do czuba;
Od czasu jak nos dźwigam (tu głasnął nos długi),
Takiej nie zażywałem (tu kichnął raz drugi);
Prawdziwa bernardynka, pewnie z Kowna rodem,
Miasta sławnego tabaką i miodem.
Byłem tam już..." Robak przer-wał mu: "Na zdrowie
Wszystkim Waszmościom, moi Mości Panowie!
Co się tabaki tyczy, hem, ona pochodzi
Z dalszej strony, niż myśli Skołuba dobrodziej;
Pochodzi z Jasnej Góry; księża paulinowie
Tabakę taką robią w mieście Częstochowie,
Kędy jest obraz tylu cudami wsławiony
Bogurodzicy Panny, Królowej Korony
Polskiej...
Tabaka co rusz pojawia się w "Panu Tadeuszu", a to po tabakierkę sięga Podkomorzy, a to tabaczką raczą się - w XI księdze - dwaj niedawni antagoniści, sługa Sopliców i sługa Horeszków, obaj szlachcice zacni, choć szaraczkowi:
Ale na przyzbie domu usiedli dwaj starce,
Mając u kolan pełne miody dwa półgarce;
(...)
Ale starce miód piją, tabakierką z kory
Częstując się nawzajem, toczą rozhowory.
Tabakierka z kory - ubożuchna, zaściankowa, samoswoja. Gdzie jej tam do tabakierki Podkomorzego, prawdziwie królewskiej:
Tabakierka ze złota, z brylantów oprawa,
A w środku jej był portret króla Stanisława.
Ojcu Podkomorzego sam król ją darował,
Po ojcu Podkomorzy godnie ją piastował...
Na tabakierce księdza Robaka widniał sam cesarz Napoleon, który - jak twierdził pater - był wielkim miłośnikiem tabaki:
Gdy cesarz Napoleon w potyczce zażywa
Raz po raz, to znak pewny, że bitwę wygrywa;
Na przykład pod Austerlic; Francuzi tak stali
Z armatami a na nich biegła ćma Moskali;
Cesarz patrzył i milczał; co Francuzi strzelą,
To Moskale pułkami jak trawa się ścielą.
Pułk za pułkiem cwałował i spadał z kulbaki;
Co pułk spadnie, to Cesarz zażyje tabaki...
Rzeczywiście Napoleon chętnie sięgał do tabakiery. W Warszawie, kiedy przyjmował polską deputację, wyciągnął z kieszeni arkusz papieru, lodowatym tonem zwracając się do Michała Kochanowskiego: "Oto spis potrzeb mojego wojska. Jeśli w 24 godzin nie będą dostarczone, będziesz waćpan rozstrzelany!" Po tych słowach dobył cesarz tabakiery, a Kochanowski machinalnie sięgnął do niej biorąc szczyptę tabaki. "Cóż za diabelny człowiek! - roześmiał się Napoleon, - Obiecuję go rozstrzelać, a on bierze niuch tabaki, niby na podziękowanie!" Tabaka - oprócz tytoniu, rzecz jasna - mogła zawierać różne, często przedziwne ingrediencje: a to popiół z kory łoziny, a to z palonych grochowin. Pewna niewiasta, przez ludek warszawski zwana Srajkoziną, zdominowała tabakowy rynek. Jeszcze raz oddajmy głos Jędrzejowi Kitowiczowi:
W początkach panowania Augusta III zjawiła się w Warszawie jedna Włoszka z miasta Sirakuzys, od którego mianowała się i pisała Syrakuzana; ale pospólstwo (...) zepsutym słowem zwało ją Srajkozina. Ta tedy pani wymyśliła tabakę proszkową w takich ziarnach jak proch rusznicy i takiego koloru; wchodziły do tej tabaki prócz tytoniu, który był pierwszą i główniejszą materią tabaki, lewanda albo też olejek pomarańczowy. Kiedy tabaka była zaprawna lewandą, zwana była lewandową; kiedy olejkiem pomarańczowym, zwała się pargamutą; do obudwóch zaś gatunków przydawana koperwas dla czarności i szczypania, urynę ludzką dla lipkości i lepszego granizowania się tejże tabaki.
Jak pachniała taka tabaczka - czy bardziej tytoniem niż lawendą i jakiego aromatu przydawał jej składnik dodawany dla lipkości - trudno dzisiaj orzec...
Andrzej Kozioł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski