MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ładnie, ale tylko w teorii

Redakcja
Bramkarz Unii broni karnego, strzelanego przez Macieja Urbanowicza Fot. Dorota Dusik
Bramkarz Unii broni karnego, strzelanego przez Macieja Urbanowicza Fot. Dorota Dusik
Aksam Unia Oświęcim przegrała na własnym lodzie mecz otwarcia "małego finału" z JKH 3-4 (2-1, 0-2, 1-1) i staje przed trudnym zadaniem odwrócenia biegu rywalizacji toczonej do czterech zwycięstw, bowiem kolejne potyczki, dzisiaj i jutro, zostaną rozegrane w Jastrzębiu.

Bramkarz Unii broni karnego, strzelanego przez Macieja Urbanowicza Fot. Dorota Dusik

HOKEJ. Aksam Unia Oświęcim wciąż bez zwycięstwa w play-off

- Na pewno w Jastrzębiu zagramy inaczej niż w Oświęcimiu - zdradza Waldemar Klisiak, II trener Aksamu. - Wiemy, jak rywale prezentują się przed własną widownią, dlatego postaramy się zneutralizować ich atuty. Jak już wcześniej powiedziałem, inaczej zespół ma grać przed własną widownią, a inaczej na wyjazdach.

Jednak w przypadku oświęcimian wszystko na razie pięknie wygląda tylko w teorii. Przed meczem są założenia, opowieści o wymazywaniu z pamięci przegranej batalii półfinałowej z Cracovią, sportowej złości na lodzie, ale w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Znowu nie ma pomysłu na grę, nie wspominając już o dziwnych bramkach, traconych przez Unię. Chociaż na papierze jej siła ognia jest spora, to jednak w praktyce, na każde trafienie, oświęcimianie muszą ciężko pracować. Dziwne, że nie szanują swojej pracy, oddając rywalom gole za darmo.

- Najwyraźniej długa przerwa od zakończenia półfinału, bo aż 11-dniowa, wybiła nas z rytmu - zwraca uwagę oświęcimski trener. - Nasza gra nie miała płynności, a przy tym trafiły nam się szkolne błędy, które przeciwnicy potrafili wykorzystać. Zgodnie z założeniami, mieliśmy narzucić rywalom swój styl gry, wypracowując w pierwszej połowie spotkania dwubramkową zaliczkę, pozwalającą nam na kontrolowanie gry. Prawie nam się to udało, bo goście, za sprawą Richarda Krala, na 45 sekund przed pierwszą przerwą strzelili kontaktowego gola. Chyba on odwrócił bieg wydarzeń na lodzie, a już wyrównujące trafienie, zdobyte na początku drugiej części, podcięło nam skrzydła.

Inaczej przełomowy moment widział trener jastrzębian. - Wydaje mi się, że ostatecznie "złamaliśmy" oświęcimian w trzeciej tercji, kiedy po 23 sekundach odpowiedzieliśmy na ich wyrównujące trafienie i znowu poczuliśmy się pewniej - ocenia Jirzi Reznar.

- Widać, że w ostatniej partii goście skupili się na pilnowaniu wyniku, szukając szczęścia w kontrach - tłumaczy Waldemar Klisiak. - Schowali się za podwójną gardą i ciężko nam było się do nich dobrać, choć trzeba przyznać, że mieliśmy doskonałe pozycje, nawet z gatunku sam na sam, których nie udało się wykorzystać Mariuszowi Jakubikowi czy Radkowi Prochazce. Zabrakło nam szczęścia.

Pewnie i tak, ale jest też druga strona medalu. Szczęściu trzeba umieć pomagać, a w Oświęcimiu w play-off jakoś tego nie potrafią. Trudno mieć lepsze pozycje od tych, o których wspomniał Klisiak. Przecież on nie wejdzie na lód, czy Tomasz Piątek, by wykonać za zawodników robotę.

Z kolei w Jastrzębiu cieszyli się, że po 900 dniach udało im się odczarować oświęcimskiego lodowisko w ważnym momencie, kiedy rozgrywki wkroczyły w decydującą fazę. Po raz ostatni wygrali w Oświęcimiu na inaugurację sezonu, kiedy Unia była beniaminkiem w ekstraklasie.

Jerzy Zaborski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski