Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie powinniśmy się bać imigrantów [WIDEO]

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
Rozmowa. – Europa nie przygotowała się na przyjęcie uchodźców – mówi prof. DOROTA PRASZAŁOWICZ z Uniwersytetu Jagiellońskiego

– Europa stanęła przed największym wyzwaniem wobec uchodźców od czasów wojny na Bałkanach w latach 90. I bardzo różnie się zachowuje – od wrogości po coraz większe otwarcie. A jak powinna?

WIDEO: Syryjczyk mieszkający w Polsce: - Nie widzę problemu w przyjęciu Syryjczyków w Polsce. Akceptacja to kwestia zmiany podejścia

Źródło: AIP

– Wyzwanie jest rzeczywiście ogromne, bo liczbowo imigrantów jest teraz na pewno więcej niż 20 lat temu. Europa się jednak starzeje i bardzo ich potrzebuje. Oczywiście, gdy napływają tak duże rzesze ludzi i tak różnych kulturowo, potrzeba też szybkich strategicznych decyzji i konkretnych rozwiązań. Problem polega na tym, że Europa nie ma polityki imigracyjnej. Na kolejnych szczytach unijnych, poświęconych ustaleniu zasad wspólnej polityki imigracyjnej przekładano tę kwestię na później. Przywódcy nigdy nie określili, jak ona powinna wyglądać.

– I dlatego dzisiaj wszyscy wydają się zaskoczeni skalą tego zjawiska.

– Europa nie przygotowała się na przyjęcie imigrantów, a przecież ich dramatycznie potrzebuje i to właśnie takich jak ci, którzy teraz przybywają. Są to ludzie obcy kulturowo, ale to przecież nie szkodzi. Odrobina pluralizmu dobrze zrobi naszemu społeczeństwu, a na Zachodzie pluralizm – choć czasami rodzi poważne napięcia – jest czymś oswojonym. Poza tym obecni uchodźcy są zwykle wykształceni, często mówią po angielsku, mają kwalifikacje zawodowe, komórka w ręce jest u nich na porządku dziennym. W Europie takich ludzi naprawdę potrzebujemy.

Tymczasem z dramatu imigrantów zrobił się problem polityczny. Politycy używają imigracji do celów instrumentalnych. Wygadują różne rzeczy, żeby schlebiać swoim wyborcom. Jaki jest cel? Rozbudzić lęki i zbudować kapitał polityczny. Dramat polega na tym, że łatwo jest rozhuśtać nastroje, bo lęk przed obcym, nieznanym to coś naturalnego w naszej naturze. I mamy efekt – ludzie, którzy nie znają świata albo mają za mało wyobraźni – podchwytują populistyczne hasła antyimigranckie.

– Hasła antyimigracyjne padają często na podatny grunt, to prawda, ale w ostatnich dniach widać jednak pewną zmianę. Po piątkowym spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej i potwierdzeniu, że nasza część Europy nie pali się do przyjmowania uchodźców, nastąpiło nieprawdopodobne dla nas zachowanie znacznej części Niemców i samej kanclerz Merkel. Wczoraj z kolei prezydent Hollande zapowiedział, że Francja przyjmie 24 tysiące imigrantów. Z czego wynika to bardziej otwarte nastawienie?

– Zmiana jest rzeczywiście widoczna. I bardzo dobrze. Politycy za Zachodzie, przynajmniej niektórzy, doszli do wniosku, że nie można schlebiać histerycznym nastrojom społecznym, ale trzeba pracować nad rozwiązaniem, które będzie przyszłościowe. Warto w tym miejscu zacytować Zygmunta Baumana, który pisał, że „Europa eksportowała przez dziesięciolecia nad- wyżki swoich awanturniczych pomysłów”. Teraz musi wziąć za to odpowiedzialność.

– Tu dochodzimy do genezy obecnej fali uchodźców.

– Nie da się ukryć, że sytuacja na Bliskim Wschodzie ma wiele wspólnego z polityką prowadzoną w tamtym regionie przez zachodnie mocarstwa. Ktoś pewnie powie: „Nie nasza sprawa”. Właśnie nie! To my, Zachód, jesteśmy odpowiedzialni za tamtejsze konflikty, które doprowadziły do masowych migracji. Dlatego dzisiaj nie jesteśmy tylko zewnętrznymi obserwatorami i dlatego powinniśmy starać się pomóc uchodźcom.

– Wróćmy do tej widocznej zmiany – w Niemczech i we Francji. Co to oznacza?

– Wydaje się, że tamtejsi politycy zrozumieli, że mogą ten problem obrócić na swoją korzyść. Tym bardziej że akurat Niemcy i Francja mają już u siebie dobre programy integracji uchodźców. Na przykład programy budowania kapitału społecznego pomostowego, łączącego przybyszów bezpośrednio z konkretnymi Europejczykami. Polegają one np. na tym, aby nad każdą przyjezdną rodziną skrzydła rozpostarła konkretna rodzina z danego kraju. Żeby ludzie zaprzyjaźniali się ze sobą, pomagali sobie, żeby dzieci bawiły się razem, a dorośli razem przygotowywali posiłki.

Polska jest jednak w zupełnie innej sytuacji. Szczerze mówiąc, nie jesteśmy dla imigrantów atrakcyjni, raczej traktują nas tylko jako kraj tranzytowy.

– Procedury i formalności przyjazdowe nie są przeszkodą?

– Procedury są takie same w całej Unii; są one niestety nieprzyjazne. Podam obrazowy przykład. W ramach studiów migracje międzynarodowe robimy na Uniwersytecie Jagiellońskim różne warsztaty. Studenci mają np. wypełnić wniosek o status uchodźcy. I mimo że wypełniają kwestionariusz w swoim języku, siedzą w ciepłej sali, znają język i mają poczucie bezpieczeństwa, zawsze robią jakieś poważne błędy, które wydłużyłyby procedurę.

A teraz proszę sobie wyobrazić uchodźców wypełniających wniosek na granicy, często zmarzniętych, nie znających języka, przerażonych, niewiedzących, co się z nimi stanie… Jesteśmy może w takim momencie, żeby zmienić nastawienie, uprościć procedury, otworzyć szerzej drzwi i wprowadzić nowe programy integracji dla imigrantów. A nie zapominajmy, że papież też wystąpił z apelem, aby parafie przyjmowały uchodźców. Jestem ciekawa, jak na to zareagujemy.

– System kwotowy, przy którym upiera się Bruksela, jest najlepszym rozwiązaniem? Projekt ma zostać przedstawiony jutro w Strasburgu. Zgodnie z nim Polska miałaby zaopiekować się ponad 9287 uchodźcami.

– Kwoty nigdy nie są dobrym rozwiązaniem. Wprowadziły je Stany Zjednoczone po I wojnie światowej. Amerykanie podzielili wtedy imigrantów na tych z Europy Zachodniej i Północnej – bardziej pożądanych – oraz tych z Europy Południowej i Wschodniej. Nastała III Rzesza i zaczęły się prześladowania ludności żydowskiej, a USA chciały przestrzegać kwot migracyjnych. Z tego powodu wielu Żydom odmówiono wjazdu do Stanów. Innymi słowy, gdyby nie kwoty, udałoby się uratować setki tysięcy ludzi. Dlatego z kwotami trzeba uważać.

Natomiast podawana liczba uchodźców, których mielibyśmy przyjąć, wydaje się bardzo rozsądna. Nawet gdyby przyjechało do Polski 9 tysięcy imigrantów, nie mamy się czego bać! O ile będą chcieli u nas zostać. A co do tego nie jestem przekonana. Często jest bowiem tak, że uciekają z ośrodków dla uchodźców, nie czekając na dokończenie całej procedury. Wyjeżdżają na Zachód i tam pracują na czarno.

– A widzi Pani inny, lepszy system niż rozdzielenie kwotowe imigrantów?

– Problem właśnie polega na tym, że nie wypracowaliśmy żadnego mechanizmu, co do którego byłaby pewność, że narzucony odgórnie – okaże się skuteczny. Dlatego tym bardziej ważna jest praca nad tym, żeby zmieniać nastroje społeczne; żeby gminy, parafie, rodziny poczuły się odpowiedzialne za uchodźców. Nie zapominajmy, że już teraz mamy wielu imigrantów z Ukrainy, którzy przecież nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie. Wykonują prace, na które nie ma innych chętnych. Niestety, często są eksploatowani.

– Jak powiedzieliśmy, Europa jest również odpowiedzialna za konflikty na Bliskim Wschodzie, ale czy nie wydaje się irytujące, że bogate kraje Zatoki – Katar, Arabia, Kuwejt – umywają ręce od pomocy imigrantom?

– Uchodźcy opuszczają często własny kraj dlatego, że coś im grozi. Ale tak się również składa, że lądują zwykle w krajach najbogatszych. Przyczyny migracji wzajemnie się przenikają – są i polityczne, i ekonomiczne. Europa jest atrakcyjna zarówno przez zamożność, jak i przez demokrację, której w Katarze albo Arabii nie ma. Inna sprawa, że imigranci są tam traktowani bardzo źle. A ci, którzy przybywają do Europy, szukają po prostu godnego i bezpiecznego życia.

Ilu uchodźców

Francja przyjmie 24 tysiące imigrantów – zobowiązał się wczoraj prezydent Francois Hollande. – W obliczu nowej sytuacji zaproponowałem wspólnie z Angelą Merkel stały mechanizm przyjmowania imigrantów w każdym kraju unijnym – stwierdził Hollande, zapowiadając organizację międzynarodowej konferencji w Paryżu na temat problemu imigrantów. Gdyby takie rozwiązania weszły w życie, Polska byłaby zobowiązana do przyjęcia 9287 uchodźców, a np. Hiszpania prawie 15 tys., Belgia, Szwecja i Rumunia – po ok. 4,5 tys.

PROF. Dorota Praszałowicz z Katedry Migracji Współczesnych i Stosunków Etnicznych na UJ jest także wiceprzewodniczącą Komitetu Badań nad Migracjami Polskiej Akademii Nauk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski