MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Losy Krikałowa, czyli jak rozpadł się ZSSR

Redakcja
Obywatel sowiecki Siergiej Krikałow 18 maja 1991 roku wystartował z kosmodromu Bajkonur w Kazaskiej Socjalistycznej Republice Sowieckiej na pokładzie statku Sojuz TM-12 wraz z Anatolijem Arcebarskim i pierwszą brytyjską kosmonautką Helen Sharman.

Anna Zechenter: NIEPRZEDAWNIONE

Ich celem była stacja orbitalna "Mir", na której mieli zmienić swoich poprzedników. Brytyjka wróciła po ośmiu dniach razem z poprzednią załogą, zaś Krikałow i Arcebarski pozostali na stacji, wykonując zlecone im badania i czekając na kolejną zmianę, która miała zapukać do włazu na "Mir" w październiku.

Gorbaczow spiskuje...

Tymczasem w Sowietach załamał się harmonogram lotów. Sierpniowa rozgrywka Gorbaczowa, znana jako "pucz Janajewa", mająca służyć zdyscyplinowaniu społeczeństwa i ratowaniu Związku Sowieckiego, wymknęła się spod kontroli. Gorbaczow, który nie chciał podpisać się swoim nazwiskiem pod stanem wyjątkowym, żeby nie zburzyć swego liberalnego wizerunku, sięgnął po pomoc "zamachowców". Wszedł z nimi w układ: wiceprezydent ZSSR Giennadij Janajew i jego towarzysze biorą na siebie odpowiedzialność za restrykcje, może nawet przelaną krew, on zaś na krótko wyłącza się z gry.

Biorącym udział w tym spisku komunistom też zależało na tym, by Gorbaczow nie był kojarzony z drastycznymi działaniami. We właściwym momencie miał wrócić, uspokoić Zachód i załagodzić sytuację wewnętrzną. Wydawało się, że Janajew ryzykuje tyleż co Gorbaczow, bowiem obaj jadą na tym samym wózku: narastające w państwie napięcie, masowe strajki górników i półmilionowe manifestacje w Moskwie mogły doprowadzić do eksplozji, które zmiotłaby całą komunistyczną wierchuszkę.

Jelcyn bierze wszystko...

Pozostawał ten jeden wariant: pacyfikacja społeczeństwa, ale nie rękami Gorbaczowa. "Zamachowcy" nie musieli się bać prezydenta ZSSR - bez nich był nieszkodliwy. Byli pewni, że ludność podporządkuje się narzuconemu rygorowi. W nocy z 18 na 19 sierpnia, kiedy Gorbaczow bawił na Krymie, ogłosili powstanie Państwowego Komitetu Stanu Wyjątkowego z Janajewem na czele.

Nie przewidzieli oporu ze strony prezydenta Rosyjskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, który zdołał błyskawicznie skupić pełnię władzy. Grupa specjalna Alfa dostała natychmiast rozkaz aresztowania Jelcyna. I to był błąd, bowiem jej członkowie, wystawieni do wiatru po styczniowej interwencji na Litwie, kiedy władze się od nich odżegnały, odmówili podjęcia działań. Cała operacja się załamała i Gorbaczow wrócił z Krymu samolotem wysłanym przez Jelcyna.

Wprawdzie w wielu źródłach wciąż jeszcze pisze się o "antydemokratycznym puczu", wymierzonym przez "beton komunistyczny" w "liberalnego prezydenta", ale powoli prawda o tamtych dniach, znajdująca potwierdzenie w dokumentach, dociera do świadomości publicznej - między innymi za sprawą dysydenta Władimira Bukowskiego.

...

a Krikałow wciąż lata

Kiedy latem tamtego roku krążący po orbicie kosmonauci Krikałow i Arcebarski wybierali się na kolejną z sześciu zaplanowanych przechadzek poza stacją "Mir", Gorbaczow rozliczał się z niedawnymi sprzymierzeńcami. W sierpniu 1991 roku kazał aresztować Janajewa, premiera Pawłowa, ministra obrony Jazowa, szefa KGB Kriuczkowa. Boris Pugo, minister spraw wewnętrznych, popełnił samobójstwo. Byli wspólnicy Gorbaczowa odsiedzieli tylko trzy i pół roku - do amnestii w lutym 1994 roku.
Tymczasem załoga "Mira" czekała na nową zmianę. Przeróżne komplikacje sprawiły, że w październiku na Ziemię wrócił tylko Arcebarski, zaś na jego miejsce Sowieci przysłali Aleksandra Wołkowa. Na pokładzie zostało ich zatem dwóch: dowódca Aleksander Wołkow oraz Krikałow. Kiedy urządzali kolejne spacery w przestrzeni kosmicznej, żywot ich bolszewickiej ojczyzny dobiegał końca. W grudniu Jelcyn podpisał w Puszczy Białowieskiej z prezydentami Ukrainy i Białorusi porozumienie o rozwiązaniu ZSRR. Sam został prezydentem niepodległej Federacji Rosyjskiej na ponad osiem lat.

Bezpaństwowiec na orbicie

Nowy rok astronauci obchodzili więc jako kosmiczni bezpaństwowcy. O uwięzionych na orbicie jakby zapomniano - sprawy ziemskie były dostatecznie absorbujące. Kiedy wreszcie sobie o nich przypomniano, Związku Sowieckiego nie było już na mapie. I wtedy okazało się, że nie ma kto ich wymienić. Brakowało ludzi wyszkolonych do dłuższych lotów, poza tym koszty zorganizowania ekspedycji w celu ściągnięcia kosmonautów przerastały możliwości Rosji. Bajkonur znalazł się w wyniku rozpadu ZSSR w odrębnym państwie, Kazachstanie. Wołkow, który dopiero zaczął swoją kilkumiesięczną wachtę na orbicie, mógł jeszcze tam tkwić, ale Krikałowowi kończył się dopuszczalny czas pobytu człowieka w kosmosie. Zaczął się rok 1992, a jego widoki na powrót rysowały się mgliście.

Nie wiedział, że jego historia stała się słynna, że pisano o nim w gazetach na całym świecie. Trudno było wówczas znaleźć równie wymowny symbol rozpadu ZSSR. Powszechne zainteresowanie wzbudzał los "ostatniego obywatela sowieckiego", który od startu do stycznia 1992 roku przeleciał nad Moskwą ponad pięć tysięcy razy.

Z Bajkonuru na Florydę

Dopiero w marcu 1992 roku udało mu się skorzystać z okazji, jaką był przygotowywany od dawna lot na pokład "Mira" niemieckiego kosmonauty Klausa-Dietricha Fladego. Partia, której był członkiem i w której imieniu wypełniał swoją misję, nie zgotowała mu gorącego powitania. Partii już nie było, a swoją czerwoną legitymację mógł spokojnie podrzeć.

Nie przypuszczał, że zmiany polityczne nadadzą rozpęd jego karierze. W październiku 1992 roku NASA ogłosiła, że w misji wahadłowca weźmie udział jeden z rosyjskich astronautów. Głównym specjalistą pierwszej łączonej Amerykańsko-Rosyjskiej Misji Wahadłowca został Krikałow. Tym razem nie miał kłopotów z lądowaniem - po ośmiu dniach wrócił 11 lutego 1994 roku do Centrum Kosmicznego im. Kennedy'ego na Florydzie. W 2005 roku dowodził lotem Ekspedycji 11: mieszkał na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przez sześć miesięcy; wychodził w przestrzeń w amerykańskim skafandrze.

Do orderu Lenina i tytułu Bohatera Związku Sowieckiego dodał jeszcze dwa medale przyznane mu przez amerykańską agencję NASA. I tak z symbolu upadku ZSSR Krikałow przemienił się - za sprawą niezawodnej, jak zawsze, rosyjskiej propagandy - w symbol "pokojowej Rosji", z którą można budować przyszłość....

Autorka jest pracownikiem krakowskiego Oddziału IPN.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski