MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krakowskie wakacje "terrorysty"

Redakcja
Przyjechał do Polski na tydzień z powodów sercowych. Spędził tu 13 miesięcy w celi dla niebezpiecznych przestępców - jako międzynarodowy terrorysta. Jego aresztowanie wzbudziło sensację. ABW sprawdzała, czy organizował zamach w Polsce, a media spekulowały, że to kurier al Kaidy.

37-letni Algierczyk, Mou- rad A., przyleciał do Balic pod koniec września 2003 r. na pokładzie samolotu rejsowego z Zurychu. Podczas odprawy wylegitymował się oryginalnym brytyjskim paszportem, choć w wykazie służb granicznych figurował jako poszukiwany międzynarodowym nakazem aresztowania wydanym przez Interpol - za działalność terrorystyczną. Zdumieni strażnicy graniczni natychmiast zaalarmowali funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a ci przejęli podróżnego. Rozpoczęły się wielogodzinne przesłuchania. Efektem był areszt. Najpierw na 3 miesiące, potem na kolejne i jeszcze następne. Umieszczono go w tarnowskim więzieniu w celi dla szczególnie niebezpiecznych przestępców. W tym czasie ABW zaczęła badać, jaki był rzeczywisty cel podróży Algierczyka do Polski i czy miał on związek z przygotowaniem zamachu. On sam początkowo deklarował, że przyjechał wyłącznie po to, by zwiedzać zabytki. Analiza billingów jego rozmów telefonicznych wykazała jednak, że przyjechał przede wszystkim z powodów sercowych. W Krakowie miał spotkać się ze studentką ze Śląska, którą poznał w Anglii. Dziewczyna to potwierdziła. Po 7 miesiącach sprawa została zamknięta - z powodu niepopełnienia przestępstwa.

Umorzenie śledztwa niewiele jednak zmieniło w sytuacji Mourda A. Miesiąc po jego zatrzymaniu Sąd Okręgowy w Krakowie otrzymał bowiem wniosek władz Algierii o wydanie poszukiwanego. Z nadesłanych dokumentów wynikało, że ścigano go listem gończym za działalność w organizacji terrorystycznej po 1990 r. Międzynarodowy list gończy został wydany jednak dopiero w październiku 2001 r., już po uzyskaniu przez Mourada A. azylu w Anglii, gdzie mieszkał od 1996 r. List gończy nie został w Wielkiej Brytanii zarejestrowany, prawdopodobnie w myśl zasady, że nie wydaje się "swoich". A. nie miał więc pojęcia, wyjeżdżając do Polski, że figuruje na liście międzynarodowych terrorystów.

Postępowanie w sprawie ekstradycji Mourada A. toczyło się rok. Na posiedzenia w krakowskim sądzie doprowadzano go skutego od stóp do głów kajdanami. Konwojowali go uzbrojeni po zęby funkcjonariusze. Z jego opowieści wynikało, że w 1990 r. wyjechał z Algierii do Pakistanu, by wspomagać talibów w walce przeciwko Rosjanom w Afganistanie. W tym czasie - jak mówił - w Algierii zaczęło się wszystko zmieniać. Po wprowadzeniu systemu wielopartyjnego w siłę zaczął rosnąć Islamski Front Ocalenia (FIS), który w 1992 r. wygrał wybory parlamentarne. Jednak rządząca jeszcze wówczas junta wojskowa doszła do wniosku, że jest to zły kierunek. Wyłoniony rząd został zdelegalizowany i rozpoczęły się prześladowania opozycji. Mourad A. twierdził, że w tej sytuacji musiał porzucić myśl o powrocie do Algierii. Wiedział, że jego starszy brat - należący do FIS - został zamordowany, że rozstrzelany został również jego szwagier, a do więzienia trafił jego ojciec oraz młodszy brat. Przedostał się więc najpierw do Francji, a stamtąd w 1996 r. - do Anglii, gdzie zaczął się starać o azyl z powodów politycznych. Uzyskał go. W 2001 r. otrzymał również obywatelsko brytyjskie.
Wersję przedstawioną przez A. częściowo potwierdzał raport Amnesty International, mówiący o prześladowaniach w Algierii tysięcy ludzi z powodów politycznych. W całości potwierdzała ją jego żona, Francuzka, która w trakcie procesu przyjechała do Polski. To jednak nie wystarczyło.

Zgodnie z procedurą, polskie sądy decydując o ekstradycji zatrzymanego na podstawie listu gończego nie wchodzą w meritum sprawy. Badają jedynie tzw. przesłanki pozytywne i negatywne. Te pierwsze dotyczą względów czysto formalnych, chodzi m.in. o to, czy wniosek o wydanie podejrzanego jest prawidłowo wypełniony oraz czy czyn, o który jest oskar- żany, jest również przestępstwem w Polsce zagrożonym karą powyżej pół roku więzienia. Negatywne przesłanki sprowadzają się do ustalenia, czy nie jest to przestępstwo na tle religijnym lub politycznym i czy w przypadku ekstradycji wydanemu nie grozi kara śmierci oraz prześladowania. W tym przypadku ta ostatnia alternatywa jest bardzo prawdopodobna - przekonywali obrońcy Mourada A.

Ostatecznie o zwolnieniu z aresztu Algierczyka przesądziły dokumenty, które sąd, m.in. dzięki staraniom obrony, uzyskał z ONZ, brytyjskiego MSW i Departamentu Stanu USA. Potwierdzały one nie tylko, że w Algierii łamane są prawa człowieka, ale również, że za działalność opozycyjną prześladowana była najbliższa rodzina Mourada A. Wynikało z nich także, że list gończy był zemstą władz algierskich na opozycjoniście. Po ujawnieniu tych materiałów nawet prokurator nie poparł wcześniejszego wniosku o ekstradycję.

Po 13 miesiącach Mourad A. został uwolniony w tarnowskiego więzienia. - Istniała uzasadniona obawa, że w przypadku wydania go Algierii, może być tam poddany torturom - uzasadniał sąd odmowę ekstradycji. Obrońcy szli dalej: - Mamy poczucie, że uratowaliśmy życie Mourada A., ponieważ w Algierii zostałby po prostu zabity.

On sam niemal natychmiast wyjechał z Polski. Wrócił do Londynu, gdzie czekała na niego żona i trzech synów. Pozostało tylko pytanie: dlaczego naszemu wymiarowi sprawiedliwości zajęło tak dużo czasu potwierdzenie statusu uchodźcy politycznego w Wielkiej Brytanii?

Ewa Kopcik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski