Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Partia bez umowy

Redakcja
Władze wojewódzkie i miejskie SLD w Kielcach mogą stracić atrakcyjną siedzibę przy głównej ulicy. Sojuszowi grozi eksmisja z miejskiego lokalu, ponieważ nie dopełnił warunków umowy najmu. To szok dla władz partii, które nawet nie umieją wyjaśnić, dlaczego w terminie nie dostarczono prostego dokumentu.

Dlaczego SLD w Kielcach musi opuścić swoją siedzibę?

   Wojewódzki Zarząd SLD nie dopełnił formalności i nie dołączył do umowy najmu oświadczenia o poddaniu się dobrowolnej egzekucji w razie niepłacenia czynszu. Notarialnie poświadczony dokument miał dostarczyć do 31 sierpnia 1999 roku. Dopiero w czerwcu tego roku władze miasta dopatrzyły się jego braku. Prawicowy prezydent Kielc Wojciech Lubawski przyznaje, że szukał pretekstu do natychmiastowego zerwania umowy i znalazł go. A wypowiedzenie wręczył kilka dni po sesji, na której lewica sprawiła, że prezydent nie uzyskał absolutorium.
   - Gdyby nie buta i arogancja lewicy, to dałbym jej trzymiesięczny termin wypowiedzenia, a nie natychmiastowy - tłumaczył prezydent Kielc. - SLD zajmuje lokal o powierzchni 540 metrów w centrum miasta. Za 140 metrów płaci po 6 zł, za resztę po 2,6 zł. Wprowadzam zasadę, że partie polityczne i stowarzyszenia, które otrzymują pomieszczenia od miasta bez przetargu, nie dostaną więcej niż 100 metrów i płacą jednakowy czynsz.
   Jako dodatkowy argument prezydent podał huczne imieniny obchodzone w siedzibie partii przez Sławomira Kopycińskiego, przewodniczącego Rady Miejskiej SLD. Podczas głośnej imprezy interweniowała policja. Wezwali ją sąsiedzi, gdy usłyszeli brzęk tłuczonych szyb. Później przewodniczący tłumaczył, że te wydarzenia miały miejsce gdy opuścił lokal.
   Partia otrzymała półtora tygodnia na spakowanie manatków i opuszczenie siedziby. Wypowiedzenie umowy i to na takich warunkach było szokiem dla władz SLD w Kielcach. Zarząd partii w dniu wręczenia pisma z żądaniem oddania kluczy nie potrafił nawet zebrać myśli, aby udzielić dziennikarzom jakichkolwiek informacji.
   Dopiero dzień później zorganizowano konferencję prasową, na której Sławomir Kopyciński, przewodniczący Rady Miejskiej SLD w Kielcach, dziwił się:
   - Nie dopełniliśmy tylko jednego z 25 paragrafów umowy. Czy to był powód do jej wypowiedzenia i wyrzucania nas na bruk? Płacimy czynsz co miesiąc, więc po co takie oświadczenie? A SLD jest potrzebna duża siedziba, bo urzędują w niej nie tylko wojewódzkie, miejskie i powiatowe władze partii, ale mają tu siedziby cztery biura poselskie oraz radcy prawni przyjmujący kielczan bezpłatnie. Wyliczyliśmy, że na jedną instytucję przypada tylko 38 metrów kwadratowych. Czy to dużo?
   Przewodniczący Kopyciński, zapytany, czy parlamentarzyści nie powinni sami wynajmować lokali na swoje biura, bo przecież dostają na ich utrzymanie kolosalne pieniądze, stwierdził: - Jestem dumny z tego, że urzędują w siedzibie partii, a mieszkańcy mają komfortową obsługę, bo wszyscy urzędują w jednym miejscu.
   - Mamy wątpliwości, czy wypowiedzenie jest skuteczne - dodał Marek Sochacki, dyrektor Biura Rady Wojewódzkiej SLD. - Nie dopełniliśmy jednego z 25 paragrafów umowy, to nasze niedopatrzenie. Dlaczego zaraz po 31 sierpnia 1999 roku nie wypowiedziano nam umowy i przez tyle lat pobierano czynsz? Dlaczego nie dostaliśmy wezwania przypominającego o dostarczeniu oświadczenia czy propozycji wyższego czynszu? Jesteśmy gotowi do negocjacji, możemy płacić więcej.
   Sam dyrektor Sochacki urzęduje w kącie sekretariatu na trzech metrach kwadratowych oddzielonych regałem od reszty pomieszczenia.
   - A czy władze miasta pamiętają, jak wyglądała ta kamienica, gdy ją dostaliśmy? To była ruina. Nie było łazienek. Chodziliśmy do toalety do mojego domu, kilka przecznic dalej - przypomniała posłanka Bożena Kizińska. - Pokoje nie nadawały się do użytku, część z nich była po pożarze. Wyremontowaliśmy je własnymi rękami za swoje pieniądze.
   Posłanka zapomniała dodać, że koszty remontu sięgające grubo ponad 100 tys. zł partia odpisała sobie od czynszu za lokal. Teraz trzeba przyznać, siedziba partii na dwóch piętrach odnowionej kamienicy w centrum miasta prezentuje się okazale.
   Sojusz nie opuścił lokalu do końca czerwca tak jak chciał prezydent Kielc. Władze miasta nie były zainteresowane żadnymi negocjacjami z SLD.
   - Nie mam wątpliwości, że decyzja prezydenta jest polityczna i odwetowa - skwitował przewodniczący Kopyciński.
   - Bez względu na wyniki sesji absolutoryjnej postąpiłbym tak samo. SLD dostanie propozycje objęcia innego lokalu, mniejszego, a jeśli potrzebuje większego, to może wystartować w przetargu - dodał prezydent.
   Miejski Zarząd Budynków skierował wniosek do sądu o eksmisję. Od 1 lipca partia zajmuje lokal bez umowy. W takiej sytuacji najemca jest obciążany opłatą za bezumowne korzystanie z pomieszczeń. Zwykle wynosi ona dwukrotną wysokość czynszu wynikającego z umowy. - Nie możemy zastosować wyższej stawki, bo w umowie najmu z władzami partii nie ma takiego zapisu. Tak ją niekorzystnie sporządzono (wówczas Zarząd Miasta był lewicowy - AK) - poinformował rzecznik prasowy Miejskiego Zarządu Budynków Grzegorz Malarczyk. - Zamierzamy wystąpić do sądu o odszkodowanie, które ma zastąpić zyski, jakie byśmy osiągnęli, wynajmując lokal na przetargu. Taką możliwość dają przepisy kodeksu cywilnego.
   W Sądzie Rejonowym odbyły się już dwie rozprawy o eksmisję SLD z siedziby przy ulicy Sienkiewicza 68. Na jednej z nich Sławomir Kopyciński przyznał, że zapis w umowach najmu o obowiązku dostarczenia oświadczenia o dobrowolnym poddaniu się egzekucji wprowadził Zarząd Miasta w latach, gdy on był... jego członkiem. - Umowy najmu nie podpisywałem. Nie wiem, czy osoba, która ją zawierała, miała świadomość, co podpisuje - stwierdził, gdy sędzia usiłowała się dowiedzieć, dlaczego oświadczenie nie zostało dostarczone. Umowę najmu podpisywała Bożena Kizińska, wówczas sekretarz Rady Wojewódzkiej SLD. Nie przyszła do sądu, tłumacząc się pilnymi pracami w Sejmie. Zeznania Kizińskiej są istotne, ponieważ pełnomocnik SLD Jarosław Kosowski kwestionuje jej uprawnienia do zawarcia umowy w imieniu Sojuszu i podważa jej ważność.
   - Prawdopodobnie umowa nie została zawarta prawidłowo, ponieważ Kizińska nie miała pełnomocnictwa do jej podpisania. Według statutu SLD wymagane są podpisy jednocześnie trzech osób - stwierdził. - Umowa mogła też być innej treści niż obecnie.
   Na rozprawie pojawił się Stanisław Lisowski, były dyrektor Miejskiego Zarządu Budynków w Kielcach, który w imieniu miasta podpisał umowę z SLD. - To ja podpisałem umowę. Byłem przekonany, że zostały spełnione jej wszystkie warunki, a treść paragrafów była znana drugiej stronie.
   Lisowski dodał, że oświadczenie, o które toczy się spór, było wymagane od wszystkich najemców jako zabezpieczenie na okoliczność niepłacenia czynszu. - Co miesiąc na moje biurko spływały listy dłużników. SLD nigdy nie zalegało z płaceniem czynszu, więc nie sprawdzałem, czy dostarczono oświadczenie czy nie. Pewnie teraz ktoś przejrzał dokumenty i wykrył brak oświadczenia - przyznał Lisowski. - Treści umowy nigdy nie zmieniano.
   Nie zanosi się na szybkie zakończenie sporu. Następna rozprawa dopiero 26 listopada.
    AGATA KOWALCZYK
    "Echa Dnia"
   Oprócz SLD jeszcze trzy partie mają siedziby w lokalach należących do miasta, wszystkie zajmują pomieszczenia o powierzchni do 60 metrów: Unia Pracy płaci 4 zł za m kw., Polska Partia Socjalistyczna 5 zł, Liga Polskich Rodzin 6,5 zł, Socjaldemokracja Polska - 6,5 zł. Pozostałe partie urzędują w prywatnych budynkach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski