Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwyciężeni

Jan Maria Rokita
Luksus własnego zdania. Po raz pierwszy europejski polityk i dziennikarz odbył podróż na tereny Państwa Islamskiego. Jürgen Todenhöfer spędził tam dziesięć dni, podróżując od leżącego w niegdysiejszej Syrii miasta Raqqa, bombardowanego teraz intensywnie przez Amerykanów, aż po odległy Mosul – trzymilionową metropolię w północnej części dawnego Iraku.

Nie jest jasne, jakim cudem Niemcowi udało się uzyskać z „Biura Kalifatu” glejt nietykalności dla siebie i swojego syna, który fotografował spotkania ojca z bojownikami i zwykłymi mieszkańcami. W jakimś stopniu przyczyniła się pewnie do tego polityczna reputacja Todenhöfera, który jako wieloletni chadecki poseł do Bundestagu, a następnie autor książek reporterskich z Iraku i Afganistanu, zasłynął jako agresywny przeciwnik amerykańskiej polityki oraz przyjaciel muzułmanów.

Niemiecki dziennikarz opisuje Państwo Islamskie jako siłę demoniczną, „najgroźniejszego wroga, jakiego kiedykolwiek oglądał”. Przypisuje mu niemal niezwyciężalną moc i energię działania, porównując ją do bomby atomowej albo tsunami.

Opowiada o bezwzględnym posłuszeństwie ludności Mosulu, gdzie trzy miliony ludzi bez szemrania wykonują nakazy pięciotysięcznej grupy bojowników; ci zaś, pod groźbą karabinów, uregulowali szczegółowo całe życie metropolii, łącznie z pozycjami ciała, które wolno przyjmować podczas modlitwy i które dla wzoru prezentowane są na ulicznych billboardach.

Dowodzi nie bez racji, iż amerykańskie naloty nie są w stanie zniszczyć Kalifatu, skoro np. silne bombardowania Mosulu wiązać by się musiały z niezliczonymi ofiarami cywilnymi.

Pokazuje zarazem normalne na pozór życie codzienne ludzi w tym dziwnym państwie, zorganizowanym przez islamską sektę, która wydaje nawet swoje prawa jazdy i samochodowe tablice rejestracyjne.

Ale najciekawsze są wrażenia Todenhöfera z punktu werbunkowego bojowników, niedaleko granicy tureckiej, w którym spędził dwa dni. Zgłaszało się tam dziennie około 50 ochotników, głównie z USA, Anglii, Rosji, Niemiec i Szwecji.

I to nie – jak można by mniemać – przegranych nieszczęśliwców, którzy jakoś wypadli z toru podczas zachodniego wyścigu szczurów. Przeciwnie. Todenhöfer widział tam „entuzjastycznych i odnoszących sukcesy młodych Europejczyków”, którzy jednak uznali, iż możliwość walki w imię fundamentalistycznie pojmowanej religii jest ich prawdziwym życiowym powołaniem. Dziennikarz przywołuje m.in. postać młodego prawnika, który właśnie zdał w Niemczech egzamin sędziowski i… przyjechał bić się za Kalifat.

To, co tym młodym mężczyznom ma do zaoferowania Państwo Islamskie – to rygorystycznie i sekciarsko wyznawana religia, od której jakiekolwiek odstępstwo karane jest śmiercią. A także sankcjonowane przez tę religię okrucieństwo postępowania. To dlatego właśnie Todenhöfer zakłada, iż bojownicy Państwa Islamskiego będą niezwyciężeni, gdyż mają oni nieznany na żadnej innej wojnie entuzjazm oraz pewność, że wiara i okrucieństwo dają im moc, aby góry przenosić.

Młodzi Europejczycy spieszący dziś do walki za Kalifat przypominają nieco entuzjastów z całej Europy pędzących niegdyś na pomoc komunistom hiszpańskim podczas tamtejszej okrutnej wojny domowej. Tyle tylko że dzisiaj, po kompromitacji i upadku komunizmu, podnieca ich najskrajniejsza sekciarska wersja islamu.

Nieliczni, którym udaje się wrócić – podkreśla Todenhöfer – nie są już groźni; wracają bowiem jako przegrani, gdyż nie sprostali skali okrucieństw, choć jakimś cudem ocalili życie. Wbrew temu, co myślą europejskie służby bezpieczeństwa, nie są już oni materiałem na terrorystów. Ale cóż z tego, skoro zlaicyzowana, bezideowa i rozpasana obyczajowo Europa nie ma i nie będzie już mieć siły, aby powstrzymać kolejnych pełnych entuzjazmu młodych ochotników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski