MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Otwarty na wszystkie wpływy

Rozmawiał Paweł Gzyl
The Cinematic Orchestra w najnowszej odsłonie
The Cinematic Orchestra w najnowszej odsłonie Fot. Archiwum organizatorów
Rozmowa z Jasonem Swinscoe, liderem The Cinematic Orchestry, która zagra 25 kwietnia o godz. 20 w klubie Studio w Krakowie

- Pamiętasz poprzedni koncert The Cinematic Orchestra w Krakowie?

- Oczywiście! Zagraliśmy w sali kombinatu hutniczego z orkiestrą symfoniczną. To było jeden z najważniejszych występów w naszej karierze. Niezwykłe miejsce, ciekawa prezentacja, duża widownia.

- Każdy Wasz występ w Polsce cieszy się wielkim powodzeniem.

- To prawda. Pierwszy raz przyjechaliśmy tutaj w 2007 roku. To był początki naszej koncertowej kariery. Spodziewaliśmy się, że zagramy w małych klubach, tymczasem trafiliśmy do dużych sal wypełnionych po brzegi widzami. Od tamtej pory zawsze chętnie przyjeżdżamy do Polski.

- W Krakowie zagraliście na festiwalu „Sacrum Profanum”, który jest dedykowany muzyce współczesnej. Występujecie też na imprezach jazzowych i rockowych. Jak to możliwe, że Wasza muzyka wszędzie tam pasuje?

- To dlatego, że tworząc ją czerpię inspirację z różnych gatunków. Stąd są w niej elementy orkiestrowych brzmień, ale też folku, soulu, funku i jazzu. Byłbym wręcz zawiedziony, gdyby zamykano The Cinematic Orchestrę tylko w jednym stylu. Ta muzyka jest otwarta na wszystkie wpływy.

- Czytałem w jednym z wywiadów z Tobą, że zaczynałeś od grania w punkowym zespole. Jakim cudem doprowadziło Cię to potem do jazzu czy klasyki?

- To nie był rock’n’rollowy zespół jak Sex Pistols, tylko hard core w rodzaju Fugazi czy NoMeansNo. To oznaczało, że nasza muzyka była mocno skomplikowana rytmicznie, stosowaliśmy wręcz matematyczne podziały. To mnie doprowadziło do jazzu z lat 60. i 70., który przezywał w tamtych czasach burzliwy rozwój. Tamten pęd do nowości i rozwoju był podobny, jak w czasach punku czy post-punku.

- Na pierwszym albumie The Cinematic Orchestry znalazła się jednak muzyka całkowicie sklejona przez Ciebie samego z sampli cudzych nagrań.

- To było fascynujące przeżycie. Wycinałem fragmenty starych utworów z winylowych płyt i wgrywałem je do mojego samplera. Tam układałem z nich zupełnie nowe całości, tworząc całkowicie odmienne brzmienia. Ważny był każdy pojedynczy dźwięk. Najwięcej korzystałem z płyt jazzowych, ale też z muzyką orkiestrową i filmowymi soundtrackami. W tym kontekście byłem raczej producentem niż muzykiem, chociaż ostatecznie dograłem do tego kolażu kilka partii „żywych” instrumentów.

- W końcu jednak zamieniłeś The Cinematic Orchestrę w prawdziwy zespół.

- W pewnym momencie zaprosiłem do studia kolegów, żeby zagrali na saksofonie, perkusji i klawiszach. Ale tylko po to, aby tworzone przez nich dźwięki samplować i zamieniać w loopy. (śmiech) Sukces pierwszej płyty sprawił jednak, że zostałem zaproszony jako główna gwiazda na jazzowy festiwal w Newport. Pomyślałem, że to ciekawe wyzwanie – i zamiast pojechać tam samemu z laptopem, postanowiłem zebrać zespół i przełożyć dźwięki z płyty na „żywe” granie. To było wspaniałe doświadczenie – i od tamtej pory The Cinematic Orchestra występuje jako „normalny” zespół.

- Kiedy usłyszmy Twoją nową muzykę?

- Mam tak dużo materiału, że planuję niebawem wydanie dwóch albumów. Pierwszy ukaże się wczesną jesienią, drugi – na początku przyszłego roku. Będą one zawierać typową dla The Cinematic Orchestry muzykę, ale też nieco inną od tej z wcześniejszych płyt. Ciągle jestem wierny moim dawnym fascynacjom, zwróciłem jednak uwagę również na nowsze brzmienia.

- Dwa lata temu powiedziałeś, że Twoje nowe utwory będą mocno elektroniczne. To znaczy, że wracasz do samplingu?

- Tak. Na nowych płytach będzie dużo elektroniki – ale to nie oznacza, że zabraknie „żywego” grania. Inspiruję się tym, co aktualnie dzieje się na scenie nowych brzmień. Uważnie śledzę co robi Jon Hopkins czy The Flying Lotus, Thom Yorke solo i z Atoms For Peace. Lubię też soulowych wokalistów, jak Drake czy Kendrick Lamar. Wszystko to przetwarzam jednak na własny sposób. To tylko moje inspiracje, których nie kopiuję jeden do jednego.

- Ostatnia płyta The Cinematic Orchestry była mocno rozśpiewana. Na tych nowych będzie podobnie?

- Odkryłem ciekawego wokalistę z Los Angeles, który ma niezwykły głos. Pracowałem również ponownie z Patrickiem Watsonem. Dlatego pojawi się sporo piosenek, choć będą również utwory instrumentalne utrzymane w stylu downtempo.

- Nowe płyty wyda słynna wytwórnia Ninja Tune, dla której do tej pory nagrywałeś?

- Tak. To świetna wytwórnia, do tego mamy wspólną przeszłość. Co najważniejsze – jej szefowie są bardzo cierpliwi. (śmiech) Dlatego mogłem spokojnie pracować przez ostatnie lata nad nowym materiałem. Nigdy nie czułem z ich strony żadnej presji. Jestem więc im winny te dwie płyty. Myślę, że będzie to najmocniejszy materiał The Cinematic Orchestry w historii.

- Usłyszmy nowe utwory w Krakowie?

- Tak. Polska będzie pierwszym krajem, w którym zabrzmią. Mam całkowicie nowych muzyków – tylko perkusista i saksofonista są ci sami. Pojawią się też nowi wokaliści. Show pomaga mi przygotować dyrektor artystyczny koncertów Bjork.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski