Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piece węglowe wciąż trują, a urzędnikom się nie spieszy

Arkadiusz Maciejowski
W Krakowie do likwidacji pozostało jeszcze ponad 20 tysięcy pieców węglowych
W Krakowie do likwidacji pozostało jeszcze ponad 20 tysięcy pieców węglowych Anna Kaczmarz
Ekologia. Władze Krakowa tylko pozornie zachęcają mieszkańców do likwidacji pieców węglowych. Wnioski o przyznanie dotacji rozpatrywane są tak opieszale, że wiele osób zniechęca to do wymiany paleniska

Ponad dwa miesiące - tyle potrzebują krakowscy urzędnicy, by sprawdzić, czy mieszkaniec, który ubiega się o dotację na wymianę pieca węglowego, w ogóle taki piec posiada. Ktoś, kto złoży wniosek w styczniu, nie ma żadnej gwarancji, że będzie miał ekologiczny piec przed kolejnym sezonem grzewczym.

Stanisław Lach mieszkający w rejonie Woli Justowskiej, który w ostatni piątek postanowił złożyć wniosek o przyznanie dotacji, mówi wprost, że miał ochotę wyjść z urzędu i już nie wrócić, gdy usłyszał, że teraz weryfikowane są dopiero wnioski z zeszłego roku, a jego podanie zostanie rozpatrzone najwcześniej za kilka miesięcy. - A na koniec usłyszałem, że jeśli w ogóle otrzymam dotację, to zostanie wypłacona dopiero po dwóch miesiącach od dnia, w którym wymienię piec - dodaje.

Andrzej Guła z Krakowskiego Alarmu Smogowego nie może zrozumieć, dlaczego coś, co powinno być trywialnie proste, staje się niewyobrażalnie rozciągnięte w czasie. - Tempo rozpatrywania wniosków zniechęca ludzi do korzystania z dotacji. Kolejną zimę tysiące mieszkańców będą palić węglem. Albo zrezygnują z wymiany paleniska - oburza się Guła.

I wiele osób rezygnuje. Dobitnie pokazują to statystyki. Od 1 do 25 stycznia tego roku wniosek o dotację złożyło niespełna 100 osób. To cztery razy mniej niż w styczniu 2014 r. Efekt jest taki, że w Krakowie wciąż trują ok. 24 tys. pieców węglowych, a rocznie likwiduje się ich tylko ok. 3 tysięcy.

Trudno się więc dziwić, że zanieczyszczenie powietrza w mieście nie zmniejsza się. A Kraków nadal znajduje się w niechlubnej czołówce Europy.

Urzędnicy w magistrackim Wydziale Kształtowania Środowiska nie mają sobie nic do zarzucenia i twierdzą, że wnioski byłyby rozpatrywane szybciej, gdyby... mieszkańcy nie popełniali błędów przy ich składaniu. Po naszej interwencji zadeklarowali jednak, że uproszczą system. - Planujemy rezygnować z części wymaganych dotychczas dokumentów - zapowiada Jan Machowski z Urzędu Miasta Krakowa.

Na razie najwięcej zyskują firmy zajmujące się wymianą pieców. Oferują szybsze załatwienie wszystkich formalności. Przy okazji często zawyżają jednak ceny samych kotłów, a mieszkańcy płacą więcej niż powinni.

Urzędnicy zniechęcają mieszkańców do likwidacji pieców węglowych
Władze Krakowa tylko stwarzają pozory, że zachęcają mieszkańców do wymiany pieców węglowych na ekologiczne. Z jednej strony wysyłają wynajętych pracowników w teren, aby odwiedzali krakowian domach i tam prze-konywali ich do rezygnacji z palenia węglem. Ale gdy ktoś się już na to zdecyduje, to jest zniechęcany przez samych urzędników przewlekłymi i skomplikowanymi procedurami.

- Zszokowało mnie to, co usłyszałem - mówi Stanisław Lach, mieszkający w rejonie Woli Justowskiej. - Okazało się, że najwcześniej w marcu ktoś z urzędu pojawi się u mnie w domu, by skontrolować, czy mam piec węglowy. I nie wiadomo, ile potrwa weryfikacja wniosku - oburza się Stanisław Lach.

Urzędniczy marazm

Andrzej Guła z Krakowskiego Alarmu Smogowego przyznaje, że podobnych sygnałów od mieszkańców dostaje coraz więcej. - W ciągu kilkunastu dni od złożenia wniosku u mieszkańca powinien pojawić się inspektor, potem szybka decyzja, wymiana pieca i wypłata dotacji. Tak to, niestety, nie działa - uważa Guła.

W Fundacji im. Zygmunta Starego przyznają: „urzędnicy tkwią w marazmie”. - Oferta miasta nie skłania mieszkańców do wymiany pieców. To musi się zmienić, bo skoro głównie piece są odpowiedzialne za smog, to procedura ich wymiany musi być przejrzysta i zachęcająca. Czas mija, a odpowiedzialni za ten stan urzędnicy tkwią w marazmie bądź wykonują działania pozorne - zwraca uwagę Mateusz Budziakowski z fundacji.

W Tarnowie, gdzie też można ubiegać się o dotacje, urzędnicy zapewniają, że nie dochodzi do takich sytuacji. - Zazwyczaj kilkanaście dni zajmuje czekanie na pierwsze oględziny sprawdzające, czy ktoś ma piec - mówi Anna Ponikiewska z Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta w Tarnowie.

Anna Prokop-Staszecka, przewodnicząca komisji ekologii w Radzie Miasta Krakowa, podkreśla, że radni już w zeszłym roku zwracali urzędnikom uwagę na tempo rozpatrywania wniosków. - Mnie też mieszkańcy zgłaszali, że musieli dwa miesiące czekać na wizytę inspektora. Pani dyrektor Wydziału Kształtowania Środowiska twierdziła, że urzędnicy mają mnóstwo pracy bieżącej i czekają, aż wpłynie kilka wniosków od mieszkańców z danego rejonu miasta, wtedy ruszają z inspekcją - mówi Anna Prokop-Staszecka.

Taka argumentacja jest o tyle zaskakująca, że urzędnicy jeszcze niedawno narzekali na spadek zainteresowania dotacjami. Widać to w statystykach. W styczniu 2014 r. wpłynęło prawie 400 wniosków o zmianę systemu ogrzewania, w 2015 r. w tym samym okresie ponad 200, a do 25 stycznia 2016 r. tylko około 100. Urzędnikom powinno więc zależeć, by szybko rozpatrywać wnioski i pokazać, że jest to proste i korzystne.

Tymczasem teraz w magistracie twierdzą, że za przedłużający się proces przyznawania dotacji odpowiedzialni są sami mieszkańcy. - Wnioski rozpatrywane są w kolejności ich złożenia. Większość nie spełnia jednak wymagań, tzn. ma braki. Mieszkańcy wzywani są do ich uzupełnienia i dopiero wówczas można kontynuować rozpatrywanie wniosku - tłumaczy Jan Machowski z biura prasowego magistratu.
Andrzej Guła uważa to za paradoks. - Mieszkaniec powinien otrzymać taką pomoc, by mógł bez problemów załatwić formalności. Tymczasem urząd często wymaga od ludzi starszych np. dostarczania skomplikowanych obliczeń itd. Wiadomo, że oni sobie z tym nie radzą - oburza się Andrzej Guła.

Firmy zwietrzyły interes

Na opieszałości urzędników i skomplikowanych procedurach zyskują głównie firmy, które oferują - prócz wymiany pieca - załatwienie za mieszkańca formalności związanych z uzyskaniem dotacji. Przekonują, że są w stanie zrobić to szybciej niż sam mieszkaniec. - Gdybym powiedział, że składane przez nas wnioski są rozpatrywane szybciej, byłoby to nieprecyzyjne, ale dzięki doświadczeniu jesteśmy w stanie złożyć wniosek, do którego nie będzie uwag, a to przyspiesza procedurę - podkreśla Hubert Sokołowski z firmy Levada.

Firmy zajmujące się wymianą pieców węglowych oferują też coraz częściej kluczowe dla wielu osób rozwiązanie, czyli tzw. bezgotówkową transakcję. Obecnie krakowianin musi sam wyłożyć często nawet kilkanaście tysięcy złotych na wymianę pieca, a potem czekać kilka miesięcy na zwrot pieniędzy. Wielu na to nie stać. - Robimy to, czego miasto nie oferuje: pokrywamy koszty, a potem to my już czekamy na dotację - tłumaczy Hubert Sokołowski.

Wiadomo jednak, że firmy nie robią tego pro bono. Urzędnicy i radni wielokrotnie podkreślali, że zwietrzyły interes i niektóre z nich windują ceny (np. kotłów). I równie często okazuje się, że mieszkaniec, któremu przyznano dotację, musi do wymiany pieca dopłacać.

A może być prościej...

W magistracie zapewniają, że trwają prace nad uproszczeniem całej procedury. - Chodzi m.in. o rezygnację z części dokumentów, których dostarczenie ma istotny wpływ na termin rozpatrzenia wniosku oraz uproszczenie tychże wniosków - mówi Jan Machowski. Zapewnia też, że trwają prace nad wprowadzeniem rozliczenia bezgotówkowego (przelew bezpośrednio na konto wykonawcy). Samo miasto miałoby podpisać umowę z wybranymi zapewne w przetargu firmami, które wymieniałyby paleniska osobom z przyznaną dotacją. A mieszkaniec nie musiałby już martwić się rozliczeniami. Miałby też pewność, że dana firma wykona prace solidnie i nie po zawyżonych kosztach.

- Otakim rozwiązaniu mówi się już od miesięcy. Jest potrzebne, bo więcej osób decydowałoby się na wymianę pieca, gdyby miało pewność, że nie musi wcześnie wykładać pieniędzy - mówi Anna Prokop-Staszecka. I zapowiada, że w lutym radni rozliczą urzędników z efektów ich prac.

- Do zlikwidowania w Krakowie jest ponad 20 tys. pieców. Jeśli procedury się nie zmienią, a urzędnicy nie wezmą się do pracy, to do 2019 r., gdy zacznie obowiązywać zakaz palenia węglem, nie uda się ich wszystkich wymienić. I nie będzie to wina mieszkańców - dodaje radna.

[

](http://www.dziennikpolski24.pl/aktualnosci/studniowki2016/ "<centre></centre>")

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski