Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak okręt artyleryjski „Kraków” został „Smoleńskiem”

Paweł Stachnik
ORP „Kraków” podczas pierwszego rejsu z Krakowa do Warszawy, jesień 1926 r.
ORP „Kraków” podczas pierwszego rejsu z Krakowa do Warszawy, jesień 1926 r. Fot. Archiwum
Historia. Wybudowany na początku lat 20. ub.w. w Krakowie monitor - okret artyleryjski ORP „Kraków” wziął udział w kampanii wrześniowej, a potem w wojnie niemiecko-sowieckiej. Dziś jego wrak bezpowrotnie niszczeje w wodach rzeki Desny na Ukrainie.

Na początku lat 20. ub.w. Kierownictwo Marynarki Wojennej uznało, że należy rozpocząć budowę tzw. monitorów rzecznych, czyli dużych jednostek pływających po wodach śródlądowych. Dotychczas w polskiej służbie znajdowały się cztery monitory -„Warszawa”, „Toruń”, „Pińsk” i „Horodyszcze” - służące we Flotylli Wiślanej i Pińskiej. Zostały one jednak wybudowane nie w Polsce, lecz w Stoczni Gdańskiej. Tymczasem pożądane było, aby jednostki takie powstawały w kraju, w rodzimych przedsiębiorstwach.

Stocznia na Grzegórzkach

Na podstawie dwóch projektów opracowanych przez oficerów Marynarki stworzono jeden końcowy, a budowy dwóch jednostek podjęły się Polskie Fabryki Maszyn i Wagonów L. Zieleniewskiego w Krakowie. Prace odbywały się w stoczni Zieleniewskiego na Grzegórzkach. Zamiast przewidzianych 12 miesięcy, dwa okręty budowano z problemami, aż 32 miesiące…

Jednostki nazwano ORP „Kraków” i ORP „Wilno”, a 31 października 1926 r. na Wiśle w Warszawie odbyło się ich uroczyste poświęcenie i podniesienie bandery. Monitory przydzielono do Flotylli Pińskiej. Zostały tam włączone do I Dywizjonu Bojowego. Służyły w nim do 1939 r.

Historię budowy i służby monitorów ze względu na miejsce budowy nazywanych „krakowskimi” opisał w swojej najnowszej książce pt. „Pancerniki na Morzu Pińskim 1920-1941” znany historyk Mariusz Borowiak.

Po wybuchu wojny jednostki Flotylli, w tym ORP „Kraków”, przystąpiły do wykonywania przewidzianych na tę okoliczność zadań. Osłaniały m.in. ważne przeprawy: Mosty Wolańskie na Prypeci, most kolejowy i drogowy na rzece Jasiołdzie oraz żelazny most drogowy przez Pinę w samym Pińsku.

Po 16 września ORP „Kraków” został przydzielony do pododcinka „Osobowicze” między Horodyszczem a Mostami Wolańskimi. Nie mógł tam jednak dotrzeć ze względu na niski stan wody. Upalne lato sprawiło, że na poleskich rzekach odsłoniły się liczne mielizny znacznie utrudniające żeglugę.

17 września o godz. 11 do dowództwa Flotylli dotarła informacja o sowieckich oddziałach, które przekroczyły granicę i posuwają się na zachód. Dowodzący okrętami kmdr Zajączkowski, zameldował dowódcy Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszkowi Kleebergowi (któremu podlegała Flotylla), że bardzo złe warunki żeglugowe wykluczają jakiekolwiek działania bojowe okrętów, a nawet ich wycofanie na zachód. W takiej sytuacji generał nakazał zniszczenie wszystkich jednostek rzecznych Marynarki Wojennej na Polesiu.

„Kraków” idzie na dno

Dowódca ORP „Kraków” kpt. Jerzy Wojciechowski nie zdecydował się na zatopienie swojej jednostki. Postanowił wycofać się do Pińska, a stamtąd dalej na Kanał Królewski i spróbować podjąć walkę z Niemcami, by - jak napisał we wspomnieniach - „nie kończyć wojny bez strzału”. „Do Pińska przychodzę w dniu 20 września o godz. 16.15, oddając po drodze ostatnie honory bratniemu ORP Wilno, wysadzonemu w pobliżu wsi Osobowicze przez jego dowódcę kpt. mar. Edmunda Jodkowskiego. Widok straszny: jedna kupa rozszarpanego żelastwa z tak pięknej jednostki”.

W Pińsku „Kraków” został przydzielony do grupy lekkich jednostek kmdr. ppor. Stefana Kamińskiego, która miała odpłynąć na zachód, by tam podjąć walkę z Niemcami. 20 września, na krótko przed wkroczeniem Sowietów do miasta, kolumna okrętów i ostatnie oddziały Wojska Polskiego szybko opuściły Mińsk. Następnego dnia okręty dopłynęły pod Kuźliczyn, gdzie natknęły się na zniszczony przez polskich saperów most kolejki wąskotorowej.

Zwalone przęsła uniemożliwiały przepłynięcie. Można było je wysadzić w powietrze i w ten sposób utorować drogę, ale kmdr. Kamiński nie zdecydował się na to ze względu na stojące blisko domy mieszkalne.

W takiej sytuacji dowódca wydał rozkaz zatopienia jednostek, po wcześniejszym zdjęciu z nich broni maszynowej, sprzętu telefonicznego i amunicji. Tak pisał o tym dowódca ORP „Kraków” kpt. Jerzy Wojciechowski: „Po otrzymaniu rozkazu o zatopieniu organizuję osłonę artyleryjska przed ewentualny, atakiem band dywersyjnych, a po rozładowaniu sprzętu i zatopieniu wszystkich mniejszych jednostek polecam zatopić ORP Kraków, co nastąpiło o godz. 14.10. Pamiątkowa bandera ofiarowana w 1926 roku przez miasto Kraków oraz dziennik okrętowy zabieram ze sobą”.

Przed zatopieniem jednostki jej maszyny zostały zdekompletowane, zamki od dział wyjęte i wrzucone do wody, podobnie amunicja artyleryjska, broń maszynowa i naboje do niej zabrane. Okręt zatopiono przez zrobienie dziur w kadłubie. W ten sposób ORP „Kraków” zakończył swój udział w kampanii wrześniowej.

Marynarze z zatopionych jednostek (na dno poszło ich 25) zostali włączeni do Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” i wzięli udział w walkach z Sowietami i Niemcami.

Teraz „Smoleńsk”

Nie zakończyło to jednak historii „Krakowa”. Już pod koniec września Rosjanie podnieśli go, wyremontowali i włączyli do swojej Flotylli Dnieprzańskiej pod nazwą „Smoleńsk”. Później przeniesiono go do Flotylli Pińskiej z bazą w Pińsku.

Jednostka pod sowiecką banderą zapisała piękną kartę bojową po niemieckim ataku na ZSRR w czerwcu 1941 r. Współpracując z jednostkami lądowymi ostrzeliwał pozycje i oddziały nieprzyjaciela. Podczas jednej z takich akcji sam został ostrzelany przez niemiecką artylerię, w efekcie czego zginęło ośmiu marynarzy, a 11 odniosło rany. Okręt został uszkodzony.

Po remoncie, w sierpniu „Smoleńsk” operował na Dnieprze, m.in. wspierając 147. Dywizję Strzelców broniącą Kijowa i zwalczając niemiecką artylerię. Potem został przesunięty na rzekę Desnę, gdzie we wrześniu osłaniał przeprawę sowieckich oddziałów na drugi brzeg. Gdy z powodu postępów wojsk niemieckich niemożliwe stało się wycofanie do Kijowa, jednostka została wysadzona w powietrze 12 września 1941 r. na Desnie, w miejscowości Ładinka poniżej Czernihowa.

Jak pisze Mariusz Borowiak w swojej książce, wiosną 2005 r. wrak „Krakowa”/„Smoleńska” został zlokalizowany. Próbę jego penetracji podjęli członkowie Ukraińskiego Towarzystwa Weteranów Rozpoznania Morskiego przy udziale polskiego zespołu złożonego z ekipy TVP Lublin, dziennikarzy, historyków i znawców dziejów Flotylli Pińskiej. 23 kwietnia kilku płetwonurków przeprowadziło na głębokości 2 m eksplorację kadłuba.

Uratować wrak

Nurkowie stwierdzili, że kadłub spoczywa 2 metry pod lustrem wody, do połowy zasypany piachem. Wydobyto z niego kilka drobnych elementów metalowych pochodzących z poszycia kadłuba. Z kolei od jednej z okolicznych mieszkanek ekipa TVP dostała fragment talerza z wyposażenia „Krakowa” z emblematem Polskiej Marynarki Wojennej.

Udało się też dowiedzieć, jakie były powojenne losy wraku. Otóż w latach 70. ub.w. poziom wody na Desnie obniżył się znacznie, a wtedy oczom mieszkańców ukazała się w całej okazałości kadłub „Smoleńska”. Okoliczne dzieci zaczęły ochoczo wchodzić na wrak, by się tam bawić. Przez włazy dostawały się do wnętrza wynosząc stamtąd rozmaite przedmioty,m w tym także amunicję, By przerwać te niebezpieczne zabawy na polecenie przewodniczącego kołchozu cała górna, wystająca nad wodę część okrętu została pocięta palnikami.

Przedziały amunicyjne zasypano przy pomocy koparki ziemią. Nadbudówki oddano na złom. Gdy poziom wody znów się podniósł, wrak został przykryty, a na nasypanej ziemi wyrosła trawa.

Od kilku lat zarząd Ogólnowojskowej Organizacji Kijowskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego wraz z czernichowską grupą historyczną „Dnieprowcy” i władzami Czernichowa chcą uchronić ciągle spoczywający w Desnie wrak okrętu. Niestety, na jego podniesienie nie ma pieniędzy. W planach jest natomiast stworzenie w pobliskiej wsi Ładynka małej izby historycznej poświęconej jednostce i noszącej nazwę „Historia jednego okrętu”.

Zgromadzono już od okolicznych mieszkańców rozmaite przedmioty pochodzące z wraku, m.in.: akumulatory, pokrywy włazów, drzwi do jednej z wież artyleryjskich z oryginalną tabliczką z polskim napisem „Wieża armatnia I”. Czy uda się kiedykolwiek podnieś wrak „Krakowa”/„Smoleńska” i umieścić go w muzeum? Jak pisze na końcu swojej książki Mariusz Borowiak, szanse na to z każdym rokiem maleją…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski