MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcę mieć świętego spokoju

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
ROZMOWA. Stanisław Kracik, burmistrz Niepołomic i potencjalny kandydat PO na prezydenta Krakowa, odpowiada na nasze pytania

Fot. Anna Kaczmarz

Czy chciałby Pan być zastępcą prezydenta Krakowa Jarosława Gowina?

- Dopóki nie będzie decyzji PO, kto będzie jej kandydatem na prezydenta, będę odmawiał komentarza. Nie chcę stwarzać faktów medialnych, a ja ani bym się widział, ani nie widział. Musiałbym przy okazji odpowiedzieć na pytanie, jaką rolę chciałby odgrywać wybrany prezydent, skoro musiałby gromadzić doświadczonych samorządowców wokół siebie. I na to pytanie powinien sobie odpowiedzieć pan poseł Gowin. Teraz pozycja prezydenta jest niezwykle mocna: ma mandat mieszkańców i nie wiem, czy można się nim dzielić na zasadzie: wy mnie wybierzcie, a kto inny będzie decydował.
Poseł Gowin powiedział w "Dzienniku Polskim", że jeśli zostanie wybrany przez PO na kandydata na prezydenta Krakowa, to zaproponuje, aby Pan został jego zastępcą. A jeżeli partia wskaże Pana, będzie mógł Pan liczy na jego 100-procentowe poparcie. Chyba więc były jakieś uzgodnienia?
- Byłoby nieprawdą, gdybym powiedział, że nie rozmawialiśmy o tym. Z taką myślą wystąpiłem na jednym z wielu naszych spotkań. Powiedziałem Gowinowi, że nie jest moim marzeniem portret na korytarzu w magistracie, w związku z tym, jeżeli byłaby taka sytuacja, że on chciałby współpracy ze mną, to zakładam, że bym nie odmówił, ale gdybyśmy mieli jasno ułożone, czym bym się zajmował, bo przecież i tak on odpowiadałby za wszystko.
A wydawało mi się, że Pana ambicje są większe.
- Jeżeli PO zdecyduje się na innego kandydata niż ja, to wystartuję w wyborach samodzielnie. Nie chciałbym być zakładnikiem niczyich obietnic. Wydaje mi się, że zbyt długo jestem w Krakowie: przez osiem lat miałem swoje biuro jako poseł na Małym Rynku, bywam tu prawie codziennie, ileś lat w tym mieście przeżyłem i mieszkają tu moje dzieci.
Czy to prawda, że w tandemie z posłem Gowinem mieli się pojawić także radni Małgorzata Jantos i Bogusław Kośmider jako wiceprezydenci?
- Na ten temat nie prowadziłem rozmów. Mam wątpliwości, czy pomysł drużyny krakowianie kupią. Z jednej strony, to ma walor uczciwości wobec mieszkańców, bo wiadomo z kim się ma pracować, ale pachnie amerykańską kampanią.
To chyba nie jest zarzut?
- Wybory bezpośrednie prezydenta zostały wymyślone - do czego przyłożyłem rękę jako poseł - po to, aby je personifikować, żeby wybierać pana X i żeby ludzie wiedzieli, że pan X za to odpowiada. Jeśli pan X z góry chce powiedzieć, że będzie odpowiadał nie sam, ale z kolektywem, to nie jest do końca bezpieczne również dla tych, którzy głosują, bo zawsze można powiedzieć: "kolektyw zawalił". Jestem zwolennikiem jednoosobowego rozliczania, przyzwyczaiłem się do tego, że jestem winien za dziurę w drodze, albo zbieram pochwały, że wybudowałem szkołę, choć ani dziury nie wykopałem, ani nie wybudowałem szkoły.
Czy ktoś ze ścisłego grona szefów Platformy rozmawiał z Panem o Pana kandydowaniu na prezydenta z tej partii?
- Tego nie chcę ujawniać. Wiadomo, że to w Warszawie zapadnie decyzja, kto będzie kandydatem PO w Krakowie i miejmy nadzieję, że będzie to decyzja szczęśliwsza niż poprzednio (w poprzednich wyborach na prezydenta Krakowa PO wystawiła Tomasza Szczypińskiego, który nawet nie wszedł do II tury - przy.red.).
Czy wiązałoby się to z tym, że musiałaby się Pan wpisać do Platformy?
- Nie. Chciałbym, aby mieszkańcy mieli takie poczucie, że Radę Miasta musimy mieć partyjną, ale miejmy swojego prezydenta. Wolałbym być zakładnikiem mieszkańców niż własnej partii. Jednak dylemat człowieka, który nie prowadzi szkoły wyższej, żyje z tylko pensji, polega na tym, że nie ma pieniędzy na kampanię wyborczą, dlatego potrzebuje dobrodziejów, którzy w jakiejś mierze wiążą człowieka.
Z którą grupą w PO jest Panu najbardziej po drodze, gdzie ma Pan najwięcej przyjaciół?
- W kole Stare Miasto, gdzie szefem jest Paweł Węgrzyn. Tam są moi przyjaciele z Unii Wolności, ze studiów, z duszpasterstwa, m.in. Andrzej Klimczak.
Ściąga Pan do Niepołomic różne muzea: zabawek, sprzętu ratownictwa medycznego czy starych samochodów, które nie znalazły miejsca w Krakowie. Czy chce Pan przez to pokazać, że to, czego nie udaje się załatwić w Krakowie, można bez problemu w Niepołomicach?
- Gdybym został prezydentem Krakowa, to zrobiłbym wszystko, aby Muzeum Zabawek wróciło do Krakowa. Mam takie poczucie, że źle robi ten, kto marnuje inicjatywę ludzi i nie wykorzystuje ich energii. My w Niepołomicach wspieramy pomysły, które narodziły się w Krakowie, m.in. dlatego, że żal mi tych ludzi odsyłać na plac Wszystkich Świętych. Potrzebna jest wobec nich postawa wręcz pokory. Chodzi o rodzinę Sosenków, która ma bodaj największy w Europie zbiór zabawek, mają kolekcje piór, guzików, pocztówek, czy o Władysława Klimczaka z milionami zdjęć i niemogącego się przebić. Mówi się, że Klimczak ma trudny charakter, a Sosenko był roszczeniowy. W Niepołomicach stosujemy taką taktykę, że skoro masz ciekawe zbiory, to stworzymy ci bazę, gdzie możesz je eksponować i wynegocjujemy, jak będą dzielone wpływy z biletów. Moim zdaniem Muzeum Zabawek może ściągać do Niepołomic więcej ludzi niż ściga dzisiaj zamek. W Brukseli Muzeum Zabawek jest trzecim co do frekwencji, choć nie trzecim, co do wielkości. W ludziach jest potrzeba powrotu do dzieciństwa, więc mam nadzieję, że będzie to wielki magnes. Powiedzenie, że mamy już tyle muzeów, że więcej nam nie potrzeba, jest dla nie dziwne. Gdym był na miejscu prezydenta Krakowa, nie dopuściłbym to tego, aby z miasta uciekały takie instytucje.
Ma Pan poczucie, że z zarządzaniem miastem poradziłby sobie lepiej niż prezydent Majchrowski?
- W ramach kampanii wyborczej mogą być podnoszone takie zarzuty, że Kracik małą gminą zarządzał, a to łatwiejsze niż Krakowem. Ja przez osiem lat zajmowałem się budżetem państwa, rozmawialiśmy o wiele większych pieniądzach niż budżet krakowski. Mam spore doświadczenie związane z zarządzaniem dużymi pieniędzmi, więc proszę mi nie mówić, że to problem skali, bo wtedy będę musiał przypomnieć, co umiał prezydent Majchrowski siedem lat temu, kiedy dał się wybrać i z przerażeniem stwierdził, że jest już prezydentem i czas zacząć się uczyć.
Oj, bardzo Pan nie lubi prezydenta Majchrowskiego ...
- Nie, to nie tak. To on reaguje na mnie furią.
Nic dziwnego, skoro w wywiadzie ujawnił Pan, że prezydent Majchrowski na balu powiedział do Pana: "Ja spier..., a pan?".
- Przecież wszyscy wiedzą, że on przeklina. A jeżeli oświadcza, że nigdy nie klnie, to jest śmieszne. Mógł zachować się jak mężczyzna i przyznać się: "tak, mam soczysty język".
Panu nigdy nie zdarza się zakląć?
- Klnę w samochodzie, jak jestem sam i mam piąte czerwone światła po kolei. To jest metoda na to, aby w człowieku nie kumulował się stres. Ja rozumiem używanie mocnego języka w sytuacjach emocjonalnych, ale w innych - nie. Niedawno wydarzyła się taka sytuacja: przechodzę ulicą Parkową w Niepołomicach, na ławce siedzi dwóch ludzi i mówią do siebie językiem kloacznym. Zwracam im uwagę, a oni proponują, żebym sobie poszedł, używając wulgarnego słowa. Za pięć minut przychodzą do mnie w asyście policji, przepraszają, mówią, że mają dzieci i nie wiedzieli, że jestem burmistrzem. Powiedziałem im, że w związku z tym, że mają dzieci, to powinni zapłacić mandat, żeby dzieci nie musiały tego słuchać.
Często zdarzają się Panu takie sytuacje?
- Na ulicach Niepołomic reaguję od razu.
Od razu wzywa Pan policję?
- Nie, najczęściej nie muszę wzywać, bo słyszę "przepraszam" nawet od zawianego gościa. Inna sytuacja: idzie sobie pan z telefonem komórkowym i bluzga. Mówię mu, żeby się uspokoił, bo jest w miejscu publicznym. Wtedy on przeprasza i tłumaczy się, że go poniosło. Ale wiem, że na drugi raz będzie uważał. Ja mam hopla na tym punkcie. Nie lubię, jak ktoś świntuszy bez potrzeby.
Jaka jest, według Pana, największa porażka prezydenta Majchrowskiego?
- Prezydent Tadeusz Ferenc w Rzeszowie ma powyżej 80 proc. poparcia, Rafał Dutkiewcz we Wrocławiu - powyżej 60 proc. Jeśli Majchrowski ma 35 proc. - jak wynika z sondaży - to o sukcesie trudno mówić. Taki poziom poparcia ma się za to, że się jest. Kraków, który ma tylko kilkanaście procent powierzchni pokrytej planami zagospodarowania przestrzennego, jest miastem wuzetek, a miasto wuzetek musi być miastem niejasnych interesów, by nie rzec, ukrytej korupcji. Za kadencji Majchrowskiego nie doszło także do dobrej współpracy miasta z firmami, ich przedstawiciele żalą się, że pomiędzy nimi a magistratem jest przepaść.
Cieszy się Pan, że w krakowskiej PO skończyły się rządy 30-latków?
- Grzesiek Stawowy i Paweł Bystrowski byli w młodzieżówce Unii Demokratycznej, z Pawłem Sularzem nie miałem nigdy do czynienia, zobaczyłem go po raz pierwszy na zdjęciu w gazecie, kiedy został wybrany przewodniczącym krakowskiej PO. Działania niektórych radnych, np. Łukasza Osmendy i częściowo radnego Pawła Bystrowskiego są kontrowersyjne, nie wiem, co władze PO zrobią z tą ekipą. Dla mnie najlepsi krakowscy radni to: Małgorzata Jantos, Grzegorz Stawowy i Bogusław Kośmider - i nie jestem w tych poglądach odosobniony.
To Pan miał być kandydatem 30-latków na prezydenta Krakowa.
- Początkowo podchodzili do mojej kandydatury z rezerwą, bo inspiratorem był Rokita, który nie był ich idolem. Kiedy jednak powiedziałem, że nie będzie żadnego desantu z Niepołomic i nie będę się wtrącał do list kandydatów na radnych miejskich i dzielnicowych, to stałem się im od razu człowiekiem miłym i sympatycznym.
Nie będzie Pan już ubiegał się o tytuł burmistrza Niepołomic. Czy jeśli nie zostanie Pan prezydentem Krakowa, ma Pan jakiś awaryjny plan?
- Zostanę pani konkurentem, będę pisał do gazet.
Co tak ciągnie ludzi do fotela prezydenta Krakowa? Czy nie lepiej być dyrektorem w firmie, więcej zarabiać i nie narażać się na ataki dziennikarzy, polityków i kontrole CBA?
- Gdybym szukał świętego spokoju, to ułożyłbym się z jedną czy drugą partią, że się wycofam i wrócę do Sejmu, tam gdzie świetnie się sprawdzałem. Miałbym dobrą pensję: żyć nie umierać. Jestem jednak niewolnikiem poczucia, że jak nam darowano życie, pewien zasób energii i potencjał, to trzeba go wykorzystać jak najlepiej.
Chciałby Pan w Krakowie budować metro, wzorem Janusza Sepioła, innego potencjalnego kandydata na prezydenta Platformy?
- Powiedziałbym tak: jeżeli już jesteś administratorem domu niepodpiwniczonego, to najpierw posprzątaj wszystko, co jest na powierzchni, zanim zagrzebiesz się pod ziemią. Należałoby się najpierw zastanowić, jak lepiej zorganizować dla mieszkańców Kraków, aby nie musieli tyle jeździć, abyśmy sami nie generowali większego ruchu. Kraków jest przepędzany, mieszkańcy są ganiani z miejsca w miejsca, na każdym osiedlu. To jest dla mnie ważniejsze niż metro. Zdziwiłem się, że Janusz - architekt - ma takie pomysły.
Rozmawiała Agnieszka Maj

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski