Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maszynistki i kulturowy recykling

Wacław Krupiński
No i mam za swoje. Zostałem ponoć Jamesem Bondem (?), ignorantem (zdaniem p. Pawłowskiego z "GW”, który tak się demagogicznie nabzdyczył, że mu to zastąpiło lekturę tego, co napisałem, zatem pouczył mnie, bym poczytał prof. Marię Janion, mimo iż sam ją przywołałem); zostałem też prawicowcem i to z tych uważających, że "na słowo »naród« i narodową kulturę mają monopol (he, he!), ponadto – wg Jana Klaty – złodziejem, co to wykradł notatki z prób, mimo iż jest "oldbojem z lokalnego dziennika”. Jedno jest pewne: dyskusję wywołałem ogólnonarodową, jak na Narodowy Stary Teatr przystało.

Wacław Krupiński: KULTURAŁKI

A wszystko dlatego, że opisałem kulisy powstawania "Nie-Boskiej komedii”, po którą nie sięgnął Oliver Frljić, acz miał ją wystawić. Nazwałem to prowokacją, co dla p. Klaty, którego teatr prowokacją stoi, nie powinno być niczym zdrożnym. Podobnie dla wspomnianego chorwackiego reżysera, którego każda realizacja jest prowokacją. Polityczną, kulturową.

Wiem, pogwałciłem prawo tajemnicy prób, ale gwałt w murach Starego nie jest chyba czymś szokującym. ("Gwałt niech się gwałtem odciska – rzekła dupa do mrowiska” – rymował Kofta.) I nie była to żadna recenzja, jak utrzymuje p. Klata, ale widać w swym samozachwycie już recenzji nie czyta i nie odróżnia gatunków. Recenzje by dopiero były, tyle że dyrektor Starego zawiesił próby "w trosce o bezpieczeństwo aktorów”. Tak się wystraszył.

Rozumiem, gdyby się przestraszył kierunku, w jakim spektakl podążał, gdyby spanikował widząc, jak dalece na 11 dni przed premierą jest on niegotowy. Ale nie; prowokator Klata przeraził się prowokacji, którą sam, oddając realizację Frljiciowi, zgotował. Zląkł się głosów zdumienia i wzburzenia. A to nie o to szło? A może uciąłby je artystycznie skończony, przemyślany, głęboki spektakl? Jaki miał mieć tytuł? "Nie-Boska komedia. Szczątki”. Widać, okazały się zbyt szczątkowe, by je pokazać.

Cieszę się, że wywołałem cały ten zgiełk. Ów spór wcale nie dotyczy wyłącznie Starego Teatru. To spór o granice prowokacji w sztuce, o teatr w ogóle. Czy ma być polem do prezentacji dramatów, czy poletkiem karkołomnych zabiegów reżyserów otoczonych tzw. dramaturgami. Kiedyś dramaturg to był autor sztuk pisanych dla teatru. Teraz dramaturg to ktoś, kto bierze dzieło Szekspira, Krasińskiego czy Wyspiańskiego i używa sobie do woli. Tu przytnie, tam dopisze, to zmieni realia sztuki, to bohaterów.

Kiedyś reżyser to był twórca, który wnikając w literacką materię i kulturowy kontekst dzieła inscenizował je w teatrze. Teraz reżyser to ktoś, kto przepisuje. Tak to się nazywa: Reżyser przepisał "Sen nocy letniej Szekspira”. Jak ostatnio w Sosnowcu. I mamy akcję w domu starców oraz rozmowy o Krystianie Lupie i Krzysztofie Warlikowskim! Szekspir – wszak geniusz – ich przewidział.

Trochę lat temu taka postdramatyczna reżyserka zaproponowała Jerzemu Treli, by zagrał w "Śnie nocy letniej” Puka. 64-letni wówczas aktor, zdumiony do granic, zapytał o powody. "No, będzie inaczej” – usłyszał. Puka zagrał ostatecznie dwudziestoparolatek. Teraz z "Nie-Boskiej” odeszło siedmiu z osiemnastu aktorów. I też koncepcji to nie zmieniło. Tak elastyczne są te koncepcje przepisywaczy. Niegdyś Swinarskiemu "Sen nocy letniej” przepisywała maszynistka.

Teraz już by była reżyserem. Takim co to, jak wystawca dzisiejszej premiery "Akropolis” w Starym Teatrze, poddaje tekst Wyspiańskiego "swoistemu kulturowemu recyklingowi”. Pisał Wyspiański, iż listopad to dla Polaków niebezpieczna pora...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski