Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowiadają o tamtych wydarzeniach

KAR
- "Żelbet" liczył wtedy 5,5 tys. zaprzysiężonych żołnierzy plus kilkuset walczących w czterech oddziałach partyzanckich. Te ostatnie w czasie największego rozkwitu liczyły nawet 300 mężczyzn. Na tym terenie wszystko zaczęło się w Lipniku. Wracając jednak do wydarzeń w masywie Kotonia, to 20 września 1944 roku okrążyliśmy dworek w Tokarni. Przebywało w nim 64 Niemców, których zadaniem było pilnowanie ludności zmuszanej do pracy przy budowie okopów. Wszak zbliżały się już wojska radzieckie. Jako parlamentariusz poszedł do nich ubrany w polski mundur ppor. Stryszawa. Zapowiedział, że jeśli się nie poddadzą, to wybuchnie strzelanina. Niemcy zapytali go wtedy, dlaczego mają mu wierzyć, że rzeczywiście są otoczeni - ale gdy się o tym przekonali, przyjęli warunki. Zostawiliśmy ich cało, jednak zabraliśmy broń i resztę wyposażenia wojskowego. Za kilka dni przyjechało gestapo i z tego, co wiem, dowódca tej niemieckiej grupy, która przyjęła nasze warunki, dostał 1,5 roku twierdzy oraz zesłanie na front wschodni, choć ostatecznie wybawił go przed tym koniec wojny. Po tym wydarzeniu Niemcy zmobilizowali wszystkie siły: stacjonujące w Skawinie jagdkommando, oddziały rezerwowe oraz żandarmerię polową. W nocy z 28 na 29 listopada 1944 roku masyw Kotonia otoczyło 3000 Niemców. Winę za taki rozwój wydarzeń ponosi oddział partyzantów radzieckich pod dowództwem Biereźniaka (pseud. Michaijłow), który - o czym nikt z nas i mieszkańców tych okolic nie wiedział - działał na usługach Niemców. Zawsze "kręcił" się w pobliżu naszych oddziałów, dzięki czemu Niemcy mieli doskonałe rozeznanie w naszych ruchach. Pamiętam, jak rano razem z moim bratem, z którym zostaliśmy wybrani na dowódców grupy osłonowej na Jaworzynie, ledwo zajęliśmy stanowiska, a już kilkanaście metrów od nas pojawili się Niemcy. Ja dostałem wtedy trzy pociski, mój brat także został ranny. Udało się nam uratować i ranni błąkaliśmy się po lesie. Ukryliśmy się w młodniku i tam napotkani koledzy nas opatrywali. Wtedy też, już po południu, nasz dowódca o pseudonimie "Waga" wyszedł na rozpoznanie. Zginął zastrzelony przez Niemców. Młodnik, w którym się ukrywaliśmy, szczęśliwie ominęli. Do dziś nie wiem, czy to nie jego śmierć nas uratowała… Niedługo potem koledzy przewieźli rannych, także mnie, do śląskiego oddziału stacjonującego w okolicy Babiej Góry. Nasze oddziały skupiły się i też tam przemaszerowały. Doszło do starcia z Niemcami, po czym wróciły do Myślenic 4 stycznia 1945 roku i wkrótce potem zostały rozwiązane. Tak więc miesiąc wcześniej, 4 grudnia, gdy Niemcy wrócili do Zawadki spodziewając się spotkać partyzantów, nas już tam nie było. Wtedy wzięli odwet na mieszkańcach wsi, paląc domy i zabijając sześcioro mieszkańców. Edward Zadora, wójt gminy Tokarnia:

Ryszard Bitka, uczestnik walk, wówczas niespełna 17-letni żołnierz zgrupowania "Żelbet", trzonu 6. Dywizji AK

- "Żelbet" liczył wtedy 5,5 tys. zaprzysiężonych żołnierzy plus kilkuset walczących w czterech oddziałach partyzanckich. Te ostatnie w czasie największego rozkwitu liczyły nawet 300 mężczyzn. Na tym terenie wszystko zaczęło się w Lipniku. Wracając jednak do wydarzeń w masywie Kotonia, to 20 września 1944 roku okrążyliśmy dworek w Tokarni. Przebywało w nim 64 Niemców, których zadaniem było pilnowanie ludności zmuszanej do pracy przy budowie okopów. Wszak zbliżały się już wojska radzieckie. Jako parlamentariusz poszedł do nich ubrany w polski mundur ppor. Stryszawa. Zapowiedział, że jeśli się nie poddadzą, to wybuchnie strzelanina. Niemcy zapytali go wtedy, dlaczego mają mu wierzyć, że rzeczywiście są otoczeni - ale gdy się o tym przekonali, przyjęli warunki. Zostawiliśmy ich cało, jednak zabraliśmy broń i resztę wyposażenia wojskowego. Za kilka dni przyjechało gestapo i z tego, co wiem, dowódca tej niemieckiej grupy, która przyjęła nasze warunki, dostał 1,5 roku twierdzy oraz zesłanie na front wschodni, choć ostatecznie wybawił go przed tym koniec wojny. Po tym wydarzeniu Niemcy zmobilizowali wszystkie siły: stacjonujące w Skawinie jagdkommando, oddziały rezerwowe oraz żandarmerię polową. W nocy z 28 na 29 listopada 1944 roku masyw Kotonia otoczyło 3000 Niemców. Winę za taki rozwój wydarzeń ponosi oddział partyzantów radzieckich pod dowództwem Biereźniaka (pseud. Michaijłow), który - o czym nikt z nas i mieszkańców tych okolic nie wiedział - działał na usługach Niemców. Zawsze "kręcił" się w pobliżu naszych oddziałów, dzięki czemu Niemcy mieli doskonałe rozeznanie w naszych ruchach. Pamiętam, jak rano razem z moim bratem, z którym zostaliśmy wybrani na dowódców grupy osłonowej na Jaworzynie, ledwo zajęliśmy stanowiska, a już kilkanaście metrów od nas pojawili się Niemcy. Ja dostałem wtedy trzy pociski, mój brat także został ranny. Udało się nam uratować i ranni błąkaliśmy się po lesie. Ukryliśmy się w młodniku i tam napotkani koledzy nas opatrywali. Wtedy też, już po południu, nasz dowódca o pseudonimie "Waga" wyszedł na rozpoznanie. Zginął zastrzelony przez Niemców. Młodnik, w którym się ukrywaliśmy, szczęśliwie ominęli. Do dziś nie wiem, czy to nie jego śmierć nas uratowała… Niedługo potem koledzy przewieźli rannych, także mnie, do śląskiego oddziału stacjonującego w okolicy Babiej Góry. Nasze oddziały skupiły się i też tam przemaszerowały. Doszło do starcia z Niemcami, po czym wróciły do Myślenic 4 stycznia 1945 roku i wkrótce potem zostały rozwiązane. Tak więc miesiąc wcześniej, 4 grudnia, gdy Niemcy wrócili do Zawadki spodziewając się spotkać partyzantów, nas już tam nie było. Wtedy wzięli odwet na mieszkańcach wsi, paląc domy i zabijając sześcioro mieszkańców.

Edward Zadora, wójt gminy Tokarnia:

- W czasie pamiętnej pacyfikacji Niemcy spalili także dom moich rodziców na roli Działy Wyżne. Był to nowy drewniany dom, miał zaledwie kilka lat. To, co się wtedy wydarzyło znam z opowieści matki, która w tamtych dniach była w ciąży, a ja miałem się urodzić dopiero za pół roku. Wiem, że ojciec ukrywał się w lesie. Mama także musiała uciekać przed Niemcami. Przez długi czas, podobnie jak inne rodziny, których domy zostały spalone, mama razem z moim starszym bratem mieszkała w szałasie.
Not. (KAR)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski