Platat filmu, który opowiada o porozumieniu mocarstw w sprawie podziału stref wpływów (i granic) na gruzach imperium osmańskiego Fot. wikipedia/Jan Mehlich
POCZĄTEK XX WIEKU. Po upadku imperium osmańskiego Francuzi zajęli Wielką Syrię, a Brytyjczycy Mezopotamię. Rozmowa z prof. DANUTĄ MADEYSKĄ z Katedry Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego
- Nie. Dlatego że jego znaczenie coraz bardziej słabło, a już przed zakończeniem I wojny światowej było jasne, że Osmanowie stoją na straconej pozycji. Nie tylko z tego powodu, iż Europa od wielu dekad zaczęła uciekać do przodu i niesamowicie się rozwijać, podczas gdy imperium stało w miejscu. Sułtan osmański opowiedział się również po stronie państw centralnych, co w konsekwencji przypieczętowało jego upadek.
Warto jednak zwrócić uwagę na inną, bardzo istotną rzecz. Mimo że Osmanowie teoretycznie sprawowali władzę na znacznym terenie zamieszkiwanym przez Arabów, np. w Maghrebie, w rzeczywistości wiele arabskich prowincji prowadziło własną politykę, a sułtan miał jedynie władzę nominalną. Gdy upadało imperium, bezpośrednia władza Turków była tylko w Wielkiej Syrii - dzisiaj są to tereny Syrii, Libanu i Palestyny - oraz w Mezopotamii, czyli tam gdzie obecnie jest Irak.
- Jednocześnie gdy imperium słabło, inne mocarstwa zagarniały Bliski Wschód. Długo trwał ten proces?
- Przede wszystkim zaczął się wiele lat przed zakończeniem I wojny światowej. Już w XIX wieku Francja podbiła Algierię (1830) i narzuciła protektorat Tunezji (1881), Egipt był formalnie prowincją turecką, ale faktycznie od lat 80. XIX w. wiele do powiedzenia mieli tam Brytyjczycy, którzy w 1914 roku ustanowili oficjalnie protektorat.
Do jednego z niewątpliwie kluczowych wydarzeń doszło w 1904 roku, gdy Anglicy podpisali z Francuzami porozumienie. Przeszło ono do historii pod nazwą entente cordiale. Wielka Brytania uznała francuską obecność w Maroku, a w zamian za to miała wolną rękę w Egipcie.
Dlatego - mimo że dopiero po I wojnie światowej zapadły ostateczne rozstrzygnięcia co do przyszłości świata arabskiego - tak naprawdę do podziału zostało już wtedy niewiele. Francja i Wielka Brytania podzieliły między siebie ten kolonialny tort niemal po równo. Wielka Syria przypadła Francuzom, natomiast Mezopotamia - Brytyjczykom.
- Wstępem do takiego podziału świata arabskiego było porozumienie Sykes - Picot, od nazwisk dwóch dyplomatów, brytyjskiego i francuskiego. Na zgliszczach imperium osmańskiego powstawała nowa mapa Bliskiego Wschodu.
- Pod tym względem rok 1916 był rzeczywiście bardzo ważny, bo wtedy doszło do podzielenia wpływów na dwie strefy - brytyjską i francuską. Wiadomo już było, że Niemcy przegrają wojnę, a ententa wyjdzie z niej zwycięsko. Zaczęto więc dzielić łupy, czyli to, co jeszcze było do wzięcia - dla Francji przewidziano południową Anatolię i Cylicję, a także wybrzeże syryjsko-libańskie. Jej strefa wpływów miała obejmować obszar od Damaszku i Aleppo do Mosulu. Natomiast Brytyjczycy mieli otrzymać prowincje Bagdadu i Basry, zaś ich strefa wpływów obejmowałaby tereny od Gazy do Kirkuku w Mezopotamii, przez południową Syrię.
- Czyli możemy powiedzieć, że mapa Bliskiego Wschodu, który znamy współcześnie, nie tylko powstawała w wyniku działań wojennych, ale przede wszystkim była efektem różnych porozumień i targów?
- Dokładnie tak. I co ważne - były to porozumienia nieformalne. Podział Bliskiego Wschodu i generalnie świata arabskiego był najpierw uzgadniany poufnie. Umowa Sykes - Picot była tajna. Jednocześnie jedna strona kontrolowała drugą, aby się za bardzo nie obłowiła. Arabowie przez długi czas nic o tym nie wiedzieli. O potajemnych umowach zaczęło się dopiero co nieco mówić wówczas, gdy Rosja carska przyłączyła się do tego paktu, a potem bolszewicy ujawnili carskie archiwum.
- O ostatecznym losie państw arabskich zdecydowały Francja z Wielką Brytanią na powojennej konferencji w Wersalu, ale spotkanie w San Remo w 1920 roku też miało duże znaczenie. Jak duże?
- Rzeczywiście, dopiero wtedy zapadły końcowe rozstrzygnięcia i zakończyła się rywalizacja francusko-brytyjska. Na konferencji w Wersalu powstała Liga Narodów, która w 1920 roku rozdzieliła tzw. mandaty przyznające Francuzom i Brytyjczykom władzę na terenach będących pozostałością po "arabskiej" Turcji.
- Dlaczego nastąpił taki podział mandatów? Francja była zainteresowana basenem Morza Śródziemnego, a Anglicy - dostępem do Indii?
- Powiem nawet, że Anglicy mieli obsesję na tym punkcie. Pamiętam, że jeden z brytyjskich historyków zwracał na to szczególną uwagę. Anglikom bardzo zależało na swobodnym dostępie do szlaków handlowych do Indii. Można nawet stwierdzić, że kraj ten był perłą w koronie monarchii brytyjskiej. Przez Mezopotamię i Zatokę Perską wiódł jeden szlak, a przez Palestynę i Kanał Sueski - drugi.
To z tego okresu jest powiedzenie, że nad imperium nie zachodzi słońce. Królowa Wiktoria miała posiadłości faktycznie na całym świecie. Przez Bliski Wschód po Indie aż do Australii.
- A Francja chciała jej dorównać.
- Warto przypomnieć również, że Brytyjczykom zależało na objęciu Palestyny, bo w ten sposób Francja była jakby odsuwana od kluczowych i najbardziej wrażliwych szlaków handlowych. Kluczowa okazała się tzw. deklaracja Balfoura, ministra spraw zagranicznych, który deklarował w imieniu rządu chęć utworzenia w Palestynie "żydowskiej siedziby narodowej".
- Czyli niewiele krajów uzyskało rzeczywistą niepodległość po I wojnie światowej. W zasadzie tylko Arabia Saudyjska i Jemen.
- Zdecydowana większość świata arabskiego była wówczas pod panowaniem europejskim. Maroko, w którym Francuzi objęli protektorat już w 1912 roku, uzyskało suwerenność dopiero w drugiej połowie lat 50. Włosi rządzili Libią do roku 1942. Francuski protektorat nad Tunezją trwał aż do niepodległości w 1956 roku.
Wielka Brytania podpisała natomiast traktat z Arabią Saudyjską, w którym w zamian za pomoc i ustawienie się po stronie państw ententy gwarantowała jej suwerenność po wojnie. Na Półwyspie Arabskim powstało zresztą niepodległe Królestwo Hidżazu, które obejmowało m.in. Mekkę i Medynę, święte miasta islamu.
- Liban i Syria miały z kolei znacznie bardziej burzliwą historię, bo dążenia do niepodległości były brutalnie tłumione przez Francję.
- Działo się to szczególnie pod koniec II wojny światowej. Francuzi przekazali w tych krajach władzę administracyjną, ale zachowali dowództwo nad wojskiem. Gdy społeczeństwo zaczęło się coraz bardziej buntować przeciwko francuskim przywilejom, Paryż zdecydował o bombardowaniach Damaszku, Homsu i Hamy. Dopiero gdy Brytyjczycy zagrozili interwencją, Francja musiała się wycofać. Ostatecznie obce wojska wyjechały z Syrii i Libanu w 1946 roku, także pod naciskiem dwóch faktycznych zwycięzców - Amerykanów i Sowietów.
- Można powiedzieć, że wycofanie się wojsk francuskich było pierwszym zwycięstwem Arabów nad narzuconą wcześniej polityką Zachodu?
- Myślę, że tak. Trzeba jednak dodać, że ten proces trwał kilka lat. W 1943 roku wojska Wolnej Francji pod wodzą de Gaulle'a u boku aliantów zawładnęły północną Afryką i Libanem. Już wtedy pojawiła się deklaracja o niepodległości Libanu i Syrii, ale Francuzi nie spieszyli się z opuszczeniem tego terytorium. Zmienili zdanie dopiero na skutek ponagleń Brytyjczyków. Te wszystkie działania nie miały jednak nigdy na uwadze dobra świata arabskiego. Chodziło przede wszystkim o to, żeby jakieś mocarstwo nie miało zbyt dużo i nie uzyskało w ten sposób nadmiernej przewagi nad innymi.
- To może powinniśmy zrobić klamrę i powiedzieć wprost: po 100 latach od podziału Bliskiego Wschodu mocarstwa zachodnie wciąż rywalizują, dzisiaj przede wszystkim z Rosją, o faktyczną władzę w tym regionie. Syria jest najlepszym przykładem kraju, w którym działają obce siły, i w gruncie rzeczy to one zadecydują o losie kraju.
- To prawda. Czasy się zmieniają, politycy też, ale istota polityki wobec Bliskiego Wschodu pozostaje niezmienna. Podział trwa tam nadal i, w moim przekonaniu, trwać będzie. Tylko ciągle do końca nie wiemy, jakie siły za tym stoją. "Wiosna arabska", o której wiele się mówiło, jest tak naprawdę śmiechu warta. Mówiąc wprost, w Syrii bandyci walczą dzisiaj z bandytami. Mam często wrażenie, że wszystkim kieruje jakaś niewidzialna ręka. Być może dowiemy się za 50 lat, kto naprawdę pociągał za sznurki, bo nie ma wątpliwości, że podobnie jak w czasach Sykesa i Picota wiele porozumień jest ściśle tajnych.
Rozmawiał Remigiusz Półtorak
PROF. DR HAB. DANUTA MADEYSKA zajmuje się m.in. historią świata arabskiego (jest autorką podręczników akademickich na ten temat), pracuje w Katedrze Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?