Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie, którzy wierzą w jego siłę, z szacunku chylą przed nim czapki

tekst Grzegorz Tabasz
Niby taka sobie bzina, a jednak. Czarny bez, jak rzadko która roślina, w pełni zasłużył sobie na swój lekarski przydomek.

Zacznę od zagadki: która roślina karmi kwiatowym pyłkiem kilkadziesiąt gatunków owadów, zaś owocami sześćdziesiąt kilka ptaków i ssaków? Dla ludzi jest rośliną leczniczą i magiczną. Grube konary służą na Słowacji do wyrobu dwumetrowej długości fujar pasterskich, zaś sztukę muzykowania na instrumencie UNESCO zaliczyło w po-czet światowego dziedzictwa kultury. Dla ułatwienia podpowiem, iż ów okazały krzew bardzo często rośnie obok domów i na krajach lasu. No dobrze, to… bez czarny, zwany także lekarskim lub krótko bziną.

Poznać go łatwo po wielkich, pierzasto podzielonych liściach o mocnym, niezbyt przyjemnym zapachu. Na przełomie maja i czerwca krzew sporych rozmiarów przyciągnie wzrok wielkimi kwiatostanami w kolorze kości słoniowej. Jesienią gałęzie pochylą się ku ziemi pod ciężarem czarnych owoców. Rośnie praktycznie wszędzie. W gęstych zaroślach, na brzegach rzek i potoków, śmietniskach i krajach dróg. Z powodu swoich bezcennych właściwości nasi przodkowie rozpowszechnili go po całym kontynencie. Jak rzadko która roślina obrósł w klechdy i bajania poprzeplatane aptekarskimi recepturami. Nawiasem mówiąc, współczesna farmakologia w pełni po-twierdziła lekarski przydomek bzu. I tylko dla porządku wspomnę, iż czarny bez nie ma absolutnie nic wspólnego z kwitnącym na fioletowo czy biało, przyjemnie pachnącym lilakiem, zwanym całkowicie mylnie bzem.

Nie wiem, co było pierwsze: magia czy leki? W obydwu dyscyplinach bzina sprawdza się znakomicie. Bez czarny był ulubionym krzewem dawnych Słowian, Germanów i Celtów, którzy uważali go za schronienie przyjaznych rusałek i opiekuńczych duchów. W Irlandii bezdyskusyjnie wiązano go z czarami. Jakże inaczej, skoro smolistej barwy owoce wisiały na gałązkach do końca grudnia. Trzonki mioteł, na których latały wiedźmy, były obowiązkowo wyrabiane z grubych konarów bzu.

W Anglii wrzucenie bzowego drewna do ognia przyciągało diabła, zaś w naj-lepszym wypadku sprawca i jego towarzy-sze dostawali parchów na całym ciele. Po drugiej stronie kanału La Manche, w Bretanii sadzono go chętnie koło domów dla ochrony przed czarami i jadowitą gadziną. Im dalej na zachód, tym groźniej. Pod żadnym pozorem nie wolno było wystrugać z bzu kołysek dla dzieci, za to rusztowanie do pogrzebowych wieńców i daszki nad cmentarnymi kapliczkami były mile widziane. Powstały długie spisy zakazanych i polecanych zastosowań rośliny. W Czechach starzy ludzie wciąż uchylają z szacunkiem kapelusza przez starymi okazami bzu, zaś w Bułgarii nikt przy zdrowych zmysłach nie zaśnie pod kwitnącym krzewem z obawy, iż w magiczny sposób zostanie przeniesiony w odległe krainy. Wszystko z powodu oszałamiającego zapachu, jaki w upalne dni wydzielają wielkie kwiatostany. Kwintesencją magicznych właściwości bzu jest przekonanie, iż na jego konarach miał zakończyć życie arcyzdrajca Judasz. Rosnące na starych pniakach bzu grzyby, o owocniku do złudzenia przypominającym ludzkie ucho ochrzczono, a jakże, Judaszowym uchem. Opowieści mógłbym ciągnąć bardzo długo, lecz kulinarne i lecznicze zastosowania czarnego bzu są znacznie bardziej ciekawe.

Na początek kuchnia. Pominę znane soki czy galaretki z owoców. Podpowiem przepis na czasie, czyli bez w cieście. Na czasie, gdyż bez wchodzi w trwający kilka tygodni okres kwitnienia. Najszybciej na nizinach, znacznie później w górach. I dobrze, gdyż dzięki temu, jeśli receptura zdobędzie uznanie, będziecie wiedzieć, gdzie wyprawić się na poszukiwanie ostatnich kwitnących okazów. Kwiatostany zbieramy w samo południe pogodnego dnia. Nie grozi wam spotkanie z pszczołami, gdyż te omijają bez szerokim łukiem. Co innego inne błonkówki i chrząszcze. Większe owady uciekną same, zaś najdrobniejsze chrząszczyki ciemnej barwy trzeba delikatnie wytrząsnąć na ziemię. Ina-czej zepsują smak przekąski i nieprzyjemnie zazgrzytają w zębach. Teraz trzeba przygotować rzadkie ciasto naleśnikowe rozcieńczone białym czy czerwonym winem. Zanurzamy w nim całe kwiatostany i po wyciągnięciu pozwalamy, by delikatnie ściekało do naczynia. Chwilę wcześniej rozgrzewamy duży rondel pełen oleju. Może być zwyczajny rzepakowy, choć oliwa z oliwek dostarczy bardziej szlachetnego aromatu. Kwiatostany smażymy na głębokim oleju niczym zwyczajny chrust. Im dłużej, tym bardziej chrupiące. Byle nie przesadzić. Przekąskę serwujemy w miarę smażenia lub gromadzimy na zapas dla gości. Zaręczam, iż podwieczorek z kwiatowym deserem będzie cieszył się powodzeniem. Do pełni szczęścia brakuje jeno herbatki parzonej na świeżym kwieciu. Przepędza stres i choć bez nosi nazwę czarnego, to na Słowacji, gdzie cieszy się wielkim wzięciem, nazywają go naparem z białego bzu. I słusznie, wszak kwiecie ma białe…

Nim zacznę wymieniać poważne lecznicze zastosowanie czarnego bzu, drobna uwaga. Roślina zawiera lekko trujące składniki, które po ugotowaniu czy innej formie przetworzenia stają się całkowicie nieszkodliwe. Do rzeczy: substancje zawarte w owocach czy korze mają działanie antyoksydacyjne. Doskonale odtruwają organizm, co przed wiekami pysznie nazywano czyszczeniem krwi. Prócz tego działają przeciwbólowo, przeciwzapalnie i rozkurczowo. Przetwory z czarnego bzu doskonale sprawdzą się zarówno w kojeniu banalnych przeziębień, jak i całkiem poważnej różyczce czy szkarlatynie. Znakomity w zwalczaniu reumatyzmu, zaś wszystkim zestresowanym polecam kojące nerwy napary. Znacznie silniejsze działania mają spirytualia. Nie wiem, czy mogę, i czy nie podpadnę pod antyalkoholowe paragrafy, ale trudno. Wino z owoców tudzież jego destylaty to skondensowane i zgromadzone w małej objętości prawie wszystkie lecznicze zastosowania. Trzeba używać z umiarem, wszak mamy do czynienia z lekiem, a nie zwyczajnym napitkiem.

Wszystkie owocowe przetwory mają piękny rubinowy kolor i nie mogę pojąć, dlaczego do barwienia soków owocowych używamy zamorskiej aronii, a nie rodzimego bzu. Kiedyś owoce czarnego bzu dostarczały znakomitego barwnika. Smakoszom polecam galaretki i dżemy, które wyśmienicie łączą rozkosze podniebienia z leczniczymi efektami. Jeśli już zakosztujecie w bzowych przetworach, pamiętajcie proszę o naszych braciach mniejszych. Zostawcie nieco kwiecia dla owadów, a jesienią owoce dla wędrownych ptaków. Na ostatni posiłek przed wyczerpującą podróżą do ciepłych krajów.

Owoce czarnego bzu są fioletowo-czarne, mięsiste i lśniące. To pestkowce z 3-6 nasionami.

Mają kształt kulisty i długość od 6 do 8 milimetrów. Nasiona osiągają do 5 milimetrów długości, mają kształt jajowaty, na przekroju są trójkątne, ale o zaokrąglonych kantach. Powierzchnia ich jest falista i jasnobrązowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski