MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nadrabiam stracony czas

AG
Artur Szpilka (z lewej) i kolega z grupy bokserskiej Krzysztof Głowacki
Artur Szpilka (z lewej) i kolega z grupy bokserskiej Krzysztof Głowacki
BOKS. Rozmowa z ARTUREM SZPILKĄ, 22-letnim pięściarzem, który odsiedział w więzieniu 1,5-roczny wyrok za pobicie.

Artur Szpilka (z lewej) i kolega z grupy bokserskiej Krzysztof Głowacki

- Półtora roku to czas zupełnie wycięty z Pana życiorysu. Obawia się Pan, że te miesiące przekreślą Pana marzenia o wielkich sukcesach?

- Czuję, że straciłem sporo, bo trochę miesięcy spędziłem za kratami. Z drugiej strony powtarzam sobie, że jestem młody i wiem, że potrafię to nadrobić. Wierzę, że wszystko dobrze się ułoży, bo przemyślałem kilka rzeczy i uświadomiłem sobie, jak wiele mam do stracenia. Po wyjściu na wolność powoli układam sobie sprawy i zrobię co w mojej mocy, by zdobywać najważniejsze tytuły.

- Z widzenia w więzieniu w Tarnowie, na którym byłem u Pana w październiku zeszłego roku, zapamiętałem mocnego psychicznie boksera. Jednak Pańska mama twierdziła, że to tylko wymuszona mina...

- Mamie tak się wydawało. Choć przyznaję, że były momenty, gdy było mi ciężko. Ale żadnej "załamki" nie czułem, bo niby dlaczego?

- Przewartościował Pan swoje priorytety?

-Z "chuliganki" zrezygnowałem już dawno temu, a teraz mogę tylko zapewnić, że na pewno do niej nie wrócę. Do tego nie mam zamiaru grać na maszynach, więc hazard też odpada. Zauważyłem za to inne rzeczy i je doceniłem.

- Na przykład?

- Zacząłem się uczyć języków, bo to przecież ważna rzecz.

- I odmówi Pan przyjacielowi, gdy będzie potrzebował wsparcia podczas tzw. ustawki?

- Przyjaciele na takie rzeczy mnie nie wyciągają. Poza tym oni też zrezygnowali z wyjazdów na mecze i z tego typu "kibicowania". Ci, z którymi się kiedyś biłem, są mi bardzo bliscy i nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

- Czyżby? W Tarnowie pokusił się Pan o gorzką refleksję. Stwierdził Pan, że więzienie pokazuje, że prawdziwych przyjaciół zostało kilku.

- To prawda, a do tego po moim wyjściu niektórzy chcieli odbudować kontakt, ale od razu ich pogoniłem. Mówię o ludziach, którzy przez osiemnaście miesięcy ani razu nie skontaktowali się ze mną.

- Niewielu kibiców wie, że rodzina walczyła o Pańskie ułaskawienie. Ostatecznie starania zakończyły się fiaskiem.

- Sam jestem sobie winien, bo dostałem status więźnia niebezpiecznego. W innym wypadku pewnie byłaby szansa.

- Cofnijmy się do 22 kwietnia. Opuszcza Pan mury więzienia i...?

- Wielkie zaskoczenie. Znów zobaczyłem drzewa, samochody, moich kolegów, rodzinę, mamę. Ogółem przyjechało około dwudziestu osób. Po prostu coś przewspaniałego.

- Co było dalej?

- Chłopaki wynajęli limuzynę i pojechaliśmy do Wieliczki nadrobić stracony czas (śmiech). Zjadłem obiad, wykąpałem się i pojechaliśmy na dyskotekę.

- Za czym szczególnie Pan zatęsknił?

- Szczerze? Za tatarem (śmiech). Zjadłem go i od razu się uśmiechnąłem. Tego mi brakowało.

- Cela więzienna albo drelich śnią się Panu po nocach?

- Jeszcze się nie zdarzyło. Może dlatego, że siedziało mi się tam całkiem dobrze, bo otaczali mnie przyjaźni ludzie. Czasu oczywiście szkoda, lecz na szczęście towarzystwo było fajne.
- Innym siadała psychika?

- Tym, którzy byli "dojeżdżani" przez administrację. Chłopaki nie wytrzymywali, choć wiadomo, że do więzienia nie idzie się w nagrodę. Jak ktoś jest słaby i sobie nie poradzi, to go tam nie ma.

- To znaczy, że targa się na życie?

- Były takie przypadki, że ktoś się podcinał. Obok mnie jeden chłopak prawie umarł, ale w porę zabrali go do szpitala.

- Takie myśli też chodziły Panu po głowie?

- Mówiłem o chłopaku, który dostał dożywocie, a ma dopiero nieco ponad czterdzieści lat. W takiej sytuacji człowiek myśli inaczej. Nie wiem, jakby było w moim przypadku, ale sądzę, że nie postąpiłbym w ten sposób. Nigdy sam sobie bym krzywdy nie zrobił.

- Poddał się Pan resocjalizacji?

- W żadnym więzieniu nie może być o tym mowy. Nikt mnie nie przekona, bo wiem, że człowiek nabiera tam jeszcze większej nienawiści.

- Do odsiadywania wyroku da się podejść - jak Pan twierdzi - "plażowo"?

- Wszystko zależy od osobowości. Ja wmówiłem sobie, że to pewien rodzaj wakacji, tylko trochę dłuższych. Przez ten okres odpocząłem, ale też wziąłem się za grę w szachy i czytanie książek, gdy na "N" (cela dla więźniów niebezpiecznych - przyp. AG) nie miałem telewizora. Na wolności nigdy bym tego nie zrobił, bo nie byłoby czasu.

- Które książki zrobiły na Panu największe wrażenie?

- Zacząłem od "Kodu Leonarda da Vinci". Wstrzeliłem się idealnie i może dlatego od razu polubiłem czytanie. Później przyszedł czas na różnego rodzaju kryminały, między innymi "Amok" oraz powieści Dana Browna.

- Książkami wyłącznie zabijał Pan nudę, czy zastanawiał się nad treścią?

- Oczywiście, że analizowałem. Poza tym mam wielką wyobraźnię, więc jak czytałem "Potop" lub "Krzyżaków", to wcielałem się w głównego bohatera i razem z nim przeżywałem wszystkie przygody. Raz byłem Andrzejem Kmicicem, a innym razem Zbyszkiem z Bogdańca.

- Kmicic był warchołem i rozrabiaką.

- No tak, ale później się zmienił. Udowodnił, że był dobrym człowiekiem. Spodobał mi się też "Pan Wołodyjowski".

- Czytanie książek i grę w szachy zaczął Pan propagować wśród znajomych na wolności?

- Książki nie, ale grą w szachy już zarażam chłopaków. Głównie mierzę się z Dawidem Kosteckim, bo to bardzo charakterny chłopak. Dawid długo się zastanawia, ale wykonuje przemyślane ruchy i jest między nami walka. Inni, na przykład Andrzej Wawrzyk i Tomasz Hutkowski, przegrywają ze mną.

- Pana pierwsze skojarzenie z Tarnowem?

- Komuna. Do tego dom dla - w większości - dobrych chłopaków. Było kilku świetnych, których szanuję i nadal utrzymuję z nimi kontakt.

- Znajdował Pan czas na modlitwę?

- Można powiedzieć, że właśnie tam zacząłem się modlić. Oprócz tego prosiłem, by wszystkim dobrym chłopakom życie się ułożyło.

- Z niej czerpał Pan największą siłę?
- Największym wsparciem była rodzina i jeden wyjątkowy przyjaciel, którego kocham jak brata. Niestety nacieszyłem się nim tylko dwa tygodnie, bo teraz on siedzi i nie wiadomo jeszcze, jak długi dostanie wyrok.

- Wrócił Pan do treningów i od razu upatrzył sobie "ananaska", z którym koniecznie chce się spotkać w ringu. Chodzi o Mateusza Masternaka?

- Nie chcę wymieniać nazwiska, ale chodzi o gościa, który ogólnie bardzo mnie wkurza, a do tego ma głos, jak dziecko. Przyznaję, że jest dobrym zawodnikiem, ale myślę, że to typ boksera, który przestraszyłby się mnie przed walką tak samo, jak moi poprzedni rywale.

- Ile potrzebuje Pan czasu, by stoczyć pojedynek?

- Po ciężkich treningach, które odbywam od kilku dni uważam, że do walki będę gotowy za pół roku. Ale wszystkie decyzje w rękach menedżera i trenera.

- A ile brakuje Panu do pełni formy?

- Pewnie trochę więcej, bo na treningu biegowym wyprzedza mnie nawet Wawrzyk (śmiech). Usprawiedliwia mnie masa, bo jestem teraz cięższy od niego o dziesięć kilogramów. Do nadrobienia mam przygotowanie kondycyjne, bo techniki na szczęście nie zapomniałem.

Rozmawiał ARTUR GAC

Wyjdzie na ring już 25 czerwca?

- Oby tylko Artur nie dał się sprowokować - podkreślają zgodnie Andrzej Wasilewski i Fiodor Łapin, menedżer i trener utalentowanego pięściarza.

Szef warszawskiej grupy 12round KnockOut Promotions od początku, gdy Szpilka jesienią 2009 roku trafił do więzienia w przeddzień walki z Wojciechem Bartnikiem, stał murem za swoim podopiecznym. - Nie zostawimy Artka na pastwę losu. Cierpliwie poczekamy, aż wyjdzie na wolność i nie przestaniemy w niego inwestować - zapewniał Wasilewski.

Wyrok osiemnastu miesięcy pozbawienia wolności dobiegł końca, ale trener Łapin nie ma poczucia, że Szpilki brakowało na sali treningowej aż przez półtora roku. - Po pierwszym spotkaniu z Arturem na wolności odniosłem wrażenie, jakbyśmy się pożegnali dzień wcześniej po treningu. To ten sam chłopak, który nadal ma cel, by zostać najlepszym pięściarzem - podkreśla Łapin.

Zdaniem obu, już przed niedoszłą galą w Łodzi (z walką wieczoru Andrzeja Gołoty z Tomaszem Adamkiem) Szpilka miał poukładane w głowie, więc jego nastawienie nie jest efektem więziennej resocjalizacji. - Postawił na boks i w tym celu przeprowadził się z Wieliczki do Warszawy. Sumiennie trenował dwa razy dziennie i marzył o mistrzostwie świata - zapewnia szkoleniowiec.

Od tygodnia treningi Szpilki wyglądają inaczej, bo za murami więzienia w Tarnowie bokser mocno przybrał na wadze i zupełnie stracił kondycję oraz wytrzymałość. Pierwszym krokiem w kierunku odbudowania formy jest postawienie na długie zajęcia, kosztem ich intensywności. - Niby szybkość i dynamikę posiada, ale na razie potrafi dać z siebie wszystko tylko przez moment. Zdecydowanie brakuje mu wytrzymałości tlenowej, którą zbuduje m.in. długimi biegami - twierdzi Łapin.
Wasilewski przyznaje, że jeśli bokser będzie robił systematyczne postępy, już 25 czerwca ma szansę wejść do ringu. Rywal nie będzie wymagający, ale 22-latek znów znajdzie się w swoim żywiole. - Jest taki plan, ale decyzję podejmie trener Łapin. Niczego nie będę wymuszał - zapewnia szef grupy.

Łapin też jest optymistą, bo przypomina, że do gali zostało wystarczająco dużo czasu, by przepracować pełny cykl treningowy. Jednak intuicja podpowiada mu, że wysoką formę Szpilka osiągnie nieco później. - Myślę, że przed wyjazdem na obóz do Zakopanego, który planowany jest na przełom lipca i sierpnia. Wtedy Artur powinien osiągnąć optymalną wagę, co pozwoli mu harować na pełnych obrotach - uważa szkoleniowiec.

Oprócz budowania siły muskuł, przed Szpilką równie ciężka praca nad charakterem. Menedżer i trener drżą, by ich podopieczny nie ściągnął na siebie kolejnych kłopotów.

- Bardzo ważne, by nie dał się sprowokować. Chłopak zwraca na siebie uwagę, ale mam nadzieję, że teraz będzie już spokojnie przechodził przez życie - liczy Łapin, a Wasilewski dodaje: - Artur jest mocno impulsywny, więc cały czas musi być ostrożny. (AG)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski