Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odzyskać smak dzieciństwa

Rozmawiała Monika Jagiełło
Julita Bator zmieniła rodzinie dietę. Dziś jej dzieci są zdrowe
Julita Bator zmieniła rodzinie dietę. Dziś jej dzieci są zdrowe Fot. ANDRZEJ BANAŚ
Rozmowa. O zdrowej kuchni z Julitą Bator, autorką bestsellerowych książek „Zamień chemię na jedzenie”.

– Siadając do posiłku życzymy sobie „smacznego”. Może lepiej powiedzieć „zdrowego”?

– Niestety, dużo z tego, co ląduje na naszym stole dzisiaj, to „produkty jedzeniopodob­ne”. Jednak wystarczy niewiele, żeby odzyskać smak jedzenia.

– Do „odzyskiwania smaku” poprowadziły choroby dzieci?

Ja nie pamiętam z dzieciństwa takiego określenia jak alergia, rotawirus. Teraz wszyscy je mamy. Moje dzieciaki chorowały od pierwszych miesięcy życia. Pediatra powiedział mi słynne hasło: „dziesięć infekcji w roku to norma”. Dla mnie to nie było normą. Zaczęłam szukać. Podejrzane było jedzenie. Widziałam zależność, ale była nieuchwytna.

– W pierwszej części „Zamień chemię na jedzenie” nazywa Pani siebie Holmesem i Słodowym w jednym. Kiedy u Holmesa w spódnicy zapaliła się pierwsza czerwona lampka?

– Zaczęło się od benzoesanu sodu (oznaczenie na etykietach to E211 – przyp. aut.) w syropie. Po podaniu syropu z beznsoesanem, córka dostała zapalenia oskrzeli, mając wcześniej tylko kaszel. Odkryłam też benzoesan w składzie wapna w syropie, które podawałam dzieciom.

– Oświecenie przyszło podczas wakacyjnego wyjazdu…

– Tak, to było podczas wakacji na Krecie. Postanowiliśmy z mężem pozwolić dzieciom jeść to, na co mają ochotę, przygotowując się po cichu na kolejne duszności, wysypki i w końcu antybiotyk. Jednak dzieciakom nie przydarzyła się żadna choroba, ani atak alergii! Kreteńczycy wciąż przestrzegają diety śródziemnomorskiej, unikają jedzenia przetworzonego. Okazało się też, że moje dzieci wcale nie są alergikami.

– Jak Pani wpadła na ten trop?

– Zaczęło się od artykułu w in­ternecie. Był nim fragment książki Bożeny Kropki, dietetyczki. To była kopalnia wiedzy o jedzeniu: naszym, naszych przodków. To kompendium wiedzy o alergiach, ale okazało się, że moje dzieci alergii nie miały.

– Jakie są różnice między alergią a pseudoalergią?

– W przypadku alergii włączony jest układ immunologiczny, czyli odpornościowy. Z obiema chorobami żyje się jednak ciężko. Objawy często są takie same, ale w wypadku pseudo­alergii testy (krwi, skórne) nic nie wykazują.

Po zwróceniu uwagi na benzoesan sodu, zaczęłam pytać znajomych, których dzieci cierpią na podobne schorzenia. Objawy domniemanych alergii zaostrzały się po nim. Inni podejrzewali uczulenie na rodzynki, orzechy. Proponowałam: kup rodzynki na targu, bez dwutlenku siarki i zobacz, czy nadal masz wysypkę.

– Do zmiany diety droga była długa?

– Tak, ale zobaczyłam, co i w jaki sposób szkodzi dzieciom oraz mnie i mężowi. On miał reakcje alergiczne na jabłko i marchew. Dziś już ich nie ma, bo je zdrowe warzywa i owoce. Wtedy moja wiedza raczkowała. Dzwoniłam po znajomych, rodzinie...

– Pani jest z zawodu filolożką, więc nie było łatwo.

– Ale nie ma nic silniejszego nad determinację matki!

– Co w pierwszej kolejności wyrzuciła Pani z jadłospisu?

Zaczęłam od leków. Wyeliminowałam zawiesiny i syropy, przerzuciłam się na niepowlekane tabletki. Na odstrzał poszedł sklepowy koncentrat malinowy. Kiedyś teściowa powiedziała o nim „sama chemia”. Skład to potwierdził. Zaczęłam sama robić przetwory, kompoty, czytać etykiety i książki na temat żywienia.

– Czytanie etykiet produktów najczęściej wymaga lupy.

– Etykiety są nieprzyjazne. Popatrzmy na batonik: papierek jest tak zawinięty, a druk taki drobny, żeby składu nie dało się odczytać. Teraz mamy większy wybór, ale bądźmy czujni. Np. batoniki typu fit to nie zawsze zdrowe produkty.

– Jak to wyjaśnić trójce małych dzieci? Miała Pani w domu przeprawę?

Cały czas mam! Ostatnio odnotowałam osiągnięcie. Najmłodsze dziecko zapytało „mamo, jest coś słodkiego?”. Mówię „jest miód”. Wczoraj zobaczyłam moje dziecko z łyżką miodu! Jeśli zjedzą cukierka, to nie powód do afery. W nowej książce jest sporo przepisów na słodkości. Nawet wyrób z najzwyklejszej mąki pszennej będzie zdrowszy niż pączek z supermarketu.

– W mediach lansuje się przekonanie, że aby jedzenie miało smak, trzeba je doprawiać kostkami smakowymi.

– Telewizja sprzedaje skutecznie wyimaginowany obraz. Jeśli wybieramy mięso z chowu masowego, gdzie zwierzęta jedzą nie wiadomo co, to trudno się dziwić, że mięso nie ma smaku.

Świadomość jednak się zmienia. Ludzie odzyskują utracony smak. Poświęcą chwilę i ugotują rosół, który smakuje jak z dzieciństwa. Ktoś dodał lubczyku, ktoś imbir...

– Gdzie szukać produktów?

– Podstawowe zakupy robię w supermarketach, ale staram się wybierać produkty, których skład rozumiem. Kiedy mam czas, pojadę kilka kilometrów dalej do zaprzyjaźnionego sprzedawcy, bo ma pomidory, które mają smak. Wiem, że je pryska chemią, ale pryska zdecydowanie mniej, niż inni. Ze znajomymi tworzymy jedzeniowe „grupy wsparcia”. Wymieniamy się informacjami, pomysłami.

– Kiedy czytając etykiety produktów przeżyła Pani największy szok?

– O to chodzi, żebyśmy się zaczęli dziwić, czytając etykiety. Szokiem było, że cukier jest wszędzie. W keczupie, chrzanie…

– Spotkała Pani „eko-oszusta”?

– Tego nie da się łatwo udowodnić. Gdy szukamy pomidorów, mamy do wyboru pójść do supermarketu po te importowane, bądź kupić je od sprzedawcy, który sprzeda nam warzywa z ogródka. Życie bez chemii nie jest możliwe, ale trzeba szukać lepszych produktów.

– Przypomina Pani, że to „dawka czyni trucizną”. Producenci mówią, że limity chemicznych dodatków w żywności mieszczą się w ramach norm.

– Substancji chemicznych, które przyjmujemy w różnych produktach, jest dziś około 800. Tymczasem testów interakcyjnych z ich udziałem jest niewiele. Mówiąc w wielkim uproszczeniu, organizm człowieka rozwija się wolniej, niż chemia.

Nie jest przygotowany na trawienie nowych substancji (które poza tym nie są jedzeniem). Przykładem jest zmodyfikowana pszenica. Nie jesteśmy w stanie strawić takiej ilości glutenu.

– Spotkała się Pani z negatywnym odzewem?

– Przy promocji pierwszej książki musiałam uzasadniać to, co w niej napisałam. Teraz, podczas promocji drugiej części już tego nie ma.

– Skąd wzięła Pani przepisy na drugą część?

– Przepisy pochodzą z różnych źródeł. Wydeptawszy ścieżkę bez chemii wiem, że jako kobieta pracująca, żona i matka z trójką dzieci jestem nieco reprezentatywna. Książka to przepisy na różne okazje: urodziny, imprezy w szkole, święta. Chcę pokazać, że możemy zrobić sami smarowidło, zamiast kupić serek topiony, który wcale serkiem nie jest. Trzeba tylko zmienić sposób myślenia.

– Myślenia, że nie stać nas na dobre jedzenie i nie mamy na to czasu?

– Dla mnie normą jest, że jedzenie się robi. Też pędzę i gonię własny ogon, ale mikrofalówkę z premedytacją wyrzuciłam. Bo kusiła! Widzę wkoło ogromną zmianę. Jest też coraz większy wybór dobrych produktów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski