Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

List do dr Ogórek

Paweł Kowal
Od Krakowa do Brukseli. Podczas pierwszego mińskiego szczytu Putin miał przyjechać na Białoruś z paczuszką pieczarek, którą wymachiwał przed Łuka­szenką.

Biedny Baćka podobno gęsto się tłumaczył, zapewniając, że tylko wytłoczki są z Polski (bo na Białorusi zabrakło opakowań), ale już ukochane przez moskwian i petersburżan szampiniony są czysto białoruskiej narodowości. Chyba tak nie było.

Analitycznym wydarzeniem tygodnia był raport Związku Przedsiębiorców i Pracodawców na temat skutków rosyjskiego embarga dla polskiej gospodarki.

Dokument krótki, za to każda jego strona przynosi zadziwiające dane. Pierwszym zaskoczonym powinien być wicepremier Piechociński – bo podobny raport powinno było już dawno ogłosić Ministerstwo Gospodarki. Schłodziłby gorące głowy trajkoczące o tym, ile Polska straciła na embargu.

Cezary Kaźmierczak raport ZPP powinien zaś koniecznie przesłać do kilkorga kandydatów na prezydenta, szczególnie do pani dr Ogórek, dr. Jarubasa i oczywiście Jaśnie Wielmożnego Kandydata w Koronie.

Z raportu ZPP wypływają też wnioski dla polityków, którzy opowiadają o skuteczności embarga w dzisiejszych czasach. A teraz szczegóły. W 2013 roku Polska sprzedała na Białoruś prawie 145 tys. ton jabłek, a tylko w pierwszych 10 miesiącach 2014 roku (z czego na embargo przypada tylko kilka miesięcy obostrzeń w handlu z Rosją) do Łukaszenki pojechało prawie 209 tys. ton jabłek.

Jeszcze raz wychodzi więc na to, że Putin ma rację: sankcje działają tak sobie, a w moskiewskich supermarketach nie tylko szklane opakowania jedzenia dla niemowląt mogą być polskie. Polskie może być także starte jabłko, którym nowa rodzina cara nakarmi nowo narodzone Putiniątko (tyle że z białoruską metką – by nie drażnić skołatanych nerwów prezydenta).

„Chłop potęgą jest i basta”. Polscy rolnicy okazali się twardo stąpać po ziemi. Ich jabłka dotarły do Moskwy przez Białoruś. Zadziwiająco szybko znalazły się też dla nich nowe rynki. Skokowe wzrosty zanotował eksport do Maroka i Honkgkongu (dwukrotnie!). Znawcy arabskich rynków dodają, że sprzedaż do Arabii Saudyjskiej (klient wymagający bardziej niż Rosjanie) mogłaby być jeszcze większa.

Mogła, tyle że sadownicy znad Wisły zanotowali kilka wpadek przy kontraktach (zła jakość owoców na dnie skrzynki), a oprócz idaredów nie mieli w ofercie odmiany gala dobrej jakości. Nostalgia za rosyjskim odbiorcą utrzyma się jeszcze jakiś czas. Był „łatwy w obsłudze”, przyjechał, wziął te słynne idaredy, załadował, zapłacił, zawiózł do Krasno­jarska. Niestety, jedno skinienie cara zakończyło eldorado. Ale Polacy wcale nie muszą sami zjadać wszystkich swoich jabłek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski