Mieczysław Kalenik rolę w „Krzyżakach”, pierwszej polskiej superprodukcji, dostał przypadkiem. Kiedy rozpoczynały się zdjęcia, był świeżo po szkole teatralnej; utalentowany, ambitny, ale - jak wspominał w wywiadach: „bez łokci do rozpychania się”. Łokcie okazały się niepotrzebne, wystarczyło szczęście.
Aleksandra Forda, reżysera „Krzyżaków”, Kalenik spotkał pewnego dnia w klubie SPATiF. - Siedziało tam trzech panów. Jednego, zdawało mi się, poznałem. Miał ciemne okulary i wąsy. Nie byłem pewny, czy to Ford - mówił aktor w materiale zrealizowanym dla Akademii Polskiego Filmu - Podszedłem do ich stolika, przedstawiłem się. Ford zapytał, czy nie chciałbym zagrać w „Krzyżakach”. Zapytałem, jaką rolę. A on na to, że Zbyszka. Zapytali mnie, czy znajdę czas na zdjęcia próbne. Powiedziałem, że mam wolne poniedziałki.
Zdjęcia poszły dobrze, Kalenik rolę dostał. - Wchodzę na plan i widzę niedźwiedzia. Jakieś 300 kilogramów żywej wagi. Z przerażeniem pomyślałem, że będę musiał z nim odegrać scenę walki - wspominał swój pierwszy dzień na planie. Z niedźwiedziem nie walczył, za to w trakcie prac nad filmem dwa razy złamał nogę i potem grał Zbyszka ze skrzętnie ukrywanym gipsem.
„Krzyżacy” nie otworzyli jednak Kalenikowi drogi do wielkiej kariery. Przez długi czas po premierze mówiono, że jest aktorem jednej roli. Sam w wywiadzie, którego w 2011 roku udzielił Krzysztofowi Lubczyńskiemu wyznał, że „jako aktor jest spełniony”, chociaż nigdy „nie miał wymarzonej roli, przysłowiowego Hamleta”.
Kalenik jako nastolatek chciał zostać marynarzem. Jednak lubił też grać , odnosił sukcesy w konkursach recytatorskich. Na jednym z nich zauważyła go profesorka PWST w Warszawie, Zofia Małynicz. Rodzice nie byli zachwyceni zawodowymi planami syna. - Jak nie marynarz, to aktor. Z dwojga złego lepszy aktor, przynajmniej się nie utopisz - mówiła jego matka. Egzamin do PWST zdał za pierwszym razem, ale studia mógł podjąć dopiero po śmierci Stalina, w 1953 r. Wcześniej dyskwalifikowało go pochodzenie - jego ojciec walczył w AK.
Na ekranie zadebiutował w 1954 r. epizodem w „Pokoleniu” Andrzeja Wajdy. Później jeszcze dwa razy występował w jego filmach: jako milicjant we „Wszystko na sprzedaż” oraz jako Stolnik w „Panu Tadeuszu” . Kalenik współpracował też m.in. z Januszem Morgensternem, Januszem Majewskim i Krzysztofem Krauze. Grał w Teatrze Telewizji i serialach, m.in. w „Czterdziestolatku” i „Polskich drogach”.
Aktorstwo nie było jego jedyną umiejętnością. Kalenik posiadał licencję pilota i patent sternika pełnomorskiego, dobrze śpiewał, ponoć rewelacyjnie naśladował Aleksandra Zelwerowicza.
Dziewięć lat temu Kalenik został odznaczony Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Zmarł w ubiegły piątek w rodzinnym Międzyrzecu Podlaskim. Miał 84 lata.
WIDEO: "Świetny facet, ani odrobiny wody sodowej." Artyści i fani pożegnali Zbigniewa Wodeckiego
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?