Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od zgubionej w piekarni reklamówki do rozmów przy grze w scrabble i kanapkach

Barbara Kleczkowska
Konkurs. Barbara Kleczkowska to kolejna autorka tekstu, który został wyróżniony w konkursie „Opowieść o chlebie”, zorganizowanym przez piekarnię Buczek i naszą redakcję. Oto jej opowieść...

Stoję w kolejce po pieczywo. Zawsze jest tu tłoczno. Niektórzy kupują ciasta, ktoś zamawia kawę, ale większość, podobnie jak ja, zamierza kupić chleb czy bułki. Przede mną młoda dziewczyna wyciąga wypasionego smartfona i zaczyna rozmowę, chyba z koleżanką, o zachowaniu swojego chłopaka, które, w jej odczuciu, było niestosowne. Z minuty na minutę zaczyna podnosić głos, aby przekrzyczeć wszystkie inne: „... tak, pół kresowego i ćwiartkę orkiszowego... Może być zbliżeniowo?... Nie, nie, może ten drugi bochenek, bardziej wypieczony...

Pięć pań, znanych mi już z widzenia, obsługuje narastającą kolejkę. Jakaś trzyosobowa grupa z korporacji zamawia wszystkie torty, które są w sklepie, nie pytając nawet o smak czy cenę. Ubrani zgodnie z dress codem, starają się dominować nad resztą zwykłych zjadaczy chleba.

Lider spogląda na starszego pana, stojącego tuż za nim i nie widząc w jego oczach zachwytu, przelatuje wzrokiem po rozmawiającej przez telefon dziewczynie i zatrzymuje się na mnie. Chwilę myśli, do jakiej kategorii mnie zaliczyć, ale szybko rezygnuje. Wszystkie ekspedientki zajmują się pakowaniem tortów. Z nudów obserwuję starszego mężczyznę. Chyba znam tę twarz. Ale skąd? Nie wiem. Ubrany z angielską elegancją, nosi tweedowy kaszkiet i szalik w kratkę. Męczy go rozmawiająca głośno, tuż nad jego głową, dziewczyna. Mnie też złości.

Panie uporały się z wszystkimi tortami, w pustych miejscach szybko poustawiały dekoracyjne ciasta i ciasteczka na wagę i na sztuki. Przyglądam się wypieczonym bochenkom chleba z amarantusa, z mąki gryczanej, ziomkowi z dynią i arystokracji wśród pieczywa, czyli chlebowi książęcemu. Przypomina mi się tłumaczony dawno temu artykuł o Bałtach. Nie pamiętam, kto go napisał, ale pamiętam, że były w nim chyba cztery strony poświęcone wypiekaniu chleba przez Bałtów. To była cała szkoła, wręcz uniwersytet wypiekania. Sztuka przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Autor twierdził, że każda gospodyni wypiekała inny w smaku chleb, mimo że postępowała zgodnie ze ściśle ustaloną od wieków procedurą. Sąsiedzi byli w stanie określić, kto wypiekał dany bochenek chleba, zarówno po wyglądzie, jak i po smaku. Myślę, że dzisiaj też rozróżniamy smak chleba. Gdyby tak nie było, nie musiałabym stać w długiej kolejce po pieczywo od Buczka, ale zadowoliłabym się bułkami albo chlebem z supermarketu, z mrożonego ciasta, które wysychają, nim człowiek przyniesie je do domu.

Elegancki starszy pan kupił podłużny bochenek chleba orkiszowego. Miał jeszcze drugą reklamówkę z zakupami, więc żeby włożyć zimowy płaszcz, położył obie reklamówki na najbliższej ławce. Otoczyła go trójka z korporacji objuczona wielkimi pudłami tortów.

Kupiłam mój ulubiony chleb kresowy i wychodząc ze sklepu zobaczyłam, że starszy pan zostawił na ławce reklamówkę z pieczywem... Wybiegłam za starszym panem w nadziei, że dogonię go na przystanku tramwajowym. Niestety, zobaczyłam jedynie niebieski ogon tramwaju umykającego w ciemność tunelu. Zajrzałam do reklamówki z logo Buczka. Pod pachnącym bochenkiem leżała smętnie szara portmonetka.

W jej środku znalazłam receptę na jakieś lekarstwo. Brutalnie złamałam prawo o ochronie danych osobowych i przeczytałam nazwisko wraz z adresem. Przecież je znam! To mój były nauczyciel matematyki, w klasie o profilu matematyczno-fizycznym, zwany przez nas żartobliwie profesorem Wielomianem. Ten, który zwykł mawiać, że sprawdzian dla dobrego ucznia to dzień radości i wesela ... Darzyliśmy go niebywałym szacunkiem.

Pamiętam, jak któregoś poniedziałku Kazik i Bogdan kłócili się o to, jaki utwór zajął czwarte miejsce w sobotniej liście przebojów. Ich awantura przeszkadzała Wielomianowi pisać esowate całki na tablicy, więc zwrócił się do Kazika po nazwisku, dodatkowo tytułując go panem, co było dowodem, że jego cierpliwość nie graniczy z nieskończonością:

Panie Kowalik, jeśli nurtują pana jakieś istotne problemy różniczkowe, zapraszam po lekcji na konsultacje.

Kazik machając teatralnie rękoma, zaczął tłumaczyć coś w stylu: „...bo ten głąb, panie profesorze, uważa, że Omega zdobyła czwarte miejsce na liście przebojów!...”. A Wielomian, nie przerywając rozwiązywania całki, odrzekł spokojnie:

Pan Głąb się myli, Omega była piąta. Czwarte miejsce zajął Locomotiv GT z utworem z albumu „All abroad”.

Szacun, jak powiedziałaby dzisiejsza młodzież.

Ku mojemu zdziwieniu, starszy pan mieszkał nieopodal mojego domu. Podeszłam pod drzwi jego mieszkania i chwilę się zawahałam. Przecież nie zapyta mnie o liczby zespolone. Odwagi kobieto. Dawno już jesteś po maturze. Zadzwoniłam i po dłuższej chwili w drzwiach stanął starszy pan. Wręczyłam mu reklamówkę. Najpierw zdziwienie, a potem błysk radości w oczach. Zaprosił mnie do środka i zaproponował herbatę. Ciekawość nie pozwoliła mi odmówić. Na fotelu wylegiwał się duży, czarny kot. Obdarzył mnie przenikliwym żółtym spojrzeniem, chwilę coś rozważał, po czym mrucząc, wskoczył mi na kolana.

Polubił panią. To Tales. Nie ten z Miletu, z azylu – stwierdził.

Na regale zauważyłam pocztówki od byłych uczniów, pożółkłe ze starości, poukładane równiutko według roczników. Mieszkanie skromne i niebywale czyste. Gospodarz podkreślił, że nadal śledzi nowinki naukowe, interesuje się nanotechnologią i topologią matematyczną, ale nie ma już z kim o tym rozmawiać. Jego koledzy, niestety, żyją już w innym wymiarze, jak to ładnie ujął. Na regale pośród pożółkłych kartek pocztowych zauważyłam scrabble.

Czy pan w __nie grywa? zapytałam

To moja największa pasja, ale od kilku lat nie mam z kim grać

Pożegnałam mojego byłego nauczyciela. Po kilku dniach, w piątek wieczorem zadzwoniłam do starszego pana:

Czy może pan przyjść do mnie jutro na scrabble? – zaproponowałam.

Z największą przyjemnością, a czy będą kanapki? – spytał.

Oczywiście, na chlebie orkiszowym od Buczka – odparłam.

O, to będzie dla mnie dzień radości i wesela – odrzekł bardzo uradowany.

Przez chwilę się zastanawiałam, co go bardziej ucieszyło, perspektywa gry w scrabble czy te kanapki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski