Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piraci z Karaibów. Na nieznanych wodach.

Redakcja
Piraci nadpływają. Odcinek numer cztery sagi przynosi sporo zmian poza jednym – Johnny Depp wciąż gra Jacka Sparrowa. I nadal jest świetny.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Za dwa lata pirackiej odysei stuknie dziesięć lat. Dekada – producent Jerry Bruckheimer stworzył ponadczasowy przebój. Zawadiacka, awanturnicza fabuła, świetna obsada (Depp, Rush, Pearce), ładne buzie (Knightley i Bloom) i morze efektów specjalnych. To wszystko sprawiło, że dotychczasowi "Piraci z Karaibów” byli niezatapialni.

Bruckheimer zaryzykował. Po sukcesie trzeciej części zdecydował się napompować sagę do rozmiaru kwadrologii. Przy okazji zafundował obsadzie małe trzęsienie ziemi. Zniknęła Keira Knightley (szkoda) oraz (na szczęście) Orlando Bloom. Został (na szczęście) Johnny Depp w roli pokręconego kapitana Jacka Sparrowa. Trudno wyobrazić sobie piracką sagę bez tego doskonałego aktora, jego mimiki i gestów, które przejdą pewnie do historii kina. W roli adwersarza Sparrowa został ponownie obsadzony znakomity Australijczyk Geoffrey Rush jako kapitan Barbossa, a Kevin McNally raz jeszcze ożywił Gibbsa. Ta trójka wystarczyłaby do stworzenia aktorskiego dream teamu.

A teraz nowości. Najładniejszą z nich jest Penelope Cruz w roli temperamentnej piratki. Aktorka sprawdziła się świetnie i dostanie pewnie angaż w kolejnych częściach, bo gra z przytupem godnym konkwistadorów. U boku Hiszpanki pojawia się jeszcze jedna charakterystyczna, a zarazem pełna magnetyzmu postać – superpirat Czarnobrody, przy którym blednąnawet Sparrow i Barbossa. W tej roli występuje angielski aktor Ian McShane, podobnie jak Depp i Rush pełen ekranowego magnetyzmu. Anglicy mają jak widać wzięcie w Hollywood. I słusznie, bo grają tak, że ręce same składają się do oklasków. Polecam zwrócić uwagę również na Richarda Griffithsa, który epizodyczną rolę króla Jerzego zamienił w perłę.

Przejdźmy jednak do "Czarnej Perły”, czyli okrętu Sparrowa i Barbossy. W tej części nie zobaczymy go na morzu, gdyż został... Nie, tego lepiej nie ujawnię. Mogę natomiastzdradzić, że czekają nas dalekomorskie przygody, odkrywanie nieznanych lądów oraz potwory, które budzą grozę. Czyli to, za co publiczność pokochała "Piratów z Karaibów”.

Choć ta część przynosi sporo nowości, także na fotelu reżysera – Gore Verbinskiego zastąpił Rob Marshall (ten od "Chicago”), "Na nieznanych wodach” zrealizowano według sprawdzonej formuły. Humor miesza się z awanturniczymi perypetiami, które rozegrano w efektownych plenerach na krańcu świata (filmował je znów polski operator Dariusz Wolski). Dzięki temu trwająca aż 141 minut trójwymiarowa projekcja płynie wartkim nurtem.

"Na nieznanych wodach”, mimo zalewu zmian, to starzy dobrzy "Piraci z Karaibów”. Scenarzyści pływają po głębokich wodach, unikając zapuszczania się na mielizny. Ta część jest nawet lepsza niż odcinek numer trzy, który wypełniało morze totalnych fantazji. Lata płyną, a piraci nie zamierzają zatonąć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski