MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pilot i jego wybawcy

Redakcja
Jannie Groenewald miał mnóstwo szczęścia. Jako jedyny z ośmioosobowej załogi liberatora uszedł z życiem po ostrzelaniu samolotu przez niemieckie myśliwce. Jego też nazwisko najlepiej zapadło w pamięć tych, którzy słyszeli o tragedii sprzed 63 lat.

63 lata temu nad Ostrowem został zestrzelony liberator wiozący pomoc powstańczej Warszawie

Gdy w nocy z 16 na 17 sierpnia 1944 roku członkowie załogi złożonej z Brytyjczyków i obywateli Republiki Południowej Afryki startowali z włoskiego lotniska, musieli sobie zdawać sprawę z ryzyka tej misji. Rozkaz mówił o dotarciu pod Warszawę i zrzuceniu ładunku w rejonie Puszczy Kampinoskiej (wieś Truskaw). Trzeba było więc przelecieć połowę pogrążonej w wojnie i ciągle okupowanej przez hitlerowców Europy. Już to czyniło eskapadę ryzykowną. W dodatku ładunek w postaci głównie broni, lekarstw i innego sprzętu przeznaczony był dla powstańców warszawskich. Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę, że tylko drogą lotniczą żołnierze Armii Krajowej mogą otrzymywać materialną pomoc od aliantów i pilnie obserwowali niebo.
Od sierpnia do grudnia 1944 r. Brytyjczycy w ramach akcji "Odwet" dokonali blisko 260 zrzutów dla warszawiaków. Jednak nie wszystkie ich samoloty docierały nad cel i wracały do swoich baz. Taki właśnie los stał się udziałem liberatora EW 248 "P", wchodzącego w skład 31. Dywizjonu South African Air Force (Siły Powietrzne Afryki Południowej), którym dowodził major J.J.M. Odental. Samolot jako jeden z grupy sześciu maszyn wyleciał z lotniska pod Foggią. Swój lot zakończył około 300 kilometrów od Warszawy, na polach w podproszowickim Ostrowie. W tym właśnie rejonie został zaatakowany przez niemiecki myśliwiec lub myśliwce (źródła nie są co do tego do końca zgodne). Z załogi uratował się tylko drugi pilot, porucznik Jannie Groenewald. Uratował się, chociaż nawet nie zdążył ubrać spadochronu. Po ataku myśliwców trzymał go w rękach. Wieść o strąceniu samolotu szybko rozniosła się po okolicy. - Stacjonowałem w sierpniu 1944 roku w niedalekich Nagorzanach jako dowódca zwiadu konnego AK. Zostałem wysłany przez mojego dowódcę Bohdana Thugutta na miejsce katastrofy. Janny wylądował na spadochronie zaraz obok szkoły w Ostrowie. Jak opowiadał, to on samodzielnie pilotował samolot w chwili, gdy zaatakowały go niemieckie myśliwce. Serie były bardzo celne, oddane z bliska. Samolot na pokładzie miał obok lekarstw butelki z materiałami łatwopalnym. Nastąpiła seria wybuchów na pokładzie. Próbował w morzu ognia wydostać się z samolotu, ale mu się nie udało. Dopiero jedna z eksplozji wyrzuciła go na zewnątrz co uratowało mu życie - opowiadał kilkadziesiąt lat później Jerzy Kulesza.
Wszyscy pozostali członkowie załogi liberatora zginęli. Najpierw zostali pochowani na miejscu, po wojnie ich ciała ekshumowano i przeniesiono na cmentarz Rakowicki. Ich nazwiska upamiętnia tablica autorstwa Antoniego Kostrzewy, którą 15 lat temu wmurowano w ścianę Szkoły Podstawowej w Ostrowie.
Samo opuszczenie płonącego samolotu i lądowanie nie dawało jeszcze gwarancji przeżycia. W razie schwytania przez Niemców los pilota byłby prawdopodobnie przesądzony. Ale Jannie Groenewlad miał szczęście podwójne. Trafił bowiem do pobliskiego majątku Nagorzany, którego właściciel Bohdan Thugutt, był nie tylko wielkim patriotą, ale też czynnym dowódcą partyzanckim. W dodatku w Nagorzanach prowadził polowy szpitalik. Pilot z licznymi oparzeniami trafił tam właśnie. Opiekował się nim lekarz Skalski (według Jerzego Kuleszy ginekolog) i siostra Bohdana, Wanda Thugutt, również członkini AK. Jak podaje Stanisław Piwowarski Wanda przewodziła sekcji sanitariuszek i była ich instruktorką. Groenewaldowi prócz opieki medycznej zapewniono fałszywe dokumenty. Dzięki nim w Nagorzanach doczekał końca wojny. W styczniu został przekazany Rosjanom, którzy przez Odessę odesłali go do RPA. Tam był później nauczycielem chemii.
Znacznie mniej szczęścia mieli wybawcy alianckiego pilota. W marcu 1945 Wanda i Bohdan Thuguttowie zostali aresztowani w Krakowie, a następnie za działalność partyzancką zesłani w głąb ZSRR. Wanda jeszcze tego samego roku w sierpniu zmarła w obozie w Krasnowodsku. Bohdan wrócił do Polski w 1948 roku, ale jako inwalida. W czasie prac przy budowie drogi został przywalony przez potężny głaz i stracił nogę. Mimo to jeszcze dwukrotnie był sądzony i więziony. W sumie w więzieniach spędził blisko 4 lata. Zmarł w 2002 roku w Krakowie.
17 września 2000 roku Szkoła Podstawowa w Ostrowie otrzymała imię "Lotników Alianckich".
(ALG)
Zdjęcia: archiwum SP w Ostrowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski