Ta pora roku - szczególnie w naszym kraju - miała różne poziomy znaczeń. Na najniższym uosabiała coś, na co należy czekać. Ludzie mówili: „byle do wiosny”, co oznaczało: „jakoś to będzie”, chyba że zwrotu tego używano już wiosną, a wtedy znaczył po prostu: „poczekajmy, aż się ociepli”.
Była też wiosenna poezja. Już w przedszkolu uczono nas wierszy o tym, jak przyroda budzi się do życia, a spod śniegu przebijają: przylaszczki (nikt z nas w życiu jej nie widział ani nie miał pojęcia, jak wygląda), pierwiosnki i krokusy. Potem było o pękających lodach, co łączyło się z ostrzeżeniami, by nie ślizgać się na zamarzniętych stawach, jeziorach i rzekach.
Następnym stopniem wtajemniczenia okazywało się odkrycie pod wpływem szkolnej lektury, że wiosna ma ścisły związek z ojczyzną. „A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę, zobaczę” - modlili się skamandryci, „Urodzony w niewoli, okuty w powiciu / Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu” - powiadał Mickiewicz.
Z zakazanych lektur, drukowanych w piwnicach na powielaczu, dowiadywał się człowiek, że istniała „praska wiosna” oraz „wypadki marcowe 1968 r.”. Do tych wydarzeń bardziej pasowały strofy Miłosza, którego w 1980 r. władza łaskawie pozwoliła czytać, uwalniając jego wiersze do druku po trzydziestu latach zakazu. W „Traktacie moralnym” pisał:
„Żywot grabarza jest wesoły,
Grzebie systemy, wiary, szkoły,
Ubija nad tym ziemię gładko
Piórem, naganem czy łopatką,
Pewien nadziei, że o wiośnie
Cudny w tym miejscu kwiat wyrośnie.
A wiosny nima. Zawsze grudzień.
Nie rozpraszajmy jednak złudzeń…”.
Wiosenne wspomnienia z PRL-owskiego osiedla na Krowodrzy w kwietniowym numerze miesięcznika Nasza Historia. Lata 60., 70. i 80. Gra w noża i inne podwórkowe zabawy...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?