MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Och Karol 2

Redakcja
Jeśli jeszcze Państwo nie słyszeli o tym filmie, to znaczy, że jesteście wyjątkowo odporni na reklamę, "piar" i marketing. I to dobrze, bo w gąszczu doniesień na temat tej produkcji, lansowanej na polski film numer 1 przed, w czasie i po walentynkach, można się porządnie pogubić.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Spróbujmy zatem wiadomości na temat "Och Karol 2" posegregować. Film powstał w oparciu o komedię obyczajową o podobnym tytule, tyle że bez cyfry dwa, nakręconą w roku 1985. Scenariusz i tamtego, i tego filmu napisała ta sama osoba - żelazna dama polskich telenowel, czyli Ilona Łepkowska. Kobieta, która stoi za sukcesem "Na dobre i na złe", "M jak miłość" czy filmu "Nigdy w życiu!" według Katarzyny Grocholi.

Reżyserią zajął się tym razem Piotr Wereśniak, sympatyczny gość, autor pierwszej polskiej komedii romantycznej "Zakochani". Człowiek, który bez zażenowania mówi, iż pociąga go kino gatunkowe, bo lubi przenosić fabularne schematy na grunt polski, zamiast kręcić artystyczne wypociny za pieniądze szacownego Polskiego Instytutu Sztuki (oczywiście filmowej).

"Och Karol 2" musi się zatem sprzedać - tak jak każdy produkt w dobie globalnego kapitalizmu. Z tego powodu Łepkowska wraz z Wereśniakiem, który maczał też palce w scenariuszu, napisali film klarowny. Tak bardzo, iż otrzaskany z komediami romantycznymi widz, a tych mam wrażenie nie brakuje w czasach hollywoodzkiej masowej produkcji, szybko połapie się, kto tu kogo i dlaczego. Próżno szukać na ekranie zakamarków i zawijasów kontekstualnych, znanych choćby z komedii brytyjskich, gry z konwencją czy zabawy z widzem. Jeśli ktoś zna pierwowzór, i co gorsza niedawno go sobie odświeżył, może poczuć deja vu.

Przyznam szczerze - nigdy nie kupowałem pomysłów Łepkowskiej. Nie żyłem zdrowotnymi problemami doktor Zosi, nie przeżywałem traumy Judyty, a bohaterów "M jak miłość" nie kojarzę ani z imienia, ani z nazwiska. Ten sposób narracji jest mi daleki, nie z uwagi na jego gatunkowość, lecz telenowelowy sznyt, który przykrawa pomysły do wrażliwości bardzo przeciętnego widza. Być może dlatego na filmie Wereśniaka uśmiechnąłem się tylko raz - w scenie, w której bohatera wyprowadzają z samolotu, a on krzyczy...

Lepiej tego nie zdradzę. Zdradzę natomiast, że mam jedną fundamentalną uwagę: w młodości uczyli mnie, że bajki posiadają morał. Tymczasem tutaj - no właśnie, ukrytego przesłania szukam do dziś bez skutku. Główny bohater był dwulicowym kłamcą i - koniec końców - to mu się opłaciło. Do tego w jaki sposób, u licha, on podrywał te wszystkie kobiety?! Wystarczyło jedno spojrzenie, by brunetka o twarzy Katarzyny Glinki zostawiła mu numer telefonu. Żadna mu się nie oparła, nawet mało atrakcyjna pani z drugiego piętra. Czary mary?

W całej tej poprawności fabularnej doprawionej spłaszczonym dowcipem dostrzegam jeden jasny punkt. To Małgorzata Socha, do której spojrzenia mam wyjątkową słabość. Ale nie tylko - gwiazda seriali "Brzydula" i "Prosto w serce" posiada wyjątkową umiejętność. Potrafi kreować emocje w sposób bezpretensjonalny, a zarazem ujmujący. Cenny dar, chciałbym go zobaczyć w kinie o wyższych aspiracjach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski