MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kiedyś było magicznie, dziś jest zabawnie

Redakcja
Matthew Lewis i Bonnie Right w Krakowie.Ci to mają magiczne życie! Fot. Grzegorz Ziemiański
Matthew Lewis i Bonnie Right w Krakowie.Ci to mają magiczne życie! Fot. Grzegorz Ziemiański
MATTHEW LEWIS, czyli filmowy Neville Longbottom, opowiada o kulisach kręcenia historii o Harrym Potterze

Matthew Lewis i Bonnie Right w Krakowie.Ci to mają magiczne życie! Fot. Grzegorz Ziemiański

To prawda, że gdy byłeś młodszy, odgrywałeś rolę Harry'ego Pottera w swoim pokoju?

- (śmiech) Prawda! Miałem wtedy dziewięć czy dziesięć lat. Przeczytałem właśnie pierwsze książki o Potterze i historia niesamowicie mnie wciągnęła. Poubierałem się w jakieś suknie, z ogrodu przyniosłem kijek i stałem się Potterem na jedno popołudnie.
Starałeś się zatem o rolę Pottera w filmie?
- Nie. Byłem tak wielkim fanem książek J.K. Rowling, że za wszelką cenę chciałem dostać się do obsady filmu. Występuję przed kamerami, odkąd skończyłem pięć lat. Dlatego walczyłem o każdą możliwą rolę. Moje marzenie się spełniło.
Jak zareagowałeś, gdy dowiedziałeś się, że jesteś w obsadzie?
- Nie mogłem uwierzyć. Pamiętam, że mama odebrała telefon z wytwórni. Gdy dowiedziałem się, że otrzymałem rolę Neville'a Longbottoma, dosłownie podskoczyłem do sufitu w salonie. Czułem się jak w ekstazie.
Neville Longbottom to postać charakterystyczna. Zdążyłeś polubić tego niezgułę?
- Kocham go! To kapitalna postać, pozwala pokazać to, co dla aktora jest najciekawsze - pełną gamę emocji. Neville zaczyna jako nieśmiały nadwrażliwiec, który obawia się rozmawiać z kolegami. Potem przechodzi zmianę, staje się bardziej otwarty, by odegrać istotną partię w "Insygniach życia i śmierci".
Ale z drugiej strony pozostaje w cieniu Harry'ego...
- Oczywiście. Harry jest gwiazdą, wszystkie dziewczyny go kochają. Ale Neville też ma swój urok. Wiele osób może się z nim utożsamić, myśląc: "Byłem taki sam w szkole". Okazuje się, że nie trzeba urodzić się superbohaterem, by coś w życiu osią-gnąć.
A gdybyś mógł zamienić Neville'a na inną postać, byłby to...
- Naprawdę lubię Neville'a. Gdybym jednak musiał wybrać, byłby to pewnie Lucius Malfoy. Chciałbym się zmierzyć z czarnym charakterem. Nie wiem, czy zagrałbym lepiej niż Jason Isaacs, ale na pewno świetnie bym się bawił na planie.
Grający Harry'ego Daniel Radcliffe przyznał, że ma problemy z podrywaniem dziewczyn. Ciebie też dotknęła podobna przypadłość?
- Wcale! Oczywiście nie jestem tak popularny jak Daniel, gdyż rzadziej pojawiam się na ekranie. Mogę spokojnie wyjść po mleko do sklepu bez obawy o spotkanie paparazzich. Wiesz co, potrafię sobie wyobrazić gorsze rzeczy, niż bycie nierozpoznawanym przez dziewczyny (śmiech).
Pracowałeś z fenomenalnymi aktorami. Który z nich najgłębiej zapadł Ci w pamięć?
- Michael Gambon to stary kawalarz, jest niezwykle zabawny, cały czas nas rozśmieszał. Niesamowicie inspiruje mnie Alan Rickman. Jest naprawdę uroczym człowiekiem, który w sekundę potrafi stać się oschłym, nieprzyjemnym profesorem Snape. Na planie daje prawdziwy popis aktorstwa!
A Gary Oldman?!
- Oczywiście! Gdy go zobaczyłem po raz pierwszy, poczułem niepokój. To prawdziwy geniusz. Potrafi niesamowicie żonglować emocjami podczas odgrywania swojej roli. A przy okazji jest osobą skrytą, nie mówi prawie wcale o swoim prywatnym życiu.
Kręcenie filmów z tyloma efektami specjalnymi to przeżycie bardziej magiczne czy komiczne?
- Gdy byłem mniejszy, miałem 11 lat, to było magiczne. Czułem się niewiarygodnie, jakby mnie ktoś przeniósł wprost do moich ukochanych książek J.K. Rowling. Teraz to się trochę zmieniło, na planie jest przede wszystkim kupa śmiechu. Często gramy w pustych pomieszczeniach, które zostaną później wypełnione efektami specjalnymi. Widzisz przed sobą na przykład faceta z rakietą tenisową, która udaje czarodziejską różdżkę. Czasami trudno kontrolować swoje emocje, zwłaszcza gdy w tak dziwnych warunkach trzeba zagrać strach czy przerażenie.
Pojawiłeś się we wszystkich filmach serii, począwszy od "Komnaty Tajemnic" z roku 2001. Nie czujesz się tym już zmęczony?
- Granie w serii filmów sprawia, że stajesz się trochę jak sterowany android, wpadasz w rutynę. Dzięki temu, że nieustannie zmieniają się reżyserzy filmów, udaje nam się jednak zachować świeżość koncepcji. "Książę Półkrwi" był dla mnie trudny, bo w sumie miałem niewiele do zagrania. Za to czekam niecierpliwie na "Insygnia życia i śmierci", gdzie moja partia ma zostać rozbudowana.
Lubisz się oglądać na ekranie?
- Lubię, ale tylko raz, by zobaczyć, co wyszło z siedmiu, ośmiu miesięcy pracy. A potem - nigdy! Jestem swoim największym krytykiem. Zastanawiam się ciągle, co można by zagrać lepiej, dlatego wolę się nie męczyć w kinie.
Zastanawiasz się, co będzie, gdy seria o Potterze się skończy? Przed Wami jeszcze tylko dwa filmy, które pokażą ostatnią cześć książkowej sagi - "Insygnia życia i śmierci".
- Od piętnastu lat zajmuję się aktorstwem. Można to nazwać karierą. Nie wiem, czy potrafiłbym robić dobrze coś innego (śmiech). Będę się starał zostać w tym biznesie. Oczywiście jest to branża nieprzewidywalna, więc nie potrafię powiedzieć teraz, jak potoczą się moje losy. Tym bardziej, że przejście z roli dziecięcej do dorosłego aktorstwa jest niezwykle trudne. Cóż, pozostaje mi dać z siebie wszystko i zobaczyć, co z tego wyniknie.
Wyobrażasz sobie w ogóle życie bez "Harry'ego Pottera"?
- Nie. "Harry Potter" całkowicie odmienił moje życie. Mieszkam w Leeds, a kręcimy w Londynie, to odległość jakichś 200 mil. Staram się prowadzić dwa odrębne życia i nie popaść w samouwielbienie.
I to się naprawdę udaje?
- Oczywiście te życia się przenikają, ale generalnie nauczyłem się je oddzielać. W Leeds wciąż mam tych samych przyjaciół, z którymi wpadam wieczorem do pubów. Gdy chodzisz na premiery z gwiazdami, sypiasz w pię-ciogwiazdkowych hotelach czy jadasz w najlepszych restauracjach, łatwo stracić głowę i uznać, że jesteś kimś lepszym od innych. Na szczęście przyjaciele z Leeds potrafią mnie sprowadzić na ziemię. Bardzo tego potrzebuję.
Rozmawiał: Rafał Stanowski

Imperium zła kontratakuje

{MULTIKINO, ARS, CINEMA CITY GALERIA KAZIMIERZ, PLAZA, ZAKOPIANKA, KIJÓW.CENTRUM}
Harry Potter i Książę Półkrwi
Reżyseria: David Yates. Występują: Daniel Rad-cliffe, Emma Watson, Rupert Grint.
5/6
Harry Potter przestał być historyjką dla grzecznych dzieci. Wojna między dobrem a złem wchodzi w kulminacyjną fazę, więc filmowy "Książę Półkrwi" przynosi dawkę mocnych wrażeń.
Tak, podskoczymy w fotelu. Widzowie o mocnych nerwach na pewno jeden raz (kiedy, oczywiście nie zdradzę), a ci, których filmy grozy przyprawiają o złe sny, poczują częste mrowienie w czasie długiej, dwuipółgodzinnej projekcji. To najbardziej mroczna i demoniczna część od kapitalnego, uważanego za najlepszy odcinek "Więźnia Azkabanu". Przenikającego do Hogwartu zła nie skrywają już efekty specjalne i wojnogwiezdna bombastyka, która dominowała w dwóch poprzednich filmach o Potterze. Najnowszy film skupia się nie na wybuchach, ale na tym, co najciekawsze i najbardziej niepokojące jednocześnie - emocjach bohaterów. Lord Voldemort nie jest już pozbawionym rysów twarzy kościelcem, który straszy przez kilkanaście sekund od ujawnienia, ale demoniczną, działającą poza cielesnością siłą, która prowadzi ludzi w mrok.
Ciemny kolor naturalnie dominuje w tej części, nie spodziewajmy się wielu landszaftowych widoczków, którymi raczono nas poprzednio. Pojawiają się wampiryczne postacie, przed szereg wysuwa się chmurny profesor Snape, wielce mroczny sekret skrywa nawet dobroduszny profesor Slughorn (fenomenalna kreacja giganta angielskiej sceny, Jima Broadbenta). W okolicznościach obumierającej przyrody przyjdzie poznać Harry'emu i jego przyjaciołom smak pierwszej miłości. Piszącemu scenariusz Steve'owi Klovesowi udało się szczęśliwie umknąć przed potokiem taniego sentymentalizmu. Dialogi nasycił angielskim humorem, który nawet dorosłego widza potrafi skłonić do głębokiego śmiechu. Nieudolne, miłosne roszady nastoletnich postaci pozwalają odetchnąć od pachnącej czarną magią fabuły. Co się jednak odwlecze... No właśnie, uciec od przeznaczenia się nie uda, ani nam, ani Harry'emu. W finale poznamy przerażającą moc triumfującego - niczym w "Imperium kontratakuje" - zła.
Mimo swej niewątpliwej rozwlekłości, którą - uważam - można było jakoś poskromić, film odciska piętno na widowni. Działa na nas przede wszystkim ambiwalentną atmosferą, która każe na przemian śmiać się i odczuwać lęk. Z Potterowej serii "Książę Półkrwi" zrobił na mnie największe wrażenie od seansu "Wię-źnia Azkabanu". Okazuje się równie mroczny, nasączony gotyckim klimatem, pełen sugestywnych emocji, a jednocześnie efektowny i przetkany frapującym podtekstem. Mam nadzieję, że okaże się smakowitą przystawką przed finałem opowieści, którą rozbito na dwa filmy. Magia nadal działa!
Rafał Stanowski
W Multikinie, oraz KIJÓW.CENTRUM film będzie emitowany również z kopii cyfrowej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski