Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nadaje blask sztućcom po babci, monstrancjom i figurkom Buddy [ZDJĘCIA, WIDEO]

Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Mrowiec
Wojciech Talaga wyjmuje z kąpieli galwanicznej cukiernicę, która dostaje właśnie nowe życie
Wojciech Talaga wyjmuje z kąpieli galwanicznej cukiernicę, która dostaje właśnie nowe życie Fot. Andrzej Banaś
Pod Wawelem zostały trzy lub cztery zakłady brązownicze, które posrebrzają i pozłacają duże elementy, takie jak np. kula na kościelną wieżę. - A ja, chyba jako jedyny, zajmuję się biżuterią i drobnymi przedmiotami - mówi 62-letni złotnik Wojciech Talaga

Najbardziej zaskakujące ma zlecenia od pewnej klientki: pokrywał już złotem kratki wentylacyjne do jej mieszkania, wszystkie okucia meblowe i zawiasy, jeden stolik, dwa zydle, a nawet akcesoria kominkowe, w tym pogrzebacz. - Ona po prostu kocha złoto - komentuje Wojciech Talaga. Sam dla metali szlachetnych porzucił wyuczoną profesję: kończył informatykę, a został złotnikiem.

Autorka: Małgorzata Mrowiec

Zielona brama kamienicy przy ul. Kościuszki 20, przejście przez podwórko i trafiamy do jego królestwa w oficynie. Na 20 metrach kwadratowych Wojciech Talaga ma tu swój warsztat, obstawiony słoikami z kwasami do wytrawiania złota i srebra, z mnóstwem penset, kleszczyków, nożyc, pilników, z fajklubą (ręcznym drewnianym imadełkiem) i fajnaglem - wysuniętym z blatu kołkiem, na którym piłuje i wierci.

Dwa kroki dalej - dygestorium, czyli mebel pracowni chemicznej, z okapem i wyciągiem. Wygląda całkiem jak w kuchni, zwłaszcza że wannę galwaniczną, w której złotnik zanurza posrebrzane przedmioty, stanowi po prostu duży garnek. Jeszcze stanowisko ze szczotkami mosiężnymi, do kracowania, czyli wstępnego polerowania. W kącie szafa pancerna, na ścianie - plakat z Alfa Romeo (zdradza nieco zainteresowania rzemieślnika, który jest też sędzią sportu samochodowego i kocha rajdy).

To w takim otoczeniu powstaje całkiem nowa biżuteria, ale przede wszystkim odzyskują blask przynoszone przez klientów sfatygowane przedmioty. Od wytartych pierścionków, przez porysowane cukiernice, dziurawe mszalne kielichy, monstrancje, z których zeszło złoto. Trafiają do kąpieli galwanicznej, a po chwili (np. pierścionek po dwóch, trzech zanurzeniach na kilka sekund) wychodzą z niej pokryte srebrem lub złotem.

- Tutaj zachodzi proces elektrolizy - tłumaczy Wojciech Talaga, zanurzając w garnku starą cukiernicę - czyli przenoszenie za pomocą prądu atomów metalu z elektrody srebrnej i z kąpieli galwanicznej na przedmiot, który się pokrywa tym metalem.

Do Mariackiego i do Belgii

Do garnka w pracowni przy ul. Kościuszki najczęściej trafiają przedmioty o wartości sentymentalnej - rodzinne skarby i pamiątki. Często klienci, odbierając je już na nowo posrebrzone lub pozłocone, komentują, że takie właśnie zapamiętali z dzieciństwa, tak wtedy błyszczały się na stole u babci czy prababci.

- Dostaję do ręki praktycznie kawałek złomu, a staram się przywrócić mu wygląd fabryczny. Choć nie do końca: trzeba przecież pozostawić ślady wieku takiego przedmiotu - zaznacza złotnik.

Gdy chodzi o wyjątkowe miejsca w Krakowie, miedziana kratownica w stole ołtarzowym w kościele Mariackim była złocona właśnie przez Wojciecha Talagę. Odnawiał on też XVIII-wieczne naczynia liturgiczne benedyktynów z Tyńca. A jako duże wyzwanie wspomina odnawianie gotyckiej monstrancji, metrowej wysokości, które zlecili mu paulini ze Skałki. - Miała mnóstwo szczytów, wieżyczek, scenki, figurki - mógłbym ją porównać do szopki krakowskiej. Wykonana była z mosiądzu, poschodziło z niej złoto, a z figurek srebro - mówi rzemieślnik. Wyzwanie polegało na tym, by po zakończonym złoceniu i posrebrzaniu skręcić wszystkie elementy monstrancji w odpowiedniej kolejności. Dlatego całą pracę zaczynał wtedy od szczegółowych rysunków.

W pracowni znalazła się już na przestrzeni lat niejedna korona - z figur i obrazów kościelnych. Przyjeżdżały np. z okolic Wrocławia, Lublina, Szczecina, a nawet z Francji, Belgii i Niemiec. Tych ostatnich klientów zaprowadził na ulicę Kościuszki internet i strona złotnika. - Natomiast w latach 90. działała szeptana reklama - dodaje Talaga.

Na stronie www 62-letniego rzemieślnika można znaleźć pokryte srebrem hełmy rzymskie. Wojciech Talaga zajmował się nimi na zlecenie miłośnika historii, działającego w grupie rekonstrukcyjnej. Teraz połyskujące dzięki złotnikowi hełmy jeżdżą po całej Europie, członkowie grupy prezentują się w nich podczas różnych wydarzeń i imprez.

Bo złotnik nie tylko odnawia, ale też nadaje blask nowym przedmiotom, którym go brakuje.

Tak jest też np. z figurkami Buddy i naczyniami ceremonialnymi, które systematycznie przynosi klient-buddysta. Kupuje je w Indiach, są wykonane z mosiądzu i patynowane. - A on chciałby, żeby się błyszczały, żeby były piękne, żółciutkie, nie ciemniały. No więc je pokrywam złotem - kwituje rzemieślnik.

Posrebrzenie lub pozłocenie kosztuje tu od ok. 10 zł do kilkuset. Klienci zwykle są zaskoczeni, że tak tanio.

Szopkarz - złotnikiem

Z wykształcenia jest informatykiem, ale - jak mówi - kończył informatykę w latach 70., kiedy dobry komputer wykonywał właściwie te same działania, co dzisiaj kalkulator. Wspomina, że na stażu proponowano mu nieduże pieniądze, a planował założenie rodziny. Wtedy najbliżsi rzucili: może byś spróbował pobawić się biżuterią? - A miałem ku temu jakieś predyspozycje, smykałkę do precyzyjnych rzeczy, zajmowałem się szopkarstwem, startowałem wielokrotnie w konkursie szopek - dorzuca złotnik.

To było 40 lat temu. Dostał się na kurs do spółdzielni jubilerskiej Imago Artis, a ponieważ instruktorzy uznali, że ma talent, zaproponowano mu pracę. W spółdzielni przeszedł wszystkie szczeble zawodowe. Od jednego ze starszych współpracowników dostał też tam cenną podpowiedź: żeby spróbował również galwanizacji, nauczył się jej, bo może się z czasem zdarzyć, że nie będzie zapotrzebowania na wykonywanie i naprawy biżuterii, ale z kolei ludzie będą chcieli odnawiać stare rzeczy - cukiernice, sztućce, tace, patery, wszelakiego rodzaju galanterię, a kościoły - naczynia liturgiczne. Skorzystał z tej rady.

W 1990 roku zmiana ustrojowa sprawiła, że musiał się usamodzielnić i wraz z kolegą z firmy otwarli zakład przy Kościuszki 20. Miała to być tymczasowa lokalizacja, planowali za rok, dwa lata, przenieść się w bardziej eksponowane miejsce, jak Sławkowska, Rynek... Ale rzeczywistość sprowadziła ich nas na ziemię, zresztą po dziesięciu latach wspólnik zmarł i Wojciech Talaga został sam w pracowni. Już się z nią nie przeniósł nigdzie.

W Krakowie zostały dziś trzy lub cztery zakłady brązownicze, które posrebrzają i pozłacają duże elementy, wielkogabarytowe przedmioty, takie jak np. kula na kościelną wieżę. Mają wanny galwaniczne o pojemności np. 400 litrów, nie odnawiają więc takich drobiazgów jak pier-ścionki. - A ja, chyba jako jedyny, zajmuję się biżuterią i drobnymi przedmiotami, i to na większą skalę - mówi Talaga.

Czy jest na to zapotrzebowanie? Owszem, ale skończył się już prawdziwy boom na renowacje, który - według złotnika - trwał od połowy lat 90. XX wieku do 2010 roku. - Może wyczerpały się zasoby, jakie krakowianie mieli w domach, może minęła moda, a może zmieniły się gusty i dziś więcej osób woli zamiast odnowionych staroci współczesny design - zastanawia się rzemieślnik.

Wyznaje też, że topnieją zamówienia na nową biżuterię. To wina zalewu typowej sieciówki, masowej biżuterii z Chin, Włoch, Turcji, po bardzo niskich cenach. Gdy Talaga zaczynał przygodę z profesją jubilera, w sklepach nie było biżuterii i w spółdzielni, w której pracował, terminy wykonania zamówień dla klientów sięgały roku. Dziś może dać termin dwu-, trzy-, czterodniowy.

Pracownię wypełnia dźwięk telewizora, który zagłusza ciszę. Są dni, kiedy nikt nie zagląda i takie, kiedy złotnik nie ma co robić. To właśnie z tego powodu nie szuka i nie przyjmuje uczniów. Nie chce młodym robić złudnej nadziei: wyuczonego podopiecznego powinien przyjąć do pracy, a nie ma aż tylu zleceń. - Jako zakład specjalizujący się tylko w galwanizacji nie miałbym w ogóle wielkiej przyszłości - podsumowuje złotnik.

Ale jest też pozytywna wiadomość: jubilerstwem postanowiła się parać córka kuzyna Wojciecha Talagi, mieszkająca w Wiedniu. To w jej ręce złotnik z Krakowa postanowił w przyszłości przekazać swój warsztat przy Kościuszki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski