Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy polskie płace dogonią niemieckie

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
(zdjęcie ilustracyjne)
(zdjęcie ilustracyjne) fot. Marcin Osman
Dochody. Możemy dziś kupić sześć razy więcej towarów niż w PRL-u, ale wciąż dwa razy mniej niż Anglicy i Niemcy. PiS chce przyspieszyć nasz pościg za bogatą Europą.

Kilogram schabu 80 zł, kurczaka 54 zł, kiełbasy zwyczajnej 44 zł, cukru 26 zł, cebuli 11 zł, bananów 45 zł; kostka masła 18 zł, mała paczka kawy 62 zł, pół litra wódki 82 zł, prosty tapczan 4,1 tys. zł, telewizor 22 tys. zł, najtańszy samochód od ręki 158 tys. zł. Gdzie takie ceny? W… PRL-u. W 1977 roku przeciętna pensja w Polsce wynosiła ok. 4,2 tys. zł, czyli nominalnie tyle, ile wynosi dziś.

PRZECZYTAJ KOMENTARZ AUTORA: Mamy apetyt na wyższe płace

Strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy obecnie mieli w sklepach takie ceny. Nawet po uwzględnieniu faktu, że owe 4,2 tys. zł dostawaliśmy w PRL „na rękę”, a dziś - po opłaceniu podatków i składek ZUS - ze średniej pensji zostaje niespełna 3 tys. zł, siła nabywcza wynagrodzenia przeciętnego Polaka wzrosła sześciokrotnie.

Dotyczy to żywności i odzieży, a także używek (z wyjątkiem papierosów). Towary przemysłowe, w tym sprzęt RTV, potaniały nawet kilkunastokrotnie. Tańsza jest też benzyna, której litr kosztował za Gierka aż 11 zł. Zbliżone mamy ceny gazu i prądu, wzrosły natomiast czynsze i inne koszty utrzymania (woda, ciepło, śmieci), średnio dwu-, trzykrotnie.

Przeciętnego Kowalskiego bardziej interesuje jednak to, jak jego pensja ma się do zarobków zachodnich Europejczyków. Tu nadal jest słabo, choć po wejściu do Unii Europejskiej skracaliśmy dystans w tempie niespotykanym w historii. Zestawianie płac nominalnych wypada dla nas katastrofalnie. Płaca minimalna w Luksemburgu to równowartość 8 tys. zł, a w Holandii i Francji - 6 tys. zł. Ale z uwagi na olbrzymie różnice cen o wiele bardziej miarodajne jest porównanie siły nabywczej. Uwzględniając fakt, że ceny większości podstawowych towarów (jedzenia, ciuchów) w Polsce są najniższe w UE, zarabiamy już blisko 70 proc. tego, co przeciętny mieszkaniec Unii. A w chwili wejścia do UE wskaźnik ów wynosił nieco ponad 42 proc.

Bardzo dobrze wypada tu Małopolska, która dokonała skoku z 38 do 72 proc. i z grona najbiedniejszych awansowała do piątki najzamożniejszych regionów w Polsce. Przeciętny Małopolanin ma siłę nabywczą wyższą niż Czech i Grek, a zbliżoną do Portugalczyka. Ale wolimy się porównywać z Niemcami i Anglikami. A ci wyprzedzają nas wciąż o dwie długości.

Rząd chce przyspieszyć nasz pościg, podnosząc skokowo najniższe płace. Czy wywinduje to także pensje pozostałych, nie powodując inflacji, która, jak w latach przełomu, pożre całe podwyżki? Warto pamiętać, że w 1994 roku średnia pensja w Polsce przekroczyła 5... milionów zł, a można było za nią kupić wielokrotnie mniej niż dziś.

Europejski urząd statystyczny bada, ile towarów można kupić w danym kraju za tzw. medianę - czyli wynagrodzenie otrzymywane przez co najmniej połowę pracujących. Mediana ma tę przewagę nad średnią płacą podawaną przez GUS, że lepiej oddaje faktyczne dochody.

Polska mediana za zeszły rok wyniosła 3,3 tys. zł, czyli 2366 zł na rękę. Z taką kwotą nie poszalejemy na Zachodzie, ale w Polsce ceny większości podstawowych towarów (jedzenia, ubrań) są najniższe w Europie, co znacząco poprawia naszą sytuację.

W rankingu siły nabywczej lokujemy się w samym środku europejskiej tabeli, wyprzedzając wszystkie kraje postkomunistyczne oraz Greków. Depczemy po piętach Portugalczykom. Z Francją przegrywamy 1,7 do 1, z Niemcami - 1,9 do 1, z Wielką Brytanią - 2 do 1. Co dalej? Według większości ekonomistów przy obecnym tempie wzrostu gospodarczego nasz pościg za czołówką Unii Europejskiej zakończy się sukcesem za... 25 lat.

PiS chce, byśmy dokonali tego dwa razy szybciej. Służyć temu ma m.in. radykalne podniesienie najniższych dochodów. Rząd proponuje, by od nowego roku płaca minimalna na etacie wynosiła 2 tys. zł, a minimalna stawka godzinowa na zleceniach - 13 zł. W przypadku około miliona zleceń oznaczałoby to podwojenie stawek z dnia na dzień.

Buntują się przeciwko temu pracodawcy, zwłaszcza w branży ochroniarskiej i sprzątającej, płacący dzisiaj pracownikom po ok. 7 zł za godzinę. Zwracają uwagę, że w ciągu ostatnich 8 lat płaca minimalna została podwojona. Jej dalsze radykalne windowanie - drogą decyzji politycznych - oznacza olbrzymi wzrost kosztów dla przedsiębiorców.

Samo ozusowanie umów-zleceń (od tego roku) zwiększyło koszty firm ochroniarskich o jedną trzecią. Nie wszystkie poradziły sobie z tym i od stycznia pracę straciło już 50 tys. osób. Stawka 13 zł za godzinę podniosłaby koszty o 100 proc., co grozi kolejnymi zwolnieniami.

Z drugiej strony faktem jest, że kilkuzlotowe stawki w ochronie i na kasach w markecie to patologia. Z głodowych pensji próbowało się w ostatnich latach utrzymać 1,5 mln pracowników z rodzinami. Politycy są zgodni, że wymaga to interwencji państwa. I dużych pieniędzy z budżetu: instytucje publiczne, które zlecały usługi ochroniarskie i sprzątające firmom oferującym najniższe ceny, muszą zaakceptować dużo wyższe koszty.

Rząd musi również wziąć pod uwagę nieuchronne problemy mikrofirm zatrudniających do 9 osób (stanowią one 80 proc. przedsiębiorstw w Polsce). Mediana płac wynosi tam dziś ok. 2,4 tys. zł, a właściciel jest często najciężej pracującym i najmniej zarabiającym pracownikiem. Organizacje gospodarcze zwracają uwagę, że pensja 2 tys. zł kosztuje przedsiębiorcę tak naprawdę 2412 zł, z czego pracownik dostaje na rękę 1459 zł. Resztę zabiera państwo. Obciążenia, zwłaszcza składki ZUS, już teraz są dla takich firm zabójcze.

- To jest problem, którym w pierwszym rzędzie powinni się zająć decydenci. Rzeczywiste koszty pracy stanowią dla wielu drobnych przedsiębiorców poważną barierę i przez to hamują rozwój gospodarczy Polski. A bez rozwoju gospodarczego kraju nie można marzyć o wzroście realnych dochodów jego mieszkańców - komentuje Andrzej Tutajewski, prezes Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych, zrzeszającego tysiące firm, głównie małych i średnich.

Przedsiębiorcy obawiają się, że zamiast pobudzać wzrost gospodarczy, politycy mogą ulec pokusie drukowania pustych pieniędzy, co prędzej czy później skończy się wysoką inflacją, która pożre nasze nominalnie wyższe płace.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski