Do Hutnika trafił jako mały chłopak. Mając 17 lat, zadebiutował w II lidze. – W 1978 roku, a więc jako 19-latek, zostałem powołany do reprezentacji Polski B, prowadzonej przez Bernarda Blauta. Propozycje miałem praktycznie z całej ekstraklasy – wspomina nasz bohater. – Z Widzewa przyjechali po mnie prezes Sobolewski i kierownik drużyny, pan Wroński... Więcej farta w tamtych czasach miał Andrzej Iwan, z którym wychowywaliśmy się w Nowej Hucie. On wcześnie przeszedł do Wisły – i zaistniał.
Karaś, błyskotliwy środkowy pomocnik, z Hutnika przeniósł się do... jednostki wojskowej przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie.
– W Legii dowiedzieli się, że się pojawiłem i wzięli mnie na próbę. Akurat następowała zmiana trenera: kończył w zimie swoją pracę Kazimierz Górski, przychodził Jurek Kopa. Ja miałem za sobą już trochę rozegranych meczów w II lidze, dlatego nie dawałem się i już w tej Legii zostałem. Od pierwszego meczu na wiosnę 1983 grałem w podstawowym składzie.
Przy Łazienkowskiej krakowianin stał się czołową postacią ligi, latem 1984 r. zaczął grać w kadrze. Dwuletnia służba wojskowa jednak dobiegała końca i nie było przesądzone, że Karaś w Legii pozostanie...
– W październiku graliśmy w Zabrzu z Grecją mecz eliminacji mistrzostw świata. Wszedłem w drugiej połowie, gdy przegrywaliśmy 0:1. Smolarek i Dziekanowski po moich podaniach strzelili bramki, wygraliśmy 3:1. Mówiono, że coś tam pomogłem... Niestety, podczas tamtego meczu zerwałem więzadła, chyba z pół godziny grałem z uszkodzonym kolanem. Kilka dni później przeszedłem w Warszawie operację, w szpitalu przy Barskiej... Wcześniej miałem propozycje z innych klubów, ale przez tę kontuzję oczywiście upadły. Zostałem praktycznie sam. Dlatego kiedy szef Legii Zenon Olszak przyjechał do szpitala i spytał, czy zostaję – odpowiedziałem: tak.
Po 11 miesiącach Jan Karaś wrócił do reprezentacji. A w 1986 roku pojechał do Meksyku na mistrzostwa świata. Zagrał tam w trzech meczach, a szczyt jego piłkarskiej kariery zbiegł się z narodzinami drugiego syna.
Ale – czy na pewno szczyt kariery? Przecież po mundialu, gdy na stanowisku selekcjonera Antoniego Piechniczka zastąpił Wojciech Łazarek, wychowanek Hutnika został kapitanem reprezentacji Polski... Z opaską wystąpił m.in. w Amsterdamie przeciwko Holendrom, w meczu kwalifikacji do mistrzostw Europy 1988. – U nas grali m.in. Boniek i Smolarek, a tam: Rijkaard, Van Basten, Gullit czy ten blondyn z mocnym strzałem... Koeman – wspomina Karaś. – Ale ja presji nigdy się nie poddawałem. I wtedy też powiedziałem sobie – albo ja, albo oni. Mecz skończył się remisem 0:0. Tamta Holandia później wygrała mistrzostwa Europy.
W 1988 roku Karaś rozegrał ostatni, 16. mecz w kadrze (w biało-czerwonych barwach strzelił jedną bramkę – Korei Północnej). Latem ’89 odszedł z Legii. Pograł w Grecji (Larissa), w Finlandii (Vaasan Palloseura). Powrót do Polski był powrotem do Warszawy.
– W Krakowie bywam rzadko – nie ukrywa 55-latek. Obecnie, mimo zdrowotnych dolegliwości, wciąż działa w futbolu. W Legionie Warszawa.
– Seniorzy z naszego klubu grają w lidze okręgowej. Przede wszystkim jednak trenujemy dzieci, młodzież w ośmiu grupach wiekowych. Było u nas prawie trzysta dzieci, teraz trochę mniej, bo cały rocznik 1999 zabrała nam szkółka Barcelony, która wyrzuciła nas też z miejsca, w którym trenowaliśmy – opowiada Karaś.
I podkreśla, że to rywalizacja jest motorem postępu: – Kiedy miałem 15 czy 16 lat, to w jednym roczniku w Hutniku były trzy drużyny, 60–80 chłopaków. Na trening wychodziła szarańcza. Ci z trzeciego zespołu walczyli o wejście do drugiego, ci z pierwszej drużyny musieli dobrze grać, by się w niej utrzymać. Dzisiaj trenującej młodzieży jest znacznie mniej i to odbija się na poziomie polskiej piłki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?