18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pasja na gorąco kuta w warsztacie kowalskim

BARBARA CIRYT
Marcin Kabaciński w kuźni wśród młotów i przecinaków realizuje pasje FOT. BARBARA CIRYT
Marcin Kabaciński w kuźni wśród młotów i przecinaków realizuje pasje FOT. BARBARA CIRYT
Mówią na niego Wszebąd. To oznacza, że Marcina Kabacińskiego wszędzie jest pełno, że wszędzie był. Imię pochodzi od dawnego słowiańskiego słowa, a otrzymał je w czasach, gdy zaczął działać w Drużynie Wojów Wiślańskich Krak.

Marcin Kabaciński w kuźni wśród młotów i przecinaków realizuje pasje FOT. BARBARA CIRYT

WIĘCKOWICE. Marcin Kabaciński ma w swojej kuźni setki młotków, szczypiec, dratew do szycia skóry. Najchętniej robi średniowieczne ozdoby i szyje buty dla bractw - takie z początków państwa polskiego.

Z tym Wszebądem to trafiona sprawa. Pan Marcin podejmował się naprawdę różnorodnych zajęć. Był sanitariuszem w kilku pogotowiach, "złotą rączką" w Muzeum Archeologicznym w Krakowie, robił kuchnię polową i rekonstruował miedziane garnki carskie dla Muzeum w Wilanowie, a do tego studiował etnografię, rekreacyjnie trenował boks i sztuki samoobrony - jujitsu, jeździł konno i strzelał z łuku. Jego pasją stało się też kowalstwo.

Obecnie kuje uchwyty do dzwonków i gongu dla jednego z podkrakowskich kościołów. Te jego kowalskie zainteresowania są ściśle związane z grupami rekonstrukcyjnymi.

Marcin Kabaciński pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego. - Tylko nie Wielkopolskiego, bo on nie ma nic wspólnego z Wielkopolską - od razu się oburza pasjonat historii. - Wolę mówić na niego Gorzów nad Wartą - dodaje. Oficjalną nazwę swojego rodzinnego miasta musi przyjąć do wiadomości. I przyjmuje, ale z oporem. Zanim ze "swojego" Gorzowa trafił do Krakowa, Krzeszowic, potem Będkowic, a ostatnio Więcławic, to już szukał dla siebie grupy rekonstrukcyjnej. Ta fascynacja zaczęła się od wyjazdu na festyn do Biskupina, gdzie wystąpił w stroju dawnych Słowian.

- Miałem biało-lniany strój z przywieszonymi futerkami u boku - wspomina. Jego ulubionym okresem w historii są czasy powstawania państwa polskiego.

To on wpadł na pomysł, żeby grupy rekonstrukcyjne zaangażować w uatrakcyjnianie Rękawki - tradycyjnego święta na kopcu Krakusa. - Wtedy jeszcze to święto było organizowane prze centrum kultury Podgórze w sąsiedztwie kościoła św. Benedykta. Niedługo potem zostało przeniesione pod kopiec. Tam pierwszy raz pojechałem z kolegami z grupy rekonstrukcyjnej. Wtedy jeszcze nie miała nazwy Drużyna Wojów Wiślanych Krak. Potem ją wymyśliliśmy - zaznacza.

Zaim zaczął działać w tej grupie uczył się walki na miecze w Krakowskim Bractwie Rycerskim. Opowiada jak trafił do tego bractwa. - To było wiele lat temu. Zamierzałem jechać do Będkowic, szedłem właśnie na przystanek i zobaczyłem człowieka z mieczem przymocowanym do plecaka. Zapytałem - dokąd zmierza. Odpowiedział: "Na Grunwald". Szedł na stopa, bo chciał dotrzeć na rekonstrukcję bitwy. Powiedział mi wtedy, że jest w Krakowie bractwo rycerskie. Dotarłem do niego i tam na początku uczyłem się walk rycerskich.

Na początku ćwiczyli kijami od szczotek, a potem trzonkami od kilofów. To były początki bractw rekonstrukcyjnych. - Teraz już do takich treningów zamawia się u stolarzy drewniane miecze - mówi pan Marcin.

Krakowskie Bractwo Rycerskie zajmowało się rekonstrukcją z czasów X do XV wieku. To dla Marcina Kabacińskiego zbyt rozległy okres, żeby perfekcyjnie odtwarzać historie. Dlatego do łączył do innej drużyny, z którą zgłębiał początki państwa polskiego. Uczestników tej drużyny uczył walk, a potem wspólnie wymyślili nazwę Drużyna Wojów Wiślanych Krak. Był czas, że dla tej drużyny samodzielnie szył buty. Teraz na festynach rekonstrukcyjnych występuje jako kowal, także sojusznik tej grupy.
Do zabawy w rekonstrukcję i odtwarzanie dawnego rzemiosła kowalskiego włączył swoją partnerkę Milenę Kędrę i przybranych synów: Kubę, który na czas rekonstrukcji przybiera imię "Dzik" oraz Mikołaja, który przeobraża się w "Ulfa". Razem jeżdżą na rekonstrukcyjne imprezy, festyny historyczne. Chłopcy biorą udział dziecięcych potyczkach, a pan Marcin i pani Milena pracują w warsztacie kowalskim, nagrzewają żelazo, dmuchają miechami i kują. Pozwalają też widzom wcielić się w rolę dawnych kowali i ich pomocników. Marcin Kabaciński zaczął się uczyć kowalskiego fachu u metaloplastyka Jana Lusiny. Tam próbował rekonstruować starą broń rycerską. Potem kuł u kowala z Wieliczki. Wreszcie zaczął kompletować swoje narzędzia. Kupował starocie pod halą targową i robił z nich użytek.

- Pracowałem wtedy w pogotowiu przy ul. Łazarza. Po nocnej zmianie w niedzielę szedłem od razu "na starocie" - mówi. A jego towarzyszka życia dodaje, że gdy tylko wyrwie się pod halę, to przynosi góry starych młotków, szczypiec i jeszcze więcej książek, głównie historycznych.

Z czasem w Więcławicach urządził sobie kuźnię, postawił piec i kuje żelazo. Najchętniej średniowieczne ozdoby, przedmioty codziennego użytku z dawnych czasów. Marzy o kupnie mechanicznego młota. Chciały zająć się jeszcze odtwarzaniem średniowiecznych zamków i kłódek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski