18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

O papieżu, co latał na demonie, magii dywanów i Alhambrze

Redakcja
Pałac Nasrydów pachnie pomarańczami i oślepia bielą Fot Jakub Ciećkiewicz
Pałac Nasrydów pachnie pomarańczami i oślepia bielą Fot Jakub Ciećkiewicz
"...tym, co pozwoliło nam pozostać sobą, mimo tylu wojen, inwazji i okupacji, była nasza siła duchowa, a nie materialna, nasza poezja, a nie technika, nasza religia, a nie fabryki - mówi pan Ferdousi. - Co myśmy dali światu? Myśmy dali poezję, miniaturę i dywan... z wytwórczego punktu widzenia same bezużyteczne rzeczy. Ale właśnie w tym wyraziliśmy siebie. Myśmy dali światu tą cudowną, niepowtarzalną bezużyteczność".

Pałac Nasrydów pachnie pomarańczami i oślepia bielą Fot Jakub Ciećkiewicz

Opowieści Szeherezady

RYSZARD KAPUŚCIŃSKI, SZACHINSZACH

A kiedy nastała noc pierwsza Szeherezada rzekła: "Wieść niesie, o królu szczęśliwy, że świt w świętym mieście Fez jest przeżyciem przecudnym...

...miękkie niebo, naciągnięte jak folia, na zielone pagórki, sączy powoli gęste, bursztynowe światło, spadające na szmaragdowy Wielki Meczet Al-Karawijjin, prastary uniwersytet Al-Karawijjin i bibliotekę Al-Karawijjin, gdzie blask Natury, stapia się w jedno z pieśnią kapłana, pieśnią wyzwolenia od śmierci, pieśnią triumfu życia, pieśnią, która jest łaską, poezją i wizją, pieśnią, która o brzasku stacza się echem po 9400 uliczkach medyny, łączy z chórami barytonów, spływających z pobliskich świątyń, jednoczy w prawdziwą rzekę dźwięków i wezbraną falą symfonii spada na starożytne dzielnice El Andalouz i El Bali, by zatrzymać się kilka kilometrów dalej - w Fes El Jdid.

Rzekłbyś, że to Dżibrila, Nakira, Munkara, Haruta, Maruta, Mika'ila, Azrafaela i inni Aniołowie, splatają przed Tobą niewidzialny dywan światłopieśni, o królu szczęśliwy!".

Trzeba choć raz w życiu obudzić się w Fezie!

W powietrzu wisi już złota poświata brzasku. Długie słoje światła spadają na wąskie uliczki medyny i rozpływają się wokół gęstym, miodowym, lepkim blaskiem, gdy pan Hassan, brodząc jeszcze w żółtej jasności poranka, która oszałamia i zalepia oczy, otwiera swój sklep z dywanami w odziedziczonym po przodkach starożytnym funduku.

W przepastnym wnętrzu dawnej średniowiecznej oberży, gibcy sprzedawcy, udający teraz, dla zabawy, cyrkowych żonglerów, podrzucają królewskie czerwienie z Rabatu, cudowne błękity z Fezu, szafranowe żółcie z Tazenakhtu, beże i brązy z Atlasu. Młody chłopiec - Kamal - parzy miętową herbatę, dziewczęta, właściwie jeszcze dzieci - Maisa i Nada, zasiadają przy krosnach, a pan Hassan, wypełniony łaską dobrze rozpoczętego dnia - łagodnym głosem wprowadza gościa w poezję i alchemię tkactwa.

Bo istnieje przecież tajemnica wzorów - wszystkie te węże, krzyże, romby, oczy - mają swoje magiczne znaczenia. Chronią przed złym spojrzeniem, urokiem, czarami kobiet, zemstą zazdrosnego sąsiada, a nawet przed straszliwą, śmiertelną zarazą!

- Jedne dywany kładziemy na podłogach, inne wieszamy na ścianach, jeszcze inne rozkładamy na sofach, innymi otulamy pannę młodą w drodze do nowego domu, a innych używamy przykrywając trumny. Dywan towarzyszy nam przez całe życie - jako symbol piękna i wyraz tęsknoty... - mówi z rozmarzeniem w głosie pan Hassan.

Funduk mieni się tysiącami kolorów, zielona herbata pachnie dobrze zaparzoną miętą, a właściciel, z wielką czarną brodą, coraz bardziej przypomina pana Ferdousiego:

"Pan Ferdousi*, który całe życie spędził obcując ze sztuką... patrzy na otaczającą go rzeczywistość jak na drugorzędny film... Wszystko jest kwestią smaku, mówi mi, najważniejsza rzecz, proszę pana - trzeba mieć smak. Świat wyglądałby inaczej, gdyby trochę więcej ludzi miało odrobinę więcej smaku. Wszystkie te okropności... takie jak kłamstwo, zdrada, złodziejstwo, donosicielstwo... takie rzeczy robią ludzie, którzy nie mają smaku. Wierzy... że piękno jest niezniszczalne". Pan Ferdousi - sprzedawca kobierców. Człowiek piękny i dobry!
Ogromne, nasycone barwami, kilkunastometrowe dywany zwisają dumnie z podniebnej galerii funduku, tysiące innych stoją tłumnie, wstydliwie zwinięte w ciasnych zakamarkach sklepu, jeszcze inne - przyczajone nerwowo w pryzmach - czekają w napięciu na wielką, rytualną poranną prezentację.

- Ten dywan, z cudownej wielbłądziej wełny - no, proszę, niech pan dotknie - pokazuje pan Hassan - przedstawia cztery pory roku. A na tamtej kupie leżą kilimy góralskie. Po chwili w niebo wyfruwają srebrne czajniki, czerwone kwiaty, błękitne motyle, wielkie czarne ptaki i świetliste gwiazdy... - Tylko dla znawców mam jeszcze dywan Szeherezady oraz dywany latające... uśmiecha się zachęcająco właściciel funduku.

Dywan Szeherezady! Oboje go kochamy, o królu szczęśliwy! Bo on splata ze sobą setki fabuł, wątków i narracji, szytych pajęczą nicią na krosnach czasu, przez legiony autorów; setki baśni, które - co z dumą podkreśla pan Hassan - narodziły się 1200 lat temu, dokładnie w chwili zbudowania Fezu! Ba, w wielu bajkowych opowieściach występuje okrutny kalif Bagdadu Harun er-Raszid, ten sam, który otruł zdradziecko założycieli świętego miasta, świętego meczetu i świętego uniwersytetu: Mulaja Idrisa oraz Idrisa II... wnuka i prawnuka Mahometa!

- To potworna i niestety prawdziwa historia - ciągnie Pan Hassan - na sąsiedniej ulicy, można zobaczyć grobowiec naszego zamordowanego władcy. To właściwie nie baśń, ale anegdota! Sensacyjna, jak dzieje pastuszka z Owernii, który przybył do Fezu po naukę... a później został waszym papieżem. Tak, tak, my o tym wiemy, pamiętamy, a wyście już dawno zapomnieli...

Tu zaskoczył Szeherezadę poranek i przerwała dozwoloną jej opowieść.

***

A gdy nastała noc druga Dunjazada rzekła do Szeherezady: "O, moja siostro, dokończ opowiadanie o pastuszku z Owernii, albowiem jest to opowieść przesłodka". Królowa odpowiedziała: "Bardzo chętnie":

Był zimny, lutowy świt, roku pańskiego 967, gdy okutany ciężkim, wełnianym, brunatnym habitem, młody benedyktyn, Gerbert - pod opieką hrabiego Barcelony - Ramona Borela - lekkim krokiem kawalerzysty wyruszył w Pireneje, by w Katalonii, w klasztorze Vich, studiować tajemną wiedzę mozarabskich mnichów z południa.**

O jego wyjazd szczerze i serdecznie zabiegał opat francuskiego klasztoru z Aurillac, który w swojej dobroci i miłosierdziu, a na własną zgubę, przygarnął przed laty genialnego pastuszka, złaknionego wiedzy i wpatrzonego w gwiazdy. Niestety, jak to w życiu bywa, pastuszek stał się z czasem niesfornym zakonnikiem, słynącym z zamiłowania do złośliwych pytań: otwarcie lekceważył braci, szydził z ich niewiedzy, oskarżał o ignorancję, wzbudzając powszechną irytację mnichów powołanych przecież przede wszystkim do modlitwy!

Gdy Gerbert d'Aurillac wędrował na stypendium naukowe - do Vich, a potem do Kordoby, Sewilli i Fezu - na stypendium, które miało go nauczyć rozumu! poznawał wielką cywilizację i wspaniałą kulturę, o jakiej nawet się nie śniło opatowi i braciom z zakonu.
Rozentuzjazmowany pisał w listach, do przyjaciół, że "Arabowie obcują z boską nieskończonością jako pojęciem matematycznym, posługują się liczbami, które nie mają fizycznego odpowiednika, których nie da się obliczyć - z liczbami niewymiernymi!"** ("tymczasem my tradycyjnie dodajemy i dzielimy na palcach".)

A ich geometria, astronomia, logika formalna, medycyna, architektura, mechanika... A ich cudowny styl życia...

Nie bądź tym entuzjazmem zdziwiony, o królu szczęśliwy! Europa mieściła się przecież wtedy w małej pięści. Paryż to była 9-hektarowa wyspa na Sekwanie, licząca ledwie parę tysięcy mieszkańców, równie skromny był Londyn, Berlin zbudowano z drewna, a najprężniejszy ośrodek handlu istniał na Wolinie. Tymczasem Kordoba miała 113 tysięcy domów, brukowane ulice, ponad pół miliona mieszkańców! 70 bibliotek, wyposażonych w czterysta tysięcy tomów... A w Fezie od 150 lat działał uniwersytet!

Najwybitniejszy ówczesny arabski matematyk nazywał się Abu al-Kasim Maslam al-Madżriti i nosił dostojny przydomek al-hasib "matematyk". Był znawcą geometrii, astronomii, twórcą tablic planetarnych, odkrywcą funkcji - sinusów, tangensów, i - jak wieść niesie - właśnie on został mistrzem francuskiego mnicha. Wiedza, którą wykładał, pachniała trochę siarką, ale młody naukowiec nie umiał się powstrzymać...

Średniowieczna legenda opowiada, że kiedy Gerbert, po kilku latach nauki, wracał do Francji z uniwersytetu Al-Karawijjin w Fezie, przefrunął nad Pirenejami, na skrzydłach ogromnego demona, unosząc w połach płaszcza księgi skradzione czarnoksiężnikowi, słynnemu arabskiemu nekromancie, który odkrywając przyszłość, wywoływał po nocach duchy zmarłych.

Prawda jest znacznie bardziej ciekawa i fascynująca, o królu szczęśliwy! Największy matematyk X wieku, mnich z Aurillac, ukradł Arabom prototyp komputera. Abak. Drewnianą deskę z kilkoma kolumnami wyżłobionych zagłębień, wielkie liczydło, pozwalające posługiwać się systemem dziesiętnym i dokonywać operacji na dowolnie dużych liczbach. Potężny, wielce wypasiony średniowieczny IBM PC!

Wkrótce po powrocie Gerbert, już jako arcybiskup Rawenny, skonstruował robota: "mosiężną głowę lub figurę, która odzywała się, gdy postawiono jej pytanie"**, zbudował pierwsze organy "wykorzystujące podgrzaną parę do pompowania powietrza w piszczałki"**, skonstruował zegar wodny, globus nieba, wreszcie, dzięki wiedzy matematycznej, odkrył w Rzymie podziemną komnatę pełną złota i bezcennych skarbów. A wszystko za sprawą nauki u Arabów!

Jednak najważniejsze było to, co zrozumiał, przebywając wśród uczonych z południa: że kultura arabska, kultura wówczas otwarta, tolerancyjna i życzliwa, kultura uniwersalistyczna, powstała dzięki połączeniu jednego, powszechnie zrozumiałego języka - arabskiego i jednej religii - islamu.

I tym, co genialny pasterz, późniejszy papież Sylwester II, naprawdę przywiózł ze świata arabskiego, była wizja Europy opartej na jednym języku - łacińskim, wspólnej wierze w Jezusa Chrystusa, autorytecie cesarza i biskupa Rzymu, oraz równości wolnych, suwerennych ojczyzn.
Dzięki wizji papieża Gerberta, lesista ziemia północy - Polska - otrzymała koronę. Miejscowy władca Bolesław Chrobry został wywyższony do godności króla! A jego kraj wkroczył do jednoczącej się Europy, otrzymując wspaniały dar. Know-how! Pomysł na organizację państwa. I łacińskich uczonych...

- Czy czujesz się już zmęczony, o królu szczęśliwy - zapytała Szeherezada z niepokojem w głosie? Wiedz zatem, że historia ta jest niczym wobec opowieści o cudownej Alhambrze, gdzie w drewnie, w cegle, w marmurze, w glinie, w arkadach, we wzorach kaligraficznych, w sztukaterii, w fontannach, w przestrzeni i w świetle... w życiu codziennym i w zabawach dworskich - wyraził się prawdziwy duch Południa.

***

Król ziewnął i zapytał: "A jaka jest opowieść o Alhambrze?". Szeherezada podjęła narrację:

Płynęły lata! W 1232 roku mauretańscy władcy z dynastii Nasrydów rozpoczęli w Grenadzie budowę niebiańskiego pałacu, delikatnego jak popołudniowy koktajl, subtelnego jak dziewczęce marzenie, który połączył w sobie mistrzostwo wszystkich kunsztów: architektów i inżynierów, kamieniarzy, cieśli, posadzkarzy, malarzy arabesek i... poetów.

Wkrótce, otoczona 27 wieżami czerwona Alhambra, posadowiona na wzgórzu Sabika, stała się "koroną na czole Grenady i rozświetlone swym zachwytem gwiazdy zapragnęły być jej inkrustacją. A pałac, niech Bóg czuwa nad nim!, okazał się w tej koronie najwspanialszym rubinem" - pisał XII-wieczny wezyr - poeta Ibn Zamrak.

Alhambra jest absolutem, o królu szczęśliwy!

Częścią rozbitego dzbana, cudownej lampy Aladyna, której fragmenty do dziś spoczywają w zawianych piachem świętych miastach islamu. W pałacach, medresach, meczetach, grobowcach - wszędzie w Maroku płonie blask Alhambry.

Alhambra jest mitem. Tajemniczym uniwersum. Spotkaniem z nieskończonością. Depozytem wiary.

Traktatem mistyczno-matematycznym.

Czakramem promieniującym tajemniczą energią (co udowodnili rosyjscy uczeni: Gonczarow, Makarow i Morozow!).

Salonem uciech, obrazem raju, ósmym niebem.

Wyzwoleniem i wniebowstąpieniem.

Wielką księgą szyfrów...

Lecz przede wszystkim jest wyczynem szalonych architektów!

Żeby ożywić cudowne fontanny, wspaniałe baseny wypełnione rybami, romantyczne sadzawki i rajskie ogrody, budowniczowie zamku zmienili na 8 kilometrów bieg pobliskiej rzeki! Czyż to nie wspaniałe, o królu szczęśliwy!

***

Pałac Nasrydów pachnie pomarańczami i oślepia bielą. Rajską Salą Ambasadorów, urzekającym Dziedzińcem Mirtów, mistyczną Komnatą Dwóch Sióstr, przepysznym Dziedzińcem Lwów. A wszystko wokoło spowija tajemnica - sekretny wzór matematyczny o wielu porządkach i wymiarach.

Magiczną podstawą skomplikowanej budowli jest kwadrat, z którego wypączkowały kolejne prostokąty, "tworzone poprzez wykorzystanie długości jego przekątnej jako boku kolejnej figury...". Współcześni architekci odkryli nawet wzór pałacu, pełen pierwiastków, potęg i ułamków, ale kto pojmie jego prawdziwe, a więc mistyczne znaczenie? Receptę na doznanie szczęścia, wyzwolenie duszy, spotkanie z Allachem?
Krytyk sztuki? Inżynier? Duchowny? Mistyk? Energoterapeuta?

Alhambra jest tajemnicą i obfituje w symbole.

Na majestatycznej wieży bramnej umieszczono klucz - oznaczający radość płynącą z poznania i otwartą dłoń, alegorię pięciu filarów wiary muzułmańskiej: szahady, modlitwy, jałmużny, postu i pielgrzymki do Mekki. Ornamenty kaligraficzne pałacowych sal mówią do wtajemniczonych: "Nie ma zdobywcy ponad Boga", "Jestem sercem zamku", chwalą kolejne komnaty i ich twórców, objaśniają - w wierszowanych poematach - zamysły autorów. Łączą lirykę, architekturę i zdobnictwo!

Dekoracje Sali de los Abencerrajes imitują cykliczny ruch gwiazd przez konstelacje, a jej sklepienie przybiera kształt szesnastobocznej gwiazdy, iluminowanej światłem. Właśnie tu - sułtan Abu'l-hasan zamordował 16 książąt z rodu Abenceragów, gdy jeden z nich zakochał się ze wzajemnością w królewskiej faworycie Zoraji. Trochę przykro... Ale nie smućmy się tym, o królu szczęśliwy, bo Alhambra nam na to nie pozwala.

Alhambra jest Rajem.

Słodkim dosytem spełnienia.

Wzlotem duszy...

I rozkoszą ciała!

Pod podłogami haremu niewolnice podgrzewały pachnidła, które wypływały przez marmurowe płyty. W rozległych łaźniach muzycy i kantorzy zabawiali śpiewem kąpiących się dworzan. W rajskich ogrodach urządzano popołudniowe popisy tresury koni i wyrafinowane zabawy. Ibn Zamrak wspomina, że "wystrzeliwane w niebo race były strącane przez gwiazdy, które uważały to za bezczelność, akrobacje linoskoczków budziły zazdrość ptaków, a cyrkowcy przetaczali się z miejsca na miejsce w drewnianych pierścieniach, w kształcie ciał niebieskich".

Bo Eden jest przecież spełnieniem marzenia.

"Życie tu i teraz, które wszędzie indziej w Europie było uważane za wstęp i przygotowanie do śmierci, Maurowie interpretowali jako coś samo przez się cudownego - pisze Jan Morris - co trzeba było wzbogacić wiedzą i ożywić wszelkiego rodzaju uciechami". A więc radość, optymizm, szczęście tu, na ziemi. A w sztuce renesans! Potem barok, manieryzm...

***

Kunszt, z jakim wykonano sztukaterie pałaców Alhambry, ma jednak swoje głębsze, ukryte, tajemnicze i zaszyfrowane znaczenie, bo Arabowie poszukiwali spełnienia w matematyce, geometrii, w wielkich abstrakcjach, które prowadziły do medytacji i wyzwalały wizje, zwane także czasem baśniami lub poematami:

"Rytmiczne powtórzenia wzorów nie starają się pozyskać spojrzenia patrzącego i pokierować nim w stronę świata wyobrażeń - pisał Titus Burckhardt - tylko, wprost przeciwnie, uwolnić je od całego zaabsorbowania umysłu. Nie przekazują żadnych konkretnych idei, ale pewien stan ducha, który oznacza zarazem ukojenie i wewnętrzny rytm".

Tak więc, cudowne wzory, rozchodzące się z wielu punktów Alhambry i powtarzające wciąż te same ornamenty, są zaproszeniem do kontemplacji, przygotowaniem do wewnętrznego przeżycia, do wielkiego, radosnego spotkania z Nieznanym.
Tak. Alhambra jest sanktuarium. Litanią. Gnostycznym doznaniem. Sztandarem islamu. Obietnicą, spełnieniem. I spotkaniem!

***

Na tym tle ówczesna Europa jakby odstawała, o królu szczęśliwy, więc nie dziwmy się wcale, że arabski sędzia Sajd snuł rozważania o barbarzyńcach z Północy pisząc:

"Słońce nie rzuca tam swych promieni prosto na głowy, toteż klimat jest zimny, a powietrze przesłonięte mgłą. Więc temperament tych ludzi stał się zimny, humor szorstki, a ich ciała rozrosły się wszerz, cera jest jasna, włosy długie. Brak im ostrości dowcipu i przenikliwości intelektu, górę biorą za to głupota i szaleństwo".

***

2 stycznia 1492, o godzinie trzeciej po południu, nad Alhambrą załopotały flagi Kastylii i Aragonii, flagi trzymane przez żołnierzy, którym brakowało być może ostrości dowcipu i przenikliwości intelektu, ale nie brakowało woli zwycięstwa. Ostatni władca Grenady - Boadbil, udający się na wygnanie w góry Alpujarras - zapłakał. Nic dziwnego, stał się przecież arabskim Adamem! Wygnańcem z islamskiego raju. I nie było dla niego ziemi obiecanej.

Żałosna pieśń Boadbila, pieśń pałacu Nasrydów do Allacha, uderzająca w niebo nad Grenadą, rozlewająca się na Maroko: od Tangeru, po pustynny Marrakesz, pokazuje wielką, wspaniałą kulturę i ujawnia, że "to, co Arabowie dali światu, nie polegało na ułatwianiu życia, tylko na jego ozdabianiu..."*

To już koniec.

Kiedy wszyscy rzemieślnicy, artyści i uczeni Południa wyjechali do Fezu, kiedy pałace opustoszały, w salach Alhambry pojawił się pewien romantyk - rozmarzony wizjami nieznanego edenu - żeglarz i nawigator Krzysztof Kolumb. Ale to już zupełnie inna historia...

Tu Szeherezada przerwała dozwoloną jej opowieść.

***

Jest już późno, dzień w świętym mieście Fes minął niepostrzeżenie na piciu miętowej herbaty, paleniu fajki wodnej i dyskusjach o Alhambrze, którą podobno potrafiliby odtworzyć jeszcze tylko rzemieślnicy z Maroka - prapraprawnuki budowniczych pałacu.

Wieczorem pan Hassan zaprowadzi mnie na wysokie piętro, gdzie trzyma dywany latające, które w przypływie dobrego humoru wypuszcza przez okna funduku.

A wówczas, granatowe niebo, ozdobione ogromnym, złotym, wąsatym księżycem, wypełni się dziesiątkami proporców, które pofruną jak w natchnieniu, nabierając szczególnego, lunarnego blasku, jaki mają tylko dywany pochodzące z Fezu, a potem, nagle, w jednej chwili, opadną i zgasną, kiedy z meczetu Al-Karawijjin i z okolicznych świątyń - na 9400 krętych uliczek medyny spłynie echo wieczornych modlitw muezinów.

JAKUB CIEĆKIEWICZ

*Ryszard Kapuściński, Szachinszach

** Dzieje papieża Sylwestra zaczerpnąłem z książki Stefana Bratkowskiego: "Wiosna Europy"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski