MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mały, wielki detektyw

Redakcja
Ma 162 cm wzrostu, jajowatą głowę i imponujące, czarne wąsy. Jest schludny i pedantyczny. Snob, sybaryta, czasem swat. Hipochondryk, przesadnie dba o zdrowie, choć cierpi tylko na strach przed przeziębieniem, ból z powodu odcisków (efekt przywiązania do lakierków) i postępującą otyłość.

Nawet jeśli wybrańcy bogów umierają młodo, prawdziwi herosi są nieśmiertelni.

Spotkanie z najbardziej niebezpiecznym przestępcą nie budzi w nim takiego przerażenia, jak kontrolna wizyta u dentysty. Wnikliwa obserwacja i formułowanie trafnych wniosków to jego specjalność. Dorobił się majątku (i dobrze go zainwestował), ale pracuje dla idei. Dąży do odkrycia prawdy, wiedząc jednak, że ważniejsze od wymierzenia sprawiedliwości winnemu jest oczyszczenie z podejrzeń niewinnego. Nigdy nie przegrywa, bo, jak mówi, jest prawdopodobnie najlepszym detektywem na świecie. Co udowadnia czytelnikom od 90 lat - tyle bowiem mija od momentu, gdy Herkules Poirot rozwiązał swoją pierwszą sprawę, zagadkę "Tajemniczej historii w Styles".

"Jestem przywiązany do starych metod. Korzystam tylko z szarych komórek"

Z wiekiem Poirota jest problem, bo, jak przyznała jego "matka", Agatha Christie, jako postać urodził się za stary. Kiedy bowiem w 1916 roku - wtedy rozgrywa się owa historia w Styles - poznajemy bohatera, jest już emerytowanym oficerem belgijskiej policji, więc musiał urodzić się w połowie XIX w. Zważywszy, że działał do połowy lat 70., w chwili śmierci musiałby mieć ok. 130 lat. Oczywiście, czytelnicy zignorowali nieścisłości, a cały problem wynikał z faktu, że autorka nie planowała serii z Poirotem, początkowo traktując pisanie powieści kryminalnej jako jednorazową przygodę.

W jakimś sensie Herkules Poirot to jeden z pozytywnych skutków I wojny światowej, bo gdyby nie ona, świeżo upieczona mężatka Agatha Christie, której mąż walczył we Francji, zapewne nie pracowałaby w aptece. Gdzie nie tylko miała okazję do zaznajomienia z truciznami, ale i sporo wolnego czasu, więc, zachęcona przez starszą siostrę, nudę - nomen omen - zabijała wymyślaniem powieści kryminalnej. I wymyśliła, że ofiara zostanie otruta, co powtórzy potem wielokrotnie, zyskując miano jedynej kobiety, która ciągnęła więcej profitów z wykorzystywania trucizn niż sami Borgiowie. A przede wszystkim stworzyła wyjątkowego detektywa, który sporo zawdzięczał literackim poprzednikom, ale też mocno osadzony był w wojennej rzeczywistości jako uchodźca z Belgii, owego "małego, odważnego kraju", którego mieszkańcy, w przeciwieństwie do Francuzów, cieszyli się szacunkiem Anglików. Mitologiczne imię było znaczące, bo za niepozorną i śmieszną powierzchownością krył się genialny umysł.

Powieść, choć powstała jeszcze w czasie wojny, została wydana dopiero w roku 1920, najpierw w magazynie "Weekly Times", za co niedoświadczona autorka dostała 25 funtów - dla porównania w 1976 roku tylko za prawa do kieszonkowego wydania "Uśpionego morderstwa" zainkasowała milion dolarów. Pieniądze to główny powód, dla którego pragmatyczna Christie (właściwie nigdy nie uznała siebie za prawdziwą pisarkę) na ponad 50 lat związała się z Poirotem, a efektem ich współpracy były 33 powieści i 52 opowiadania. Nie lubiła tej postaci (bardziej ceniła pannę Marple, a jej ulubieńcem był tajemniczy pan Quin), w swojej "Autobiografii" przyznała, że wielokrotnie miała ochotę się go pozbyć, ale cóż, małego Belga kochali czytelnicy, więc stał się jej "znienawidzonym ulubieńcem". Podobna relacja łączy przyjaciółkę Poirota, Ariadnę Oliver - będącą jako autorka kryminałów zabawnym autoportretem Christie - z wymyślonym przez nią fińskim detektywem Svenem Hjersonem: nie cierpi go i nie wie, co inni w nim widzą.

"Niech pani będzie spokojna. Jestem najlepszy"

Na czym polegał fenomen opowieści o Poirocie? Z pewnością na biegłości, z jaką Christie układała kryminalne szarady, stając się mis-trzynią tzw. clue-puzzles, choć dla niektórych jej intrygi są zbyt nieprawdopodobne. Utarło się twierdzenie, że z zasady zbrodniarzem u niej była najbardziej sympatyczna postać, co nie do końca jest prawdą. Według pisarki istota dobrego kryminału polega na tym, że sprawcą musi być ktoś oczywisty, kto jednak, z pewnych powodów, nie mógł popełnić przestępstwa - a jednak je popełnił, co Poirot musi udowodnić. Najczęstszy motyw to pieniądze: Christie uświadomiła czytelnikom, że zło nie przychodzi z zewnątrz, nie jest przesadnie demoniczne, tylko kryje się wewnątrz - w uroczych angielskich wioskach, pięknych rezydencjach, i może mieć twarz bliskiej osoby. Pisarka nie miała złudzeń co do ludzkiej natury, zdolnej niemal do wszystkiego. Poirot jako detektyw ma przywracać zaburzony zbrodnią porządek, stąd w finale nie tylko wskazuje winnego, ale i często kojarzy młodą parę, symbol nowego otwarcia.

Sam detektyw to jednocześnie świadek zmian, jakie zaszły w Anglii po obu wojnach i ich sygnał - dotyczy to chociażby wzorców męskości czy ról społecznych. Podobnie jak Holmes ma swoje dziwac-twa, Watsona, tj. towarzysza i kronikarza Hastingsa, a nawet Irenę Adler, czyli Verę Rossakoff, "kobietę jedną na milion", za którą poszedł do piekła ("Dwanaście prac Herkulesa Poirot"). Stosuje jednak inne metody i do rozwiązania zagadki zazwyczaj wystarczą mu legendarne szare komórki, jest też - w porównaniu z Sherlockiem - mniej męski i nie chodzi tylko o powierzchowność, ale też sposób myślenia i działania: często pomaga mu wiedza, którą zazwyczaj mają tylko kobiety, np., że dobra praczka nigdy nie krochmali chusteczek. Kocha plotki, będące bezcennym źródłem informacji, a w razie potrzeby kłamie jak z nut - ku oburzeniu do bólu uczciwego i angielskiego Hastingsa. Poirot podziwia kobiety, ich intuicję i zdolności adaptacyjne - nieprzypadkowo w powieściach Christie, zdradzonej przez pierwszego męża, mężczyźni rzadko bywają bez winy. Niestereotypowy Poirot, będąc na dodatek cudzoziemcem, funkcjonuje na styku różnych światów, nigdzie nie należąc, co pozwala mu zachować dystans, a pisarce - dyskretnie kpić z rodaków, ich megalomanii czy ksenofobii. W opowieściach o Poirocie widać jak przez ponad 50 lat zmieniała się Anglia, zwłaszcza miejska (ewolucję wsi rejestrują książki o pannie Marple) - stąd tzw. teddy boys w latach 50., psychoanalitycy, dżinsy, nowoczesne wieżowce czy bitnicy w Londynie swinging sixtees. Ci długowłosi młodzieńcy i niedbale ubrane dziewczęta budzą niepokój i niesmak bohatera, zwłaszcza że o detektywie nigdy nie słyszeli. A on, choć przeżył prawie wszystkich znajomych, paradoksalnie, przez lata niespecjalnie się zmienił, a jeśli nawet się starzał, to bez uszczerbku na intelekcie. Stąd też pewne zaskoczenie, gdy w "Kurtynie", ostatniej poirotowskiej powieści - i powrocie do Styles - Hastings widzi drastyczną zmianę: chory na serce detektyw porusza się na wózku, nosi perukę i sztuczne wąsy. Tymczasem autor-ka książkę, w której Poirot swoją misję przypłaca życiem, napisała już w 1940 roku, na zapas, bo bała się, że w razie jej nagłej śmierci rodzina może pozostać bez środków do życia. Powieść złożyła w sejfie wydawcy, prawa przekazując córce, a ta, w 1975 roku, gdy pisarka była już ciężko chora, pozwoliła na publikację, żeby stało się zadość tradycji, zgodnie z którą co roku na Gwiazdkę czytelnicy dostawali od lady Agathy nowy utwór. A Poirota jako pierwszą postać literacką uhonorowano nekrologiem na pierwszej stronie "New York Timesa". Jego literackie życie zostało więc pięknie zamknięte, ale najlepsze filmowe lata ciągle były przed nim.

"Monsieur Poirot jest obecny zawsze i wszędzie"

Nie ma lepszej promocji niż skandal, stąd pierwszą sfilmowaną powieścią z Poirotem (choć nie pierwszą książką Christie) było "Zabójstwo Rogera Ackroyda". Wydana w 1926 roku książka to legenda gatunku i jego kamień milowy, bo pisarka dopuściła się narracyjnego kłamstwa i - w opinii części członków Detection Club - sprzeniewierzyła ich zasadom. Według pierwszego przykazania Dekalogu Knoksa sprawcą musi być ktoś wspomniany we wczesnej części historii, ale nie może być to osoba, której myśli mógłby śledzić czytelnik. Tymczasem Agatha spełniła życzenie szwagra marzącego o tym, by zbrodniarzem był Watson... Z dzisiejszej perspektywy to świetnie skonstruowana powieść, której lektura potwierdza słowa pisarki, że jej narrator, doktor Sheppard, w żadnym miejscu nie kłamie - po prostu nie zawsze podaje wszystkie informacje.

Głośną powieścią najpierw zainteresował się teatr: sztuka pt. "Alibi" odniosła sukces komercyjny i artystyczny, głównie dzięki grającemu główną rolę Charlesowi Laughtonowi, który, choć fizycznie nie przypominał małego Belga (co stało się tradycją i Christie zastanawiała się, dlaczego na scenie detektywa zawsze gra zwalisty aktor), stworzył znakomitą kreację. Czego nie da się powiedzieć o wersji filmowej z 1931 roku, gdzie w Poirota wcielił się zupełnie go nieprzypominający wysoki, przystojny i pozbawiony wąsów Irlandczyk Austin Trevor - złośliwie pisano, że dostał rolę tylko dlatego, że znał francuski. Film nie odniósł wielkiego sukcesu, ale cieszył się na tyle sporym powodzeniem, że powstały, także z Trevorem, kolejne: "Czarna kawa" (1931) i "Śmierć lorda Edgware'a" (1934). Po nich Poirot na 3 dekady zniknął z kina, ale za to trafił do radia, gdzie w serii z 1945 roku wcielił się w niego Harold Huber, znakomity aktor charakterystyczny, który nie tylko mówił jak mały Belg, ale i wyglądał jak on, czego niestety, słuchacze zobaczyć nie mogli.

Christie nie miała szczęścia do filmowców i w latach 60. stwierdziła, że najlepiej, jeśli będzie się trzymać z dala od ekranizacji swoich książek, z których udał się tylko "Świadek oskarżenia" (1957) Wildera. Niechęć autorki wynikała głównie z kłótni z wytwórnią MGM, która, poza serią filmów z panną Marple, miała nowe pomysły, np. na zrobienie z Poirota prawdziwego twardziela stosującego metody równie brutalne jak jego przeciwnicy. Christie, przeciwniczka przemocy, takim pomysłom mówiła "nie" równie stanowcze jak kilkadziesiąt lat wcześniej, gdy, podczas powstawania scenicznego "Alibi", sprzeciwiła się odmłodzeniu detektywa o 20 lat, nazwaniu go Beau Poirot i otoczeniu wianuszkiem zakochanych dziewcząt. A wszystko z szacunku dla czytelników, którzy, skoro w latach 20. pokochali go jako ekscentrycznego zarozumialca, to właśnie takim chcą go widzieć na ekranie. Intuicja jej nie zawiodła, bo próby odmłodzenia czy uwspółcześnienia bohatera okazały się nieudane, czego dowodem "Morderstwo w Orient Ekspressie" (2001), gdzie Poirot obdarzony jest bardzo męską urodą (i posturą) Alfreda Moliny, co - z punktu widzenia jego wielbicieli - jest taką samą zbrodnią, jak przeniesienie go w czasy laptopów i komórek.
Pisarka nie uległa też naciskom, by detektyw i panna Marple spotkali się na kartach książki lub na ekranie, bo, jak podkreślała, każde to gwiazda świecąca własnym blaskiem, która nie zniesie nawet częściowego zaćmienia przez drugie. Stąd też nie była zachwycona kolejnym filmem MGM "The Alphabet Murders" (1966, adaptacja powieści znanej u nas jako "A.B.C"), gdzie na chwilę pojawia się panna Marple. I nie spodobał jej się Tony Randall jako przerysowany i nazbyt komiczny Poirot. Zaakceptowała za to ostatecznie niezrealizowany pomysł przerobienia "Entliczka Pentliczka" na sceniczny musical o roboczym tytule "Death Beat" z Peterem Sellersem jako detektywem. Stanowczo odrzuciła zaś scenariusz "Morderstwa w Orient Ekspressie", gdzie cała historia staje się farsą, a gościnnie pojawia się panna Marple, zapewne - jak ironizowała - w roli maszynistki... Zresztą pisarka uważała, że ta, jedna z jej najlepszych powieści, w ogóle nie powinna być sfilmowana, ale kilka lat później dała się jednak namówić, czego efektem wysokobudżetowa ekranizacja Sidneya Lumeta z 1974 roku z gwiazdorską obsadą (Ingrid Bergman, Lauren Bacall, Sean Connery czy John Gielgud). I Albertem Finneyem w roli Poirota, który ponoć - mimo niewystarczająco efektownych wąsów - podobał się pisarce.

Finney, odpowiednio ucharakteryzowany (z naciskiem na czarne włosy), był chwalony i uznany za najlepszego filmowego Poirota (choć wybór nie był wielki). Z dzisiejszej perspektywy to raczej pochwały na wyrost, bo jego detektyw jest nazbyt wystylizowany, manieryczny i generalnie irytujący, bardziej dziwaczny niż ekscentryczny - niemniej sam film ciągle ogląda się z przyjemnością.

Zmarła w 1976 roku pisarka nie zdążyła poznać i ocenić kolejnego filmowego wcielenia Poirota, czyli Petera Ustinova w "Śmierci na Nilu" (1978). Na ekranie pojawiły się aktorskie znakomitości, jak Bette Davis czy Mia Farrow, bo od czasu filmu Lumeta gwiazdorska obsada stała się znakiem rozpoznawczym adaptacji prozy Christie. Ekranizacja odniosła sukces, więc pojawiły się następne kinowe - "Zło czai się wszędzie" (1982) i "Rendez-vous ze śmiercią" (1988) oraz telewizyjne: "Thirteen At Dinner" (1985, adaptacja "Śmierci lorda Edgware'a), "Altanka nieboszczyka"(1986, ekranizacja "Zbrodni na festynie") i "Tragedia w trzech aktach" (1986). Według niektórych krytyków największą ich słabością jest właśnie Ustinov, bo detektyw w jego interpretacji ma więcej cech samego aktora niż postaci stworzonej przez Christie. I rzeczywiście, o ile Poirot Finneya był nazbyt gburowaty i niesympatyczny, o tyle tu jest nazbyt dobrotliwy, bardziej przypominając jowialnego wujka niż dosyć zarozumiałego egocentryka. Choć i tak kreacja Ustinova to najlepsze filmowe wcielenie Poirota do momentu pojawienia się tego jedynego, idealnego.

"Jest pan człowiekiem jedynym w swoim rodzaju. Kto pana raz zobaczy, ten pana nigdy nie zapomni"

Słowa inspektora Jappa można sparafrazować, mówiąc, że kto raz zobaczy Davida Sucheta w roli Poirota, dla tego mały Belg będzie miał zawsze jego twarz, bo ten doskonały angielski aktor, członek Royal Shakespare Company, urodził się po to, by go grać. Zainicjowana w 1989 roku poirotowska seria tv z nim w roli głównej to najlepsze adaptacje utworów lady Agathy. I dowód na to, że stylowe seriale kryminalne to angielska specjalność. Świetnie zrealizowany (począwszy od efektownej, wprowadzającej w klimat filmu czołówki) osadzony w epoce, ze znakomicie dobraną obsadą - Hugh Fraser to najlepszy filmowy Hastings. A Suchet to idealny Poirot: ekscentryczny, niepozbawiony wad, ale jednocześnie budzący zaufanie i wiarygodny w swojej misji dążenia do prawdy. Aktor będzie zapewne jedynym odtwórcą roli małego Belga, który wystąpi w ekranizacjach wszystkich jego przygód: do tej pory zrealizowano 65 odcinków, w tym, niejako w prezencie z okazji 90. urodzin, "Morderstwo w Orient Ekspressie", gdzie pojawi się m.in. Joely Richardson jako Mary Debenham, postać którą u Lumeta grała jej matka, Vanessa Redgrave. Zakończenie serii planowane jest na rok 2011 i po opadnięciu "Kurtyny" Suchet jako Poirot będzie mógł odejść na zasłużoną emeryturę. Jego artystycznego wyczynu zapewne nikt nie powtórzy, bo i nie ma takiej potrzeby, skoro detektyw do czekał się idealnego wcielenia. Dzięki niemu zapewne potwierdzi się zasada, że nawet jeśli wybrańcy bogów umierają młodo, to prawdziwi herosi są nieśmiertelni.

Katarzyna Wajda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski