Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Ja tylko sygnalizuję”. Jak Urząd Marszałkowski recenzuje „Gazetę Krakowską” i „Dziennik Polski”

Wojciech Mucha
Wojciech Mucha
– Jaki cel mają przysłane pytania? Czemu miał służyć opublikowany felieton? Cóż, ja tylko sygnalizuję… – takie zaskakujące recenzje naszych tekstów i przestrogi przed kolejnymi usłyszałem od urzędniczki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego. Odczytuję to jako dość nieudolną próbę wpłynięcia na treść naszych publikacji. Bo inaczej odczytać się nie da.

Pod koniec ubiegłego miesiąca pisaliśmy, że zagraniczne wojaże urzędników i pracowników krakowskiego magistratu kosztowały miasto ponad 350 tys. zł. Napisaliśmy również, że tenże Magistrat ma zaplanowanych na ten rok jeszcze dziesięć podróży, w tym do Las Vegas, Andong oraz Dubaju. Przytoczyliśmy opinie radnych, a także wiceprezydenta Krakowa, Bogusława Kośmidera, który rozmowie z nami przekonywał, że np. podczas wyjazdu do Cannes miejskim urzędnikom udało się nawiązać kontakt z kilkudziesięcioma firmami.

Nasz tekst wzbudził dyskusję nad zasadnością niejednokrotnie egzotycznych lub kontrowersyjnych podróży, ale jednocześnie pokazał transparentność magistratu, który na swoich stronach przedstawia ich wykaz, a sami urzędnicy nie mają problemu, by komentować swe wojaże.

Idąc tym tropem postanowiliśmy sprawdzić, jak podobne wydatki kształtują się w innych Urzędach. W tym celu w poniedziałek 3 października wysłaliśmy do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego prośbę o udostępnienie wykazu tegorocznych podróży, ich kosztów, celu i efektów.

„Jaki jest cel pytań?”

Zamiast odpowiedzi na pytania, w piątek 7 października tuż przed godziną 17:00 do redaktora naczelnego „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego” (czyli do mnie) zadzwoniła Katarzyna Antosz, p.o. kierownika Biura Prasowego Urzędu Marszałkowskiego.

– Jaki cel mają pytania redaktora Bartosza Dybały o delegacje zagraniczne pracowników Urzędu? – zapytała mnie z rozbrajającą szczerością p. Antosz, dopytując jednocześnie „z czego wynika nasze zainteresowanie tym tematem”. Co ciekawe, moja odpowiedź, że media taki mają cel – przyglądamy się pracy urzędników– niezbyt ją przekonała. - Wiele się nie dowiedziałam - usłyszałem.

Co równie ciekawe, nie był to koniec „dywanika”, jaki usiłowano mi zafundować. Urzędniczka Biura Prasowego pozwoliła sobie także na zrecenzowanie felietonu innego z naszych dziennikarzy.

– Odnośnie pana Piotra Tymczaka. Ten ostatni felieton to… nie wiem, czemu miał służyć… – usłyszałem wyraźnie rozgoryczonym tonem. Chodziło o felieton poświęcony Igrzyskom Europejskim, współorganizowanym przez Marszałka Województwa. I gdy odparłem, że nie mam zwyczaju ingerować w felietony moich dziennikarzy p. Antosz stwierdziła, że jedynie mi „sygnalizuje”. Cóż takiego? Tego mogę się tylko domyślać. Zapewne bym się poważnie zastanowił nad sobą, redaktorami Tymczakiem i Dybałą i naszym karygodnym zachowaniem.

Pomijając ton i fakt, że pracownica Urzędu zachowywała się podczas rozmowy, jakby oczekiwała ode mnie samokrytyki, trudno odczytać całą rozmowę inaczej, niż jak dość nieudolną próbę zmuszenia nas, byśmy nie poruszali pewnych tematów, lub pisali tak, jak podoba się to w Urzędzie Marszałkowskim.

Przyznam, że choć w Prawie Prasowym są na to paragrafy, to z podobną historią się nie spotkałem. Cóż, na mnie wrażenia to nie zrobiło, ale jeśli pani Antosz pozwala sobie na podobne telefony do mnie, to kto wie – może to powszechna praktyka w Urzędzie? I jeśli tak, to ile tekstów w ten sposób „zatrzymano”?

Dlatego chciałbym dowiedzieć się od Marszałka Witolda Kozłowskiego, czy zamierza coś z tym zrobić? Trudno przecież sobie nawet wyobrazić, by wiedział o tej sprawie lub co gorsza ją inspirował. Do tego, że rzecz powinna zainteresować także Centrum Monitoringu Wolności Prasy, nie musimy się chyba przekonywać.

Na koniec tej żenującej historii przytoczę słowa jednego z moich poprzedników:

"Dziennik Polski nie jest organem Ministerstwa Informacji i Propagandy, nie podlega mu, nie może więc wobec tego Naczelnik Wydziału Prasowo–Informacyjnego Wojewódzkiego Urzędu Informacji i Propagandy wydawać pismu naszemu dyspozycji, jakie, kiedy i w jakim miejscu mają być zamieszczone artykuły".

(Stanisław W. Balicki, redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", w piśmie do Wojewódzkiego Urzędu Informacji i Propagandy. Listopad/grudzień 1945 r.)

Ps. Wspomniany przez p. Antosz felieton red. Piotra Tymczaka publikujemy poniżej. Niech Czytelnicy sami ocenią, „czemu służy”. I czy tak trudno to wywnioskować z lektury.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Ja tylko sygnalizuję”. Jak Urząd Marszałkowski recenzuje „Gazetę Krakowską” i „Dziennik Polski” - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski