Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie(ch) żyje bal, czyli dlaczego upada krakowska tradycja

Redakcja
Bal w hotelu Sheraton w sylwestra 2008 roku Fot. Grzegorz Ziemiański
Bal w hotelu Sheraton w sylwestra 2008 roku Fot. Grzegorz Ziemiański
OBYCZAJE. Na przełomie XIX i XX wieku hucznymi balami żył cały Kraków. W dzień zabawy zamykano dla ruchu wybrane ulice, tak aby przejeżdżające dorożki nie przeszkadzały biesiadnikom.

Bal w hotelu Sheraton w sylwestra 2008 roku Fot. Grzegorz Ziemiański

Potem, w czasach powojennych, popularne były dancingi, a w latach 90. szpanem było przyjść na wielki bal do magistratu. Dziś zamiast zabawy na wielkiej sali, w smokingu, sukni do ziemi i z brokatem we włosach - częściej wybieramy domówki. Kraków nie jest już stolicą balów karnawałowych.

W latach 70. XIX wieku nikt nie miał wątpliwości, że to właśnie Kraków jest polską stolicą wyjątkowych balów karnawałowych. Otwierane tradycyjnie polonezem, przy dźwiękach muzyki Chopina, a kończone o poranku mazurem, przyciągały tłumy gości. Na balu wydanym w 1879 r. w Sukiennicach, na cześć Józefa Ignacego Kraszewskiego, do tańca stanęło 340 par! Nikt nie wyobrażał sobie udanej zabawy bez wodzireja i oczywiście karnetów, do których wpisywali się panowie, starający się o pojedynczy taniec z wybraną damą.

W poszukiwaniu wolnego lokalu

W książce Anny Gabryś "Salony krakowskie" czytamy, że krakowianie, tak rozkochani w balach, mieli jeden podstawowy problem - bardzo małą liczbę odpowiednich sal.

Jednym z głównych miejsc w których odbywały się tzw. zapusty był budynek magistratu. To tu w 1868 r. prezydent Józef Dietl wraz z hr. Adamową Potocką bawił się przy dźwiękach najpierw poloneza a potem polki, oberka i krakowiaka.

Organizatorzy pozostałych balów musieli szukać innych miejsc. "Wynajmowano więc sale w resursie miejskiej lub w kasynie oficerskim, bo specjalna sala redutowa w opuszczonym już wówczas budynku Starego Teatru była zniszczona i za mała, choć nadal, tuż przed samą pierwszą wojną, uważana za reprezentacyjną, miejską salę balową" pisze Anna Gabryś.

Oczywiście, bale organizowano także w hotelach, m.in. przy ul. Sławkowskiej, gdzie mieścił się Hotel Saski. O tym, jak ważne były to wydarzenia i jak dbano o komfort gości, świadczyć może fakt, że ulicę, na której odbywał się bal, nierzadko po prostu zamykano dla ruchu dorożek, których odgłosy mogłyby zakłócać zabawę.

"Świadectwem tego był łańcuch wiszący na rogu kamienicy. Innym znakiem świadczącym, że w Hotelu Saskim odbywa się bal, było ożywienie na ul. św. Jana, zwykle spokojnej, pozbawionej większego ruchu, tak pojazdów jak przechodniów" - pisze autorka "Salonów krakowskich".

Ciekawym miejscem organizowania balów były natomiast... Sukiennice. To tu w 1881 r. odbył się wyjątkowy bal na pożegnanie prezydenta Mikołaja Zyblikiewicza.

Anna Gabryś, aby opisać sytuację panującą w Krakowie pod koniec XIX w., cytuje Zofię Ordyńską, która była sprawozdawczynią z balów dla "Ilustrowanego Kuriera Codziennego". Ordyńska miała twierdzić, że "Kraków w okresie karnawału[...]po prostu szalał".

Bawili się, aby pomóc biedniejszym

Co ciekawe, dużą popularnością cieszyły się np. bale charytatywne. W 1875 r. w sali Hotelu Saskiego zorganizowano np. bal na rzecz budowy szpitala dla dzieci, podczas którego dziewięćdziesiąt par stanęło do mazura.
W Krakowie na tzw. topie były także bale tematyczne, tzn. organizowane przez konkretne środowiska: akademików, rolników, był też bal medyków czy palestry.

"Bal rolników stanowił kulminacyjny punkt karnawału, obowiązywał na nim frak, co dyskwalifikowało wielu uboższych przedstawicieli tego klanu. W późniejszym czasie bale akademików zmieniły się nieco, można było iść na kilka z nich w ciągu jednego wieczoru - taka wędrówka była nawet w dobrym tonie" pisze Anna Gabryś.

Trudno nie odnieść wrażenia, że był to wzór dla dzisiejszego clubbingu, polegającego na odwiedzeniu w ciągu jednego wieczoru kilkunastu klubów.

W przeszłości za jeden z najbardziej reprezentacyjnych uchodził bal rabczański, tj. bal organizowany na rzecz kolonii wakacyjnych w Rabce. Interesujące dla krakowian były także bale kostiumowe. Jedną z takich imprez zorganizowało w 1883 r. Koło Artystyczno-Literackie pod przewodnictwem Juliusza Kossaka. Uczestnicy mieli przywdziać na siebie stroje z czasów Jana III Sobieskiego. Poszczególne elementy garderoby projektować miał sam organizator, który na balu zaprezentował się w stroju wojskowym z XVII wieku.

Jedną z najsłynniejszych redut, czyli balów kostiumowych, wydali jednak w początkach XX wieku Franciszkowie Potoccy w swym pałacu na rogu Brackiej i Rynku Głównego.

"Wybraną epoką były lata Ludwika XVI, ponieważ w ten sposób postanowiono uczcić... salony na Brackiej odnowione w tym stylu. Najlepiej zaprezentował się podobno Wojciech Kossak ze swym »sztabem« występującym w autentycznych, pochodzących ze zbiorów rodzinnych, mundurach. Grupa ta zrobiła również furorę na Rynku Głównym, gdy po skończonym balu, poszła na mszę do kościoła Mariackiego" czytamy w "Salonach krakowskich".

W końcówce wieku XIX do stroju na balach - nie tylko kostiumowych - przywiązywano wielką rolę. Gdy zdarzyła się katastrofa, że na bal dwie panie ubrały się w tę samą lub podobną suknię, kończyło się tym, że jedna z nich, albo nawet obie, wracały do domu. Z przekazów wiadomo, że w niepowtarzalne stroje na bale stroiła się np. Janina Puttkamerówna. Jej popisowym strojem była suknia z białego atłasu poobszywana koronkami z palietkami. Nierzadko panie dbały o to, aby ich dekolt ozdabiał wyjątkowy naszyjnik z brylantów, a na dłonie zakładały długie, białe rękawiczki. Oczywiście, w rękach trzymały wachlarze i torebki na chusteczki. Zdecydowanie zmieniło się to na początku XX wieku, gdy nie trzeba było ubierać już gorsetu, kobiety zaczęły zakładać krótsze, luźniejsze suknie, ze stanem obniżonym do linii bioder.

"Skrócono także włosy. Damskie fryzury nie wymagały już tak wielkiego nakładu pracy i czasu, specjalnie przybyłego w tym celu fryzjera, jak wówczas, gdy uczesania były skomplikowane z niezwykłą ilością szpilek, fryzowaniem, tapirowaniem, loczki przeważnie przypinano" dodaje Anna Gabryś.

Warto podkreślić również, że na przełomie XIX i XX wieku nie wyobrażano sobie udanego balu bez wodzireja. Tę funkcję pełnili m.in. Józef Wadzicki czy Edward Myszka Chołoniewski.
Niezbędnym rekwizytem podczas balów był także tzw. karnet. To do niego posłusznie wpisywali się panowie ubiegający się o taniec z wybraną damą. Dla tych ostatnich było to również swego rodzaju świadectwo powodzenia.

Bale za komuny - zakładowe i artystów

Komuna to złoty okres balów. Organizowały je zakłady pracy, z których każdy miał komórkę kulturalno-oświatową. Na swoim terenie, w świetlicach, w domach kultury. Każdy był w jakimś zakładzie pracy, fabryce, a jak nie, to w "zjednoczeniu". Chodzenie na duże bale było powszechne.

- Ludzie pracowali na jednej hali, znali się, bale były przedłużeniem życia. Pijaństwo było dość potężne, a ponieważ ogólnie panował też nałóg palenia - salę spowijała siwa mgła. Śledzik, wódeczka i tańczymy. Bale były w potężnych, ponurych salach, często bez wystroju - a jednak ludzie potrafili się bawić. Byli bardziej ufni i otwarci. W kapitalizmie jest inaczej i nadrabiamy designem i efektami laserowymi - komentuje Maciej Miezian z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.

W czasach powojennych dominowały bale przy orkiestrze. - To sprawiało, że ludzie się wtedy częściej spotykali i bawili, bo trzeba było przyjść w miejsce, gdzie muzyka była grana. Dużo bardziej popularne były wtedy dancingi - nie tylko w karnawale, niektórzy chodzili na nie nawet codziennie, po pracy - mówi Maciej Miezian.

Innymi balami tego czasu, bez udziału przodowników pracy, lecz raczej z kontestatorami, były te organizowane przez Piwnicę pod Baranami, Teatr Stu czy przez studentów ASP. - Na takich balach bawiła się awangarda artystyczna i niedobitki przedwojennej elity. Nawiązywały one głównie do szaleństw międzywojnia - opowiada pracownik Muzeum Historycznego.

Artyści Piwnicy pod Baranami kultywowali w drugiej połowie XX w. piękną tradycję wystawnych i pomysłowych balów z końca XIX i początku XX w.

- Trzeba przypomnieć wyjątkowy bal, który odbył się na początku lat 70. na zamku w Pieskowej Skale z premierowymi piosenkami Ewy Demarczyk - wspomina Piotr Ferster, wieloletni dyrektor Piwnicy pod Baranami. - To był bal trwający do samego rana, o którym mówiło się potem przez wiele lat, że był wspaniały i niepowtarzalny - dodaje Ferster.

Wspomina także bal z 1976 r. zorganizowany z okazji 20-lecia Piwnicy pod Baranami. - Był to tzw. bal turecki w Pałacu pod Baranami, od piwnicy do trzeciego piętra. Było na nim około tysiąca osób. Niektóre sale zostały pomysłowo przerobione na namioty tureckie. Oczywiście, odbywały się huczne tańce, była specjalna poczta balowa polegająca na tym, że specjalnie przebrane za listonoszów osoby roznosiły od stolika do stolika wiadomości - czy to listy miłosne, czy to zaproszenia do tańca, czyli coś na wzór XIX- wiecznych karnetów - wspomina Piotr Ferster.

Z kolei w 1980 roku zorganizowany został bal w Sukiennicach pod hasłem "Wjazd księcia Józefa Poniatowskiego". - Bal miał przypominać, jak pod Wawelem cieszono się, gdy Józef Poniatowski wkraczał do Krakowa. Księcia odgrywał wtedy Daniel Olbrychski, który wjeżdżał na koniu od bramy Floriańskiej do Rynku. Zabawa trwała do samego rana, były fajerwerki i wielkie świętowanie - opowiada były dyrektor Piwnicy pod Baranami.
Piotr Ferster przypomina również, że nieodłącznym elementem balów organizowanych przed Piwnicę pod Baranami były występy kabaretowe, a do tańca na ogół grany był jazz. Inną tradycją były powroty z balów o świcie. - Pamiętam np. jak wracaliśmy z balu w Niepołomicach. Udało nam się w jakiś sposób dostać do pętli tramwajowej przy kombinacie i właśnie tramwajami dojeżdżaliśmy do domów, gdy pracownicy Nowej Huty rozpoczynali poranną zmianę. Wtedy bale były naprawdę czymś wyjątkowym, niestety, obecnie ta tradycja zamiera - uważa Ferster.

Od lat 90. do upadku tradycji balowania

Największym w naszym mieście balem lat 90., na którym bawiło się 750 osób, był charytatywny Bal Królewskiego Miasta Krakowa. Na jedną noc balowiczom oddawano cały budynek krakowskiego magistratu - Pałac Wielopolskich. Gości witała orkiestra jazzowa i drobny poczęstunek czy drink. Każda przychodząca para była głośno anonsowana oraz witana na schodach przez prezydenta miasta z małżonką. Sala obrad Rady Miasta, ze zdemontowanymi stołami, zamieniała się w salę balową, a boczne sale - w restauracje i kawiarnie. Wśród występujących gwiazd był np. zespół Boney M. czy Edyta Geperd.

- To była niezwykła impreza. Nie było takich ostrych podziałów politycznych jak teraz, bal łączył, a nie dzielił, więc bawili się tam np. obok siebie Róża Thun i Korwin-Mikke. Wkrótce stało się szpanem bywać na tym balu w Krakowie. Jedzenie było tak przygotowane, że ludzie fotografowali potrawy zanim zaczęli jeść. W ciągu dziewięciu lat (bo balów było dziewięć) ani jedna osoba się nie upiła. Bale kończyły się o 6 rano i jeszcze o tej porze ponad 100 osób było w sali. Kiedy bal się kończył, podstawiano dorożki i chętni jechali na śniadanie u Noworolskiego - opowiada niegdysiejszy szef komitetu organizacyjnego balu, Krzysztof Smolarski.

Nie każdy mógł być gościem balu. To prezydent wysyłał zaproszenia, które były przepustką do wykupienia biletu, w cenie 750 zł od osoby. Zapraszani byli rektorzy uczelni, cenieni profesorowie, lekarze, przedsiębiorcy, artyści. - Kardynał Macharski co roku wykupywał bilet, a nie przychodził - dorzuca Smolarski. Prowadzącymi bal byli m.in. Jerzy Stuhr, Krzysztof Jasiński, Krzysztof Piasecki. Przez wszystkie lata istnienia charytatywnej imprezy zebrano w sumie 3 mln zł, głównie na rzecz dzieci.

Warto wspomnieć, że nieodłącznie balowi towarzyszyły protesty anarchistów. Jeden z nich opowiada: - Anarchiści z całej Polski zjeżdżali, by protestować pod urzędem przeciwko hipokryzji. W tzw. charytatywnym balu uczestniczyli "wyzyskiwacze", którzy w ramach swojej działalności biznesowej zwalniali związkowców i naruszali inne interesy ludzi pracy. Likwidacja balu sprawiła, że środowisko anarchistyczne w Krakowie już nie ma jednej okazji do gromadzenia się i wyrażania swojej opinii... - dodaje z nutą nostalgii.

Ostatni bal odbył się w 2001 roku. Jaki był koniec? - Konflikty personalne z ówczesnym prezydentem spowodowały, że do 10. balu już nie doszło. Zresztą miała też na to wpływ sytuacja ekonomiczna, pierwszy kryzys. Przecież udział w takim balu oznaczał wydatek kilku tysięcy złotych - na wstęp, kreację, udział w aukcji. Ale może ktoś będzie chciał to reaktywować? - mówi Smolarski.
Nie był to jedyny bal po przełomie 1989 roku. Wśród innych dużych imprez, na które panowie zakładali garnitury, a panie długie, błyszczące suknie i sypały brokat we włosy - trzeba wymienić m.in. charytatywny Małopolski Bal Sylwestrowy, organizowany od 1990 r. (do 2010) przez Stowarzyszenie Gmin i Powiatów Małopolski oraz Izbę Przemysłowo-Handlową w Krakowie, czy bal królewsko-marszałkowski, organizowany przez Bractwo Kurkowe (np. w hotelu Forum).

W 1995 roku Krakowska Kongregacja Kupiecka zaczęła urządzać Bal Krakowskiego Kupiectwa. Była to swoista reaktywacja. Te doroczne imprezy nawiązują bowiem do zabaw karnawałowych środowiska kupców krakowskich, które już w początkach XIX wieku stanowiły wydarzenie towarzyskie pod Wawelem. Teraz bal ten nosi nazwę Wielkiego Balu Kół Gospodarczych. - Bawią się przedsiębiorcy, ich znajomi, pracownicy. W ubiegłym roku było 350 osób. Na początku bal odbywał się w "Hawełce", potem w Wieliczce, w Niepołomicach, w Hotelu Europejskim, teraz w hotelu przy Opolskiej - wymienia jeden z organizatorów, Adam Udziela.

Dziś nadal można wyszukać bal i się na niego wybrać. Jednak to zamierająca tradycja. Wybieramy tzw. domówki.

Zdaniem Macieja Mieziana do zmniejszania się popularności balów na przestrzeni lat przyczyniły się m.in. MP3 i możliwość odsłuchiwania muzyki w samotności, oprócz tego - zmieniająca się muzyka i odejście od tańczenia w parze.

A ostatnio? - Upada tzw. trzeci sektor, czyli działalność społeczna. W latach 90., na fali entuzjazmu po przełomie, bardzo wielu ludzi działało społecznie, włączało się w organizowanie takich imprez. Winny jest także kryzys. Ludzie wycofują się do swojej prywatności - przekonuje. Dodaje, że zachowania społeczne przypominają sinusoidę i gdy osiąga się dno, to potem tendencja powinna się odwrócić. - Jeszcze dna nie sięgnęliśmy. Ale być może w końcu bale się odrodzą - mówi Miezian.

A. Maciejowski, M. Mrowiec

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski