Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod ziemią dzieją się zawsze dziwne rzeczy

Rozmawiał Paweł Gzyl
Marek Dyjak zaśpiewa 9 lutego w krakowskim Teatrze Variete
Marek Dyjak zaśpiewa 9 lutego w krakowskim Teatrze Variete Fot. Wojciech Kornet
Rozmowa z wokalistą MARKIEM DYJAKIEM, o jego nowej płycie z piosenkami m.in. Roberta Kasprzyckiego i Mirka Czyżykiewicza - „Pierwszy śnieg” .

- Jak Pan wspomina Kraków?

- Kraków zawsze będzie dla mnie ważnym miejscem. Spędziłem tam bardzo młode lata. To był dla mnie najpiękniejszy czas w życiu. Przyjechałem do Krakowa jako zwykły i biedny chłopiec, który nie miał nic. A wyjechałem już jako doświadczony mężczyzna. No i w Krakowie zaczęła się moja przygoda z profesjonalną estradą. Zadebiutowałem na tamtejszym Studenckim Festiwalu Piosenki - i wygrałem drugą nagrodę.

- Krakowska bohema artystyczna jest mocno naznaczona piętnem alkoholu. To wtedy zaczął Pan ostro pić?

- Niestety tak. Wzbogacałem swoją piękną przygodę alkoholem. Ale wódka kojarzyła mi się wtedy z poezją: Stachurą czy Wojaczkiem. No i wiadomo - w Krakowie spędza się głownie czas w tych mrocznych piwnicach, a pod ziemią zawsze dzieją się różne dziwne rzeczy. Pijaństwo też.

- Teraz w sposób pośredni wraca Pan do Krakowa, bo na nowej płycie śpiewa Pan głównie teksty tutejszego barda - Roberta Kasprzyckiego. Tak dobrze się rozumiecie?

- Robert zawsze zachwycał mnie swoim kunsztem pisarskim. To jeden z najwybitniejszych autorów piosenek, jaki jest teraz w Polsce. Uwielbiam go - ostatni raz spotkałem go na Rynku Głównym, jak byłem w Krakowie. Od słowa do słowa i umówiliśmy się, że będę mógł zaśpiewać kilka jego utworów. Robert jest przede wszystkim świetnym fachowcem od mądrych tekstów. Prezentuje w nich zadziwiające współczucie i zrozumienie dla ludzi, którzy wpadli w jakieś miłosne tarapaty. Stąd bierze się jego niezwykły styl.

- W zapowiedziach „Pierwszy śnieg” jest określany jako „płyta autobiograficzna”. Jak to możliwe, skoro autorami tekstów są inni twórcy?

- Żeby wykonać jakąś piosenkę, muszę się w niej za każdym razem odnaleźć. To nie jest tak, że wybieram pierwszą z rzędu - i śpiewam. Ten proces wyszukiwania i wybierania utworu trwa czasem u mnie bardzo długo. Piosenka Roberta - „Miejsca, przedmioty, kształty, drzwi” - czekała aż dwadzieścia lat na to, abym po nią sięgnął. On ją wtedy świetnie śpiewał, w swoim stylu. Spodobała mi się, ale musiałem poczekać szmat czasu, aby ją poczuć. Zresztą już sam tytuł tej płyty - „Pierwszy śnieg” - mówi, że znajdujące się na niej utwory opisują pewien stan ducha, który ogarnia człowieka, kiedy patrzy za okno i widzi nadchodzącą zimę.

- Robert Kasprzycki czy Mirek Czyżykiewicz, których śpiewa Pan piosenki na tym albumie, mieli zupełnie inne doświadczenia życiowe niż Pan. To nie jest przeszkodą?

--Oni mi towarzyszyli całe życie. Słuchałem ich płyt, chodziłem na koncerty. I okazało się, że poetycki kod ich tekstów jest także we mnie. Dlatego bardzo kocham te piosenki i je śpiewam.

- A dlaczego zaniechał Pan pisania własnych tekstów? Przecież kiedyś tak było.

- Ja piszę bardzo źle. Jeżeli więc są wokół mnie ludzie, którzy to robią przepięknie, to dlaczego ich nie wykorzystać? Podejrzewam, że to, co bym próbował sam na siłę napisać, byłoby niezłym kabaretem. A ja nie zamierzam iść w tym kierunku.

- Większość piosenek z nowej płyty opowiada o różnych rodzajach miłości. To najbliższy teraz Panu temat?

- Chyba zawsze tak było. Ale różnie się to przejawiało. „Pierwszy śnieg” jest wyznaniem miłości. Choćby do mojej zmarłej mamy w piosence „Synku wstań”, ale też do kobiety - w „Laurze”. Miłość jest przecież najważniejsza. Życie bez miłości upływa na tęsknocie za tą miłością, więc też jakiś rodzaj miłości się przez to przejawia.

- Pana znakiem rozpoznawczym jest zachrypły wokal. O takim głosie mówi się, że konserwuje się go za pomocą whisky. A Pan przecież jest teraz abstynentem.

- Nie piję już prawie dziewięć lat. Ten głos to może przez papierosy. Bo codziennie biegam do kiosku - i wypalam prawie trzy paczki dziennie. To bardzo dużo. Dlatego jestem teraz na etapie zastanawiania się co zrobić, aby poradzić sobie i z tym nałogiem. Tym bardziej, że ja wcale nie lubię swojego głosu. Ale od zawsze taki miałem. No i chcąc nie chcąc muszę się nim posługiwać.

- Na koncertach daje Pan radę?

- Ja podchodzę do występów siłowo. I każdy muszę odchorować kilka godzin. Ale na razie jeszcze oddycham i śpiewam.

- Pana występy zaskakują tym, że są na nich tłumy kobiet. To właśnie one Pana najbardziej rozumieją?

- Kobiety przede wszystkim są bardziej wrażliwe. I mają takie instynkty, których my nie mamy. Mówi się, że kobiety nie znają litości. Może w relacjach między kobietami, bo wobec mężczyzn mają w sobie dużo ciepła, dzięki któremu potrafią się zaangażować mocno choćby w sytuację człowieka złamanego przez życie.

- Nadal mieszka Pan na prowincji?

- Tak. Dwadzieścia kilometrów od granicy z Ukrainą w tysiącletnim miasteczku. Mieszkam prawie przy samym rynku. Mam tutaj pełen spokój. Teraz już nie uczestniczę w żadnych zabawach czy bankietach. Najwięcej czasu spędzam po prostu w domu. Czasem trochę zatęsknię za dużym miastem, ale nie wiem czy miałbym jeszcze siłę uczestniczyć w nocnym życiu Krakowa czy Warszawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski