Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz, alpinista, ratownik

Redakcja
Urodził się w 1941r. w Krakowie. - Mój ojciec, lekarz, zawiózł mamę do porodu do krakowskiego szpitala - wspomina Robert Janik. Najmłodsze lata spędził w rodzinnym Ujeździe.

100-lecie TOPR - ratownicy: Robert Janik

Po wojnie, gdy rodzice stracili majątek, ojciec był ordynatorem w szpitalach w Krakowie i w Rabce, więc i on swoje dzieciństwo i młodość spędzał w tych miejscach. Po maturze studiował na krakowskiej Akademii Medycznej. W 1966 r., po dyplomie, podjął pracę w zakopiańskim szpitalu i przepracował tu (po zrobieniu specjalizacji) na oddziale chirurgii do 1985 r.

- Pierwsze moje górskie doświadczenia - opowiada - to były wędrówki z ojcem. Był on zapalonym turystą, znakomitym znawcą Beskidu Wyspowego i Gorców. W okresie studiów miałem świetny kontakt z ratownikami Podhalańskiej Grupy GOPR, do której wstąpiłem w 1963 r., mieszkając w Rabce. Zostałem ratownikiem, bo wydawało mi się to wtedy krokiem zupełnie naturalnym. To była przecież grupa fantastycznych ludzi i był w niej też mój ojciec - pionier górskiego ratownictwa śmigłowcowego, które próbował wprowadzać w Gorcach razem z Tadeuszem Augustyniakiem. Wtedy też zacząłem wspinać się w Tatrach - początkowo z kolegami, a następnie, znów dzięki ojcu, z jego przyjacielem, doktorem Jerzym Hajdukiewiczem. To właśnie Hajdukiewicz był moim "mistrzem" na poważnych, tatrzańskich drogach wspinaczkowych. Nic też dziwnego, że gdy w 1966 r. zamieszkałem w Zakopanem, natychmiast wstąpiłem do Grupy Tatrzańskiej GOPR.

Szybko wrósł w środowisko ratowników zakopiańskich. Szkoląc się, uzyskał w GOPR stopień instruktora ratownictwa. Przez dwie kadencje pełnił też funkcję prezesa GT GOPR. Na początku lat 70. został członkiem Klubu Wysokogórskiego. W tym okresie rozpoczął wyjazdy na wyprawy firmowane przez Polski Związek Alpinizmu. Brał udział m. in. w polsko-angielskiej wyprawie w Hindukusz (1977), w pierwszej zimowej wyprawie na Mont Everest (1979/80), wyprawach na Kanczendzangę (1986) i (zimą 2002/2003 w grupie wspierającej) na K2 oraz w Andy Peruwiańskie i Kaukaz. Wielokrotnie też wspinał się w różnych rejonach Alp. Dziś jest instruktorem alpinizmu (w grupie instruktorów seniorów) oraz członkiem honorowym KW Zakopane i PZA. W 1979 r. uzyskał też uprawnienia przewodnika tatrzańskiego (kilka lat później podwyższył je do II klasy przewodnickiej). Należy do zakopiańskiego Stowarzyszenia Przewodników Tatrzańskich im. Klemensa Bachledy. W 1980 r., po powrocie z Himalajów chciał, jak wspomina, jechać "na zimowanie na Antarktydę". Do tego wyjazdu jednak nie doszło. W zamian, przez czternaście miesięcy pływał na statkach Polskich Linii Oceanicznych. Odbył jako lekarz okrętowy trzy egzotyczne rejsy: do Afryki Południowej, do Zatoki Gwinejskiej i na Sumatrę. Oczywiście, gdy był na miejscu, w Zakopanem, aktywnie szkolił się i brał udział, jako ochotnik, w akcjach ratunkowych. Od 1983 r. pełnił funkcję szefa służby medycznej GOPR. W 1985 r. podjął pracę w Naczelnictwie GOPR, a niedługo potem został etatowym ratownikiem w Grupie Tatrzańskiej. Gdy pytam o specjalizację ratowniczą, odpowiada: - Dawniej nie było tak ściśle specjalizujących się grup ratowniczych jak obecnie, robiłem więc wszystko, co trzeba było robić w tej pracy, tak w ratownictwie ścianowym, jak i śmigłowcowym czy jaskiniowym...
Po usamodzielnieniu się TOPR, w latach 1993-1998 pełnił funkcję naczelnika. W 1998 r., po wypadku, któremu uległ we Francji, przeszedł na ratowniczą emeryturę. Dziś jest starszym instruktorem, członkiem honorowym i członkiem Klubu Seniora TOPR. Brał udział w ok. siedmiuset pięćdziesięciu wyprawach ratunkowych. Wielokrotnie odznaczany za działalność ratowniczą m. in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski - twierdzi jednak, że do odznaczeń nie przywiązuje zbyt wielkiej wagi. Ma przeszkolenie spadochronowe (po studiach odbywał służbę wojskową w Dywizji Powietrzno-Desantowej) oraz uprawnienia płetwonurka (jedna gwiazdka CMAS). Fotografuje w górach, tworząc dokumentację na własny użytek. Część tych fotografii publikował w górskich czasopismach jako ilustrację do tekstów z wypraw himalajskich. Odpoczywa, rzeźbiąc w drewnie, ale rzeźb tych nigdzie nie wystawia. Oglądają je tylko ci, którzy mieli przyjemność być gośćmi w jego domu.

Gdy pytam o ratownicze wspomnienia - mówi: - Anegdot o ratownictwie nie opowiadam. A poważnie? Przez tyle lat pracy było wiele trudnych akcji i szczegóły ich zacierają mi się w pamięci. Jednym z boleśniejszych momentów był niewątpliwie wypadek Sokoła nad Dol. Olczyską. Straciłem wtedy dwóch bliskich mi kolegów: Staszka Mateję i Janusza Kubicę. Pamiętam też inną akcję: swego czasu, dużym echem w środowisku odbiła się wyprawa do Jaskini Zimnej w styczniu 1976 r. Speleolog, który wtedy uległ wypadkowi, miał bardzo poważne obrażenia. Gips zakładaliśmy mu w czasie akcji pod ziemią. Przetaczaliśmy mu też w jaskini płyny i podawali środki przeciwbólowe. Bardzo trudny transport rannego trwał kilkadziesiąt godzin. Pamiętam tę akcję ze względu na trudności, jakie musieliśmy pokonać, transportując rannego w jaskini oraz, jako lekarz, ze względu na szczególnie ciężkie urazy, jakich doznał ratowany speleolog. Wszystko zakończyło się pomyślnie. Powszechnie uważało się podówczas w środowisku, że była to jedna z najcięższych akcji ratunkowych przeprowadzonych w Tatrach. Zostaliśmy zresztą wszyscy odznaczeni za nią medalami "Za Ofiarność i Odwagę". Dziś myślę jednak, że obecni ratownicy, specjaliści od akcji podziemnych, pod wodzą Romka Kubina przeprowadziliby pewnie całość znacznie sprawniej.

JERZY TAWŁOWICZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski