MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Odpływająca Brytania

Redakcja
Dobrze urządzona Europa wymaga istotnej w niej roli Anglii. Zawsze wprawdzie było wiadomo, że od czasów lady Thatcher „perfidny Albion” zawzięcie broni swoich finansowych przywilejów w Unii i na dodatek zwykł to czynić par force. Ale już dalszy angielski wpływ na kontynent musiał, zwłaszcza Polakowi, wydawać się dobroczynny.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Londyn był jedyną poważną siłą wspierającą wschodnie rozszerzenie Unii – koronny punkt polskiego narodowego interesu. Jako pierwszy otworzył się na polskich pracowników, zgodnie z logiką wspólnego i jednolitego rynku, którą – w przeciwieństwie do Berlina i Paryża – uważał za największe osiągnięcie zjednoczonej Europy. W tym samym duchu Londyn forsował w Brukseli dyrektywę o jednolitym rynku usług, z furią zwalczaną przez Paryż, wystraszony ekspansją „polskiego hydraulika”. Ale przede wszystkim Anglia zawsze była cennym przyjacielem w geopolitycznej rozgrywce o bezpieczeństwo. Jako „specjalny sojusznik” USA skutecznie blokowały antyamerykańskie fobie Niemców i Francuzów, a co najmniej od zamordowania w 2006 roku w Londynie przez rosyjski wywiad Aleksandra Litwinienki prowadziły – na przekór europejskiemu trendowi – swego rodzaju „zimną wojnę” z Moskwą, domagając się, zwłaszcza od Putina, respektu dla swobód obywatelskich. Te wszystkie zbieżności interesów sprawiały, że od czasu do czasu w europejskiej prasie można było czytać – najczęściej zresztą z niechęcią – o „osi Londyn – Warszawa”.

Z polskiej perspektywy to wszystko mogło mieć sens i budzić nadzieję pod jednym wszakże warunkiem. Że Anglia była traktowana , a przede wszystkim traktowała samą siebie jako mocarstwo europejskie, bez którego zgody nic w Europie nie może się zdarzyć. Jednak ten czas przeminął. Zmiana kursu Brytanii następowała stopniowo, od objęcia władzy przez konserwatystę Camerona. Ale symbolicznym przełomem stał się grudzień 2011. Słynne brytyjskie veto okazało się bezskuteczne wobec niemieckiego uporczywego żądania oszczędności na całym kontynencie. Unia, pomrukując ze złością na Niemców, przyjęła jednak Pakt Fiskalny, a Londyn niczego nie zablokował, tylko znalazł się poza europejskim centrum decyzyjnym. Od tamtego czasu logika nowej sytuacji coraz mocniej wypycha Anglię z Europy. Im bardziej bowiem decyzje są podejmowane poza Anglikami, tym większa do nich brytyjska nieufność. To właśnie w logice tego błędnego koła „The Economist” zastanawiał się ostatnio, czy aby tworzony na kontynencie wspólny nadzór bankowy nie przyspieszy procesu wypychania z Unii Brytyjczyków, tak wrażliwych przecież na suwerenność regulacyjną londyńskiego City.

Dla polskiej polityki Anglia w tej nowej sytuacji staje się coraz mniej przydatna. Podczas ostatniego szczytu Unii Cameron wystąpił w otwartej roli wroga Tuska, ponieważ ten bronił unijnej polityki spójności. Brytyjski premier, występujący jako rzecznik wielkiej finansjery, był zwolennikiem astronomicznych sum pomocy dla Grecji, Włoch i Hiszpanii, wiedząc, że są to kwoty w ostatecznym rachunku płynące do wielkich banków wierzycieli. Teraz tamte wydatki chce rekompensować cięciami w funduszach rozwojowych dla Polski i Czech. W tej nowej grze Anglicy porzucają swoje najbardziej tradycyjne pozycje. Cameron zawarł właśnie sojusz z Hollande’em, gwarantując Francji, w zamian za uznanie „brytyjskiego rabatu”, nietykalność bezsensownej i antyrynkowej europejskiej polityki rolnej. A wchodząc w buty europejskiego separatysty, musiał poczynić koncesje wobec brytyjskich ksenofobicznych przeciwników jednolitego rynku, zapowiadając „przegląd i sprawdzenie” dotychczasowych uprawnień obywateli Unii do zamieszkiwania, nauki i pracy w Wielkiej Brytanii.

Co więcej, po sześciu latach „zimnej wojny” Cameron zdecydował się na pojednanie z Putinem, zapraszając go na olimpijskie zawody judo do Londynu i stopniowo zapominając o żądaniu wydania morderców Litwinienki. Rozszerzenie Unii na wschód zeszło całkowicie z europejskiej agendy politycznej, więc i brytyjskie dlań poparcie straciło swoje poprzednie niebłahe znaczenie. I nawet „szczególne stosunki” Anglii z USA przestały się liczyć w czasach jawnie obojętnego na Europę Obamy i to tym bardziej że Anglia pod Cameronem staje się krajem militarnie słabszym, który dla oszczędności fiskalnych wycofuje ze służby –mimo protestów generalicji – lotniskowiec „Ark Royal” i wyprzedaje 50 swoich myśliwców amerykańskiej piechocie morskiej.

Brytania zatem podnosi trap, zmienia kurs i odpływa. Dla Polski to jest, niestety, zła wiadomość. W ten sposób zawęża się pole polskiego manewru politycznego w Europie, a Berlin staje się jeszcze bardziej niż dotąd bezalternatywnym sojusznikiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski