Łupkiem po łapkach

Zbigniew Bartuś: EDYTORIAL

W reakcji górale, pragnący przy pomocy wyciągu walczyć z 25-procentowym bezrobociem, pojechali nad morze – bo ekolodzy byli z Gdańska. Tu uzbrojona w transparenty delegacja Małopolan zażądała wyburzenia nadbałtyckich kurortów, "bo zagrażają mewom, czyli ptakom, których za cholerę nie uświadczysz u nas, w górach, więc jako wyjątkowe winny być chronione”.

Efekt? Górali potraktowano jak durnych zgrywusów, zaś ekolodzy mieli za sobą Naukę i unijne Prawo. Tak może być i teraz z łupkami. Komisja Europejska ankietuje wszystkich Europejczyków, jak leci. Niby fajnie, konsultacje całą gębą, demokracja. Tyle że pytania w ankiecie utrzymane są w konwencji: "Ile razy tygodniowo pan unijny komisarz bije żonę, a jeśli nie bije, to czy twoim zdaniem o tym myśli”. Parafrazowana w tym stylu przysięga małżeńska brzmiałaby: "Ja, komisarz unijny, choć pewnie tego pożałuję, biorę sobie ciebie mimo wszystko za żonę”.

Można się spodziewać, że ankietowani wypowiedzą się na temat łupków z entuzjazmem wprost proporcjonalnym do owej nonszalanckiej tendencyjności pytań. Tym bardziej, że na temat odwiertów w Polsce będą swobodnie dywagować (oczywiście, całkiem bezinteresownie!) pracownicy Gazpromu, lobbyści francuskiej energetyki jądrowej, górnicy węglowi oraz niemieccy ekolodzy robiący sobie transfuzje z osocza liści (dla spotęgowania zieleni).

Uzbrojona w tak mocne społeczne argumenty UE stworzy Prawo. Nic to, że trzy czwarte Polaków, także z domami obok odwiertów, chce eksploatacji łupków, bo dzięki temu gaz może być nawet cztery razy tańszy jak w USA. Zaraz się okaże, że to durni zgrywusi!