MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jubileusz bez sukcesu

Redakcja
Irena Kosmowska
Irena Kosmowska
Naczelnik Państwa, Józef Piłsudski, 28 listopada 1918 r. podpisał dekret o ordynacji wyborczej. W tym dekrecie, opublikowanym oficjalnie następnego dnia, znalazły się dwa zapisy. Pierwszy - Wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel państwa, bez różnicy płci, który do dnia ogłoszenia wyborów ukończył 21 lat. I drugi - Wybieralni do Sejmu są wszyscy obywatele (obywatelki) państwa posiadający czynne prawo wyborcze. Pierwsze wybory w odrodzonym państwie polskim odbyły się więc z udziałem kobiet, które nie musiały sobie tego prawa wywalczyć, jak w większości innych państw na świecie. Przeciwnie - prawo wyborcze kobiet w Polsce stało się jednym z elementów budowanego systemu.

Irena Kosmowska

90 lat temu, 26 stycznia 1919 r., Polki poszły do urn wyborczych. Zawdzięczały uzyskanie prawa wyborczego niepodległej Polsce, nie sufrażystkom.

Aleksandra Piłsudska we wspomnieniach twierdziła, że prawa wyborcze kobiet w Polsce leżały na sercu jej mężowi jeszcze przed rewolucją 1905 r. Nie dlatego, że był socjalistą, ale dlatego, że przekonał go Adam Mickiewicz, który w Księgach Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego napisał "Niewieście, towarzyszce życia, równe we wszystkim prawa".

Walka o niepodległość zamiast walk sufrażystek

W Polsce były "emancypantki", nie było sufrażystek, dosłownie walczących na ulicach z policją i z własnym państwem. Za to od początku lat 60. wieku XIX kobiety coraz liczniej brały udział w ruchach niepodległościowych. W większości programów tych ruchów pojawiały się hasła równouprawnienia kobiet, działaczki pilnowały, aby w programach niepodległościowych uwzględniano "kwestię kobiecą". Dążenia emancypacyjne oczywiście były silne, kobiety walczyły o prawo do edukacji, pracy zawodowej, prawo do opieki medycznej i ochronę macierzyństwa. Ich sytuacja prawna była zróżnicowana, zależnie od zaboru, ale zawsze upośledzona. Jednak najważniejsze było odzyskanie niepodległej Ojczyzny. Wierzono, że będzie sprawiedliwa i demokratyczna, a więc uzna także prawa kobiet.
Istotnie, niepodległa Polska znalazła się wśród grupy państw, które wcześnie przyznały prawa wyborcze i polityczne kobietom.
Początek dały państwa anglosaskie. Terytorium Wyoming w USA przyznało kobietom czynne i bierne prawo wyborcze włącznie z wyborami prezydenckimi w 1869 r. Kilka lat później to samo stało się w stanach Kolorado i Utah. Następne były Nowa Zelandia (1893 r.) i Australia (1902 r.). W Europie przodowała Skandynawia: Finlandia w 1906 r., następnie Norwegia (1913 r.), Dania i Islandia (1915). W 1918 r. parlament USA uchwalił XIX poprawkę do konstytucji gwarantującą prawa wyborcze obywatelek, ale proces ratyfikacji trwał do 1920 r. W Polsce posłanki już zasiadały w Izbie Poselskiej. Później niż w Polsce prawa wyborcze kobiety otrzymały w Szwecji (1921 r.), Wielkiej Brytanii (1928), w Hiszpanii (1930 r.) i w kilku innych państwach.
W większości państw Ameryki Południowej kobiety uzyskały prawa wyborcze w latach 20. i 30. ub. wieku, głównie dzięki poparciu duchowieństwa katolickiego, które słusznie oceniało, że kobiety w tych społeczeństwach nie ulegają lewackiej propagandzie.
Dopiero po II wojnie światowej kobiety mogły wybierać i być wybierane we Francji (w 1944 r. przeforsował to osobiście gen. de Gaulle), we Włoszech (w 1945 r., w ramach defaszyzacji państwa), w Grecji (1952 r.), w Szwajcarii (1971 r., ale w jednym z kantonów dopiero w 1991 r.!), w Portugalii (1974 r.).
Polki licznie głosowały 26 stycznia 1919 r., choć brak danych o ich frekwencji. Najbardziej liczący się tytuł prasowy dla kobiet, "Bluszcz", odnotował, że przy urnach nie zabrakło dam z towarzystwa, dzielnych ziemianek, pań z inteligencji, a nawet wieśniaczek w kożuszkach okutanych w ciepłe chusty.

Początki

Jeśli chodzi o korzystanie przez Polki z biernego prawa wyborczego, to w sejmie wybranym jako Sejm Ustawodawczy na 444 posłów znalazło się 6 kobiet (zaledwie 1,8 proc.). Były to dr Gabriela Balicka, Jadwiga Dziubińska, Irena Kosmowska, Maria Moczydłowska, Zofia Moraczewska i Zofia Sokolnicka. Wszystkie były działaczkami niepodległościowymi, z dużym dorobkiem w pracy oświatowej i spółdzielczej, zwłaszcza na wsi. Kosmowska, posłanka z PSL "Wyzwolenie", była więziona przez Rosjan za działalność niepodległościową. Działały głównie w komisji oświaty i zdrowia. Moraczewska miała spory wkład w przygotowanie projektu Konstytucji uchwalonej 17 marca 1921 r., która zachowała prawa wyborcze dla kobiet, tak jak były zapisane w dekrecie Naczelnika Piłsudskiego. Podobnie jak późniejsza Konstytucja z kwietnia 1935 r.
W sejmie I kadencji (wybranym po uchwaleniu konstytucji) zasiadało siedem posłanek. Rekordowa była kadencja 1930 - 1935 - kiedy kobiety otrzymały 15 mandatów.
Jednak przez całe międzywojenne XX-lecie reprezentacja kobiet w parlamencie nie była liczna, co jest jakąś miarą niewielkiej aktywności politycznej Polek. Łącznie w II RP kobiety uzyskały 41 mandatów poselskich i 20 senatorskich. Wszystkie parlamentarzystki miały gruntowne wykształcenie. 61,3 posłanek ukończyło wyższe studia. Wśród pań senatorów po studiach było 10. Pozostałe parlamentarzystki miały maturę i szkoły półwyższe. W parlamencie wyróżniały się pracą merytoryczną. Miały szczególny wkład w ustawę z 1 lipca 1921 r. zmieniającą krzywdzące kobiety przepisy kodeksu cywilnego obowiązującego na terenie b. zaboru rosyjskiego. Uchwalono dzięki pracy parlamentarzystek ustawy o ochronie pracy kobiet i młodocianych oraz o ochronie macierzyństwa.

Stereotypy, dyskryminacja i bierność

Ogólnie aktywność polityczna kobiet w całym XX-leciu była niska. Trudno obiektywnie ocenić przyczyny. Z jednej strony wiele wskazuje na brak zainteresowania kobiet tą dziedziną życia publicznego. Na pewno powszechna była pewna dyskryminacja, wynikająca z braku zaufania do kobiet w polityce. Trudno było przełamać stereotypy. Brakowało przecież i wzorców i doświadczeń. Kariera w polityce wymaga czasu, a 20 lat okresu międzywojennego to było za krótko, aby ją osiągnąć. Bardzo nieliczne kobiety znalazły się w aparacie władzy - mieliśmy jedną kobietę wiceministra w resorcie oświaty, w dyplomacji - dwie wysokie urzędniczki, kilku sędziów. Było trochę kobiet na niższych szczeblach administracji państwowej i samorządowej, głównie w Wielkopolsce. Trzeba jednak pamiętać, że poza Skandynawią, Australią i Nową Zelandią - w żadnym z państw, które przyznały prawa wyborcze kobietom, w zasadzie nie uczestniczyły one aktywnie w polityce. Mawiano "równe prawa, ale nierówne szanse".
Współcześnie, w III RP też nie możemy się pochwalić dużą rolą kobiet w polityce. Zostaliśmy daleko w tyle za niemal wszystkimi państwami zachodnimi, a także takimi, jak Indie czy Sri Lanka. Jest to o tyle dziwne, że wśród państw europejskich właśnie w Polsce najwięcej kobiet prowadzi własną działalność gospodarczą. Jednak wg badań CBOS, aż 71 proc. kobiet odrzuciłoby awans na stanowiska kierownicze, a ponad 72 proc. nie chce zajmować się polityką "poza głosowaniem w wyborach". Wciąż mamy mało kobiet w parlamencie - posłanki stanowiły 9,6 proc. w Sejmie I kadencji, ostatnio ten procent wzrósł w V i VI kadencji do 20, 4 i 20, 43 proc. Ani razu kobieta nie była marszałkiem czy wicemarszałkiem Sejmu, a także szefem klubu parlamentarnego. W Senacie jest jeszcze gorzej, bo choć Alicja Grześkowiak była marszałkiem tej izby, trzy kobiety były też wicemarszałkami - to liczba pań senatorów spada, w Senacie VII kadencji jest ich tylko 8. Mniej niż w bywało w Senacie II RP.

Kobiety we władzy

Miarą wpływu na politykę jest przede wszystkim udział w rządzie. Mieliśmy kobietę premiera, Hannę Suchocką, ale tylko trochę ponad rok. Potem długo, długo nic - i wicepremiera Zytę Gilowską w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. W kilku rządach - po kilka pań ministrów, ale chyba o żadnej nie można powiedzieć, że wywierała szczególny wpływ na politykę. O wiele większy wpływ od lat ma opiniotwórcza socjolog i politolog Jadwiga Staniszkis.
Ostatnio coś jakby drgnęło - wiceszefami dwóch największych partii są kobiety: w PiS - Aleksandra Natalli-Świat, w PO - Hanna Gronkiewicz-Waltz. Może jedna z nich trafi za jakiś czas na listę "100 najbardziej wpływowych kobiet świata" czasopisma "Forbes".
Napoleon Bonaparte twierdził, że państwa upadają, gdy kobiety rządzą sprawami publicznymi. Albo rzeczywiście był mizoginem, albo nie znał historii - w każdym razie gruntownie się mylił. W ciągu dziejów ludzkości zdarzały się kobiety sprawujące władzę i rządzące mężczyznami, choć nie istniało formalne równouprawnienie, prawo wyborcze kobiet itd. Wiele z nich było świetnymi władcami, niektóre ratowały swoje państwa przed klęską czy upadkiem. Charyzmatyczna patriotka Joanna d'Arc, monarchinie Izabella Kastylijska, Elżbieta I Tudor, Wiktoria, Maria Teresa Habsburg, caryca Katarzyna II, kilka władczyń skandynawskich. O nich Korsykanin zapomniał. W II połowie XX wieku kobiety sięgnęły po władzę w systemach parlamentarnych. Dziwne - żadna z nich nie była feministką. Co jeszcze dziwniejsze - pierwsze pojawiły się w krajach, gdzie status kobiet w społeczeństwie jest niski. Indira Ghandi - premier Indii, Benazir Bhutto w islamskim Pakistanie.
W Polsce cenimy kobiety, ale być może marnujemy jakiś wybitny talent polityczny na miarę Angeli Merkel czy Condoleezy Rice, tylko, dlatego, że jest kobietą. Brak Józefa Piłsudskiego, żeby ją dostrzegł...
Teresa Wójcik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski