Właścicielka słynnej samowoli budowlanej na Małym Żywczańskim przegrodziła drogę prowadzącą obok jej domu. Zaczęła budować mur. Stwierdziła, że część ulicy należy do niej. Okoliczni mieszkańcy zaalarmowali policję. Powstający mur udało się zburzyć.
Gorąco zrobiło się już w weekend, gdy właścicielka samowoli budowlanej – Joanna J., mieszkanka Warszawy, zaczęła na zakręcie drogi składować deski.W poniedziałek okazało się, po co były potrzebne.
– Od rana alarmowaliśmy policję. Już deski blokowały nam przejazd, a co dopiero powstający mur. Pani została pouczona, ale potem dalej zaczęła pracować – opowiada Anna Starzyk z Małego Żywczańskiego.
Właścicielka samowoli wykonała z robotnikiem szalunek wysoki na kilkadziesiąt centymetrów i łopatami ładowała tam świeży beton. Kiedy dojechała straż miejska i policja, żeby nakazać wstrzymanie prac, mur niemal przeciął całą drogę. Kierowcy samochodów, którzy próbowali przebić się przez Żywczańskie, musieli bardzo uważać, by nie porysować karoserii.
– To jakiś skandal. Ta pani kupiła tę działkę kilka lat temu. Widziała, że tutaj jest droga, a teraz chce ją zamknąć. Tak nie może być. Mnóstwo mieszkańców zostanie odciętych od świata – oburzał się Eugeniusz Tasz, sąsiad warszawianki.
Joanna J., mimo że przyjechało kilku policjantów i strażników miejskich, a wokół jej domu pojawił się tłum gapiów, nic sobie z tego nie robiła. Krzątała się po swojej posesji, próbując co chwilę a to ładować beton, a to wbijać pręty zbrojeniowe do budowanego ogrodzenia.
– To jest mój teren. Kupiłam go kilkanaście lat temu – przekonywała kobieta dziennikarzy. – Droga Urzędu Gminy jest niżej. Burmistrz nie ma tu nic do gadania. Droga i most na sąsiednim potoku należą do mnie. Gmina chciała się uwłaszczyć na tym terenie, ale sąd do tego nie dopuścił. Burmistrz, jeśli chce, to niech zrobi kładkę dla pieszych.
Pani J. wmawiała wszystkim że ma pozwolenie na budowę płotu. Na żądanie Włodzimierza Widery z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, aby je okazała, odpowiadała, że nie chce jej się iść do domu i szukać papierów. – Przyjdźcie o 15, gdy skończę pracę – odrzekła.
Po kilkudziesięciominutowych przepychankach urzędnicy z magistratu ustalili, że działania mieszkanki Warszawy są nielegalne.
– Ta nieruchomość z mocy ustawy z 1998 roku stała się własnością gminy – stwierdził Maciej Moskwa z Wydziału Geodezji Urzędu Miasta. – Taką decyzję wydał wojewoda, a potem podtrzymał minister infrastruktury. Nasza gmina wpisała się do ksiąg wieczystych tych działek. Pani J. zaskarżyła te decyzje. Początkowo sąd administracyjny w Warszawie był jej przychylny i uchylił wspomniane decyzje. Ostatecznie jednak Naczelny Sąd Administracyjny zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. Kolejnego orzeczenia na razie nie ma.
Jak dodaje Wojciech Solik, wiceburmistrz Zakopanego, który przepychał się z panią J., nawet gdyby gmina nie miała prawa do drogi, to kobieta nie mogłaby nic na niej zrobić.
– Żaden urząd na Podhalu nie wydał jej pozwolenia na budowę muru w poprzek drogi – uznał Solik.
Po dwóch godzinach zapadła decyzja o rozbiórce budowanego muru. Pani J. próbowała przeszkodzić robotnikom. Musiała interweniować policja. Potem koparka służb komunalnych usunęła z drogi nielegalną przegrodę.
– To nie koniec wojny z tą kobietą – przewidywali sąsiedzi, którzy przyglądali się zajściu. – Co jakiś czas dochodzi do podobnych incydentów. Pewnie znowu będzie próbowała.
Wspominali podobną interwencję sprzed dwóch lat. Wówczas Joanna J. również próbowała przegrodzić część drogi biegnącej przez Małe Żywczańskie. Wówczas urzędnicy miejscy także uznali, że to działanie nielegalne i nakazali koparką usunąć przeszkodę z drogi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?