MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pochwała elektryczności

Redakcja
uperszybki pociąg TGV z Paryża do odległego o ponad 500 km Montelimar jedzie niespełna trzy godziny. Naszym celem jest pobliska elektrownia jądrowa. Pierwsze wrażenie z Centre Nucleaire de Production d'Electricite (CNPE) de Cruas-Meysse to... brak jakiegokolwiek dymiącego komina. Jedynie nad wysokimi na 155 metrów chłodniami unoszą się obłoki pary wodnej. Jedną z tych chłodni ozdabia gigantyczny fresk autorstwa Jean-Marie Pierreta. Innym artystycznym akcentem elektrowni, położonej w malowniczej scenerii u stóp pasma wzgórz nad brzegiem Rodanu, jest niezwykły metalowy posąg przed główną bramą. Jak wyjaśniają gospodarze, ma on uosabiać pochwałę elektryczności.

Jeszcze parę lat temu taka wizyta byłaby niemożliwa. Dziennikarze "zza żelaznej kurtyny" w elektrowni nuklearnej kraju należącego do NATO?

Jeszcze parę lat temu taka wizyta byłaby niemożliwa. Dziennikarze "zza żelaznej kurtyny" w elektrowni nuklearnej kraju należącego do NATO? Czasy się zmieniły, ale środki bezpieczeństwa pozostały surowe. Zaczynamy zatem od wymiany paszportów na imienne identyfikatory...
Elektrownia Cruas-Meysse została oddana do użytku w 1985 r., po ośmiu latach budowy. Zajmuje powierzchnię 148 hektarów. Dysponuje 4 ciśnieniowymi reaktorami wodnymi o łącznej mocy 3600 MW. Każdy kryje się w potężnej osłonie - ściany z betonu grubości 1,1 metra, a wewnątrz dodatkowo 6-milimetrowy płaszcz stalowy. Do budynku reaktora wejść oczywiście nie możemy, ale docieramy, poprzez system skomplikowanych śluz, do centralnej sterowni. Imponuje ogromnym nagromadzeniem najróżniejszych wskaźników, migających kolorowych światełek, ale niekoniecznie nowoczesnością. Niewiele tu komputerów, większość urządzeń kontrolnych ma charakter analogowy. Rysiki pracowicie zapełniają wstęgi papieru skomplikowanymi wykresami. W dobie techniki cyfrowej to już anachronizm, lecz i tak w końcu najważniejsze jest bezpieczeństwo - reaktory elektrowni wstrzymują całkowicie swoją pracę po sekundzie od podjęcia takiej decyzji.
Dyrektor CNPE de Cruas-Meysse, Jacques Regaldo, chętnie mówi właśnie o niezawodności urządzeń, bezpieczeństwie funkcjonowania elektrowni, a także o doskonałych ponoć relacjach między zakładem a lokalną społecznością.
Cruas-Meysse zatrudnia około 1100 osób i jest drugim co do wielkości pracodawcą w okolicy, po... szpitalu w Privas, czyli odległej o 30 km stolicy departamentu Ardeche. Do lokalnej kasy odprowadza rocznie, w formie podatków, ok. 170 mln franków. Elektrownia ożywiła gospodarczo pobliskie miejscowości. Tutejsze firmy mogą liczyć na kontrakty w Cruas-Meysse. Dzięki obecności elektrowni powstały nowe osiedla mieszkaniowe, szkoły, obiekty sportowe. Bogatsza gmina może liczyć na tańsze niż kiedyś kredyty.
CNPE Cruas-Meysse jest jedną z 20 należących do Electricite de France elektrowni jądrowych. 55 czynnych dzisiaj reaktorów o łącznej mocy blisko 60 000 megawatów to rezultat ryzykownej politycznie decyzji z 1974 r. Kiedy jesienią 1973 r. w wyniku kryzysu na Bliskim Wschodzie ceny ropy naftowej uległy podwojeniu, rząd w Paryżu postanowił zmniejszyć zależność energetyczną kraju przez rozpoczęcie realizacji zakrojonego na nie spotykaną w Europie skalę programu rozwoju energetyki jądrowej (ma on kosztować ogółem 400 mld FF, czyli ponad 65 mld dolarów; trzy czwarte tej kwoty już wydatkowano). Cel został osiągnięty. W ciągu nieco ponad 20 lat, z jednej strony dzięki budowie elektrowni nuklearnych, a z drugiej wskutek zwiększenia udziału elektryczności w całkowitym zużyciu energii, uzależnienie energetyczne Francji (m.in. od importu paliw) zmalało z ok. 80 proc. do nieco ponad 50 proc. Ubocznym niejako, ale przyjemnym tego skutkiem jest spadek cen energii. W latach 1985-1995 dla odbiorców indywidualnych zmniejszyły się one o 22 proc. a dla przemysłowych o 22-28 proc. Energia jądrowa jest tania i konkurencyjna. W 1995 r. Francja uzyskała z jej eksportu 16 mld franków.
Jacques Regaldo mówi także o ochronie środowiska. Dzięki temu, że 95 proc. wytwarzanej we Francji energii pochodzi z nie zanieczyszczających powietrza źródeł (82 proc. z elektrowni nuklearnych, a 13 proc. z wodnych; dane z 1996 r.), ilość dwutlenku węgla (najważniejszy z gazów odpowiedzialnych za tzw. efekt cieplarniany na Ziemi) na jedną wyprodukowaną kilowatogodzinę jest w tym kraju siedmiokrotnie niższa niż w Wielkiej Brytanii i Niemczech, a 10 razy mniejsza niż w Danii.
- Kyoto? To nie nasz problem... - mówią w EDF o zakończonej niedawno w tym japońskim mieście konferencji, której owocem było zobowiązanie się wielu krajów do ograniczenia emisji gazów szklarniowych.
Jednocześnie jednak w EDF przyznają, że nie wszystkie problemy związane z energetyką jądrową zostały już rozwiązane. Jednym z nich jest starzenie się elektrowni. Okazuje się, że metalowe części reaktorów, bombardowane nieustannie miliardami cząstek elementarnych ulegają pewnego rodzaju korozji. Dlatego żywotność elektrowni nuklearnych jest ograniczona i wynosi, jak mówi dyrektor Jacques Regaldo, około 40 lat. Później będą musiały zostać one rozebrane. Koszt takiego przedsięwzięcia szacuje się na 15 proc. ceny nowej elektrowni. Średnia wieku francuskich CNPE wynosi 15 lat, więc perspektywa wielkiego demontażu jest na razie odległa, ale już teraz gromadzi się środki, które pozwolą w przyszłości sfinansować rozbiórkę. 0,9 centyma ze sprzedaży każdej kilowatogodziny, czyli 3,6 proc. jej ceny, trafia na specjalny fundusz, który posłuży temu celowi.
Drugim problemem jest tzw. czynnik ludzki. Kiedyś nie doceniany. Dopiero wypadki w elektrowniach Three Mile Island i w Czarnobylu uświadomiły wagę błędów obsługi. Cudze doświadczenia skłoniły EDF do wdrożenia programu intensywnego szkolenia i nadzoru personelu CNPE.
Zdaniem Jacquesa Regaldo, bezpieczeństwo we francuskich elektrowniach jądrowych stale wzrasta. Dowodzą tego wskaźniki techniczne. Liczba samoczynnych, automatycznych zatrzymań reaktorów zmalała z 2,9 rocznie w 1990 r. do 1,4 w 1997 r. (na jeden reaktor). Bardzo szybko maleje także - ściśle kontrolowane - zagrożenie radiacyjne załóg elektrowni. Według oficjalnych danych, w 1996 r. tylko jeden pracownik elektrowni jądrowej we Francji otrzymał dawkę napromieniowania wyższą od tej, na jaką narażony jest pacjent podczas wykonywania zdjęcia rentgenowskiego.
Dyrektor Regaldo przyznaje, że pomimo wszelkich zabezpieczeń i profesjonalizmu załogi błędy i zagrożenia mogą się zdarzać. Najważniejsze jednak, aby ich nie ukrywać. W energetyce jądrowej obowiązuje zasada "przezroczystości". Kierownictwo elektrowni Cruas-Meysse twierdzi, że regularnie spotyka się z przedstawicielami lokalnej społeczności, informuje media o wszystkich incydentach. Tłumaczy, wyjaśnia, przekonuje. Kilka lat temu EDF przeprowadził, korzystając z płatnych ogłoszeń w prasie i telewizji, wielką kampanię reklamującą energetykę jądrową i uświadamiającą rolę, jaką odgrywa ona we Francji.
Jednym z najpoważniejszych zarzutów ekologów wobec energetyki nuklearnej jest produkowanie przez nią wielkich ilości niebezpiecznych odpadów. Zielonych w całej Europie mobilizują, skądinąd utrzymywane w ścisłej tajemnicy i strzeżone przez silne odziały policji i wojska, transporty promieniotwórczych odpadów z elektrowni do miejsc ich składowania. Dochodzi wtedy do, chętnie pokazywanych przez telewizję, efektownych incydentów - usuwania manifestantów blokujących drogi i szlaki kolejowe, przykuwania się łańcuchami do ciężarówek itp. Rzeczywiście, nie udało się znaleźć dotychczas żadnego radykalnego sposobu na odpady. We Francji jedno z ich składowisk znajduje się 200 kilometrów od Paryża, te najbardziej niebezpieczne magazynowane są w Normandii. EDF usiłuje przede wszystkim zmniejszyć ilość i objętość wytwarzanych odpadów. W Cruas-Meysse co miesiąc trzeba wywieźć 75-80 ton zużytego paliwa jądrowego i 460 m sześciennych mniej groźnych odpadów, do których zalicza się także... jednorazowe wkładki do kasków używanych przez pracowników i gości elektrowni.
W 1977 r. Robert Jungk opublikował głośną książkę pt. "Państwo atomowe". Jest to wielki manifest przeciwko energii jądrowej, również tej wykorzystywanej do celów pokojowych. Autor pisze o "nuklearnych hazardzistach", "atomowym terrorze", o tym, że "ten wynalazek człowieka musi - jak żaden inny - być (...) chroniony przed samymi ludźmi: przed ich błędami, słabością, gniewem, podstępem, żądzą władzy i nienawiścią. Gdyby się miało zakłady przemysłu jądrowego także i na to uodpornić, życie musiałoby się składać tylko z zakazów, z nieustającej kontroli i przymusu, a usprawiedliwienia doszukiwano by się w rozmiarze niebezpieczeństwa, którego za wszelką cenę trzeba uniknąć".
"Państwa przemysłu atomowego zamienią się w obozy koncentracyjne" - prorokuje Jungk. W jego pełnej katastroficznych wizji książce dostało się również Francji, jednak sami Francuzi wydają się zdecydowanie bardziej umiarkowani w swoich osądach. Energetyka jądrowa stała się, obok pociągów TGV czy samolotów Concorde, powodem do dumy narodowej. Protesty społeczne przeciwko "atomowemu zagrożeniu" są tutaj znacznie słabsze niż w innych krajach Europy. Uniemożliwiły dotychczas budowę tylko jednej elektrowni nuklearnej, w Bretanii.
Czy we Francji możliwa jest katastrofa, podobna do tej, która wydarzyła się w Czarnobylu? Francuzi twierdzą, że nie. Inny kraj, inni ludzie, inna technika, inne czasy. Jednak strzeżonego Pan Bóg strzeże. Dlatego 85 tysięcy ludzi, wszyscy, którzy mieszkają w promieniu 10 km od CNPE Cruas-Meysse otrzymało od elektrowni, oczywiście bezpłatnie, preparaty jodowe chroniące przed skutkami promieniowania. Tak na wszelki wypadek...
Adam Rymont
Montelimar - Paryż
Francja ze swymi 20 elektrowniami nuklearnymi i 55 czynnymi reaktorami jest w Europie zjawiskiem wyjątkowym. W innych rozwiniętych krajach od energetyki jadrowej, pod wpływem nacisków ugrupowań Zielonych i protestów społecznych, raczej się odchodzi. Kilka dni temu rząd Szwecji zadecydował o zamknięciu od 1 lipca reaktora w od lat krytykowanej przez Danię elektrowni w Bärsebäck, zlokalizowanej na południu, niedaleko Malmö i, przez morze - Kopenhagi.
Szwecja posiada cztery elektrownie atomowe, w których pracuje 12 reaktorów. Wszystkie mają zostać zlikwidowane. Ciekawe jednak, że badania opinii publicznej wskazują, iż chcąc zachować niskie ceny energii elektrycznej, większość Szwedów uważa, że energetyka jądrowa ma przyszłość, byleby była oparta na bezpiecznych technologiach. Jak informuje nasz sztokholmski korespondent Zbigniew Kuczyński, 64 proc. mieszkańców Szwecji uważa, że awarii w elektrowniach atomowych da się uniknąć. 69 proc. jest przekonanych, że program energetyczny wykorzystujący energię jądrową był dobrym posunięciem, a 58 proc. twierdzi, że elektrowni nuklearnych nie należy likwidować i korzystać z nich nawet po roku 2010. Przeciw jest zaledwie 38 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski