MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podanie o bardzo mądrą pracę

Redakcja
Szanowne redakcje "Super Expressu", "Faktu", "Vivy", "Gali" bądź innych mediów, byle tylko podobnej klasy, polskich tudzież zagranicznych, redakcje, które słowu dziennikarstwo nadajecie błysk głęboki - pragnę was poinformować, że nagrałem alpejskie pierdnięcie Romana Polańskiego i jestem gotowy do pertraktacji.

Paweł Głowacki: DOSTAWKA

Śmiem twierdzić, że "njus" ten, ta perła, z pewnością was zainteresuje. Od lat śledzę waszą pracę, śledzę, podziwiam i tęsknię, by być gwiazdą waszych kolumn, mikrofonów i kamer. Nie ma co kryć: wy doskonale wiecie - i na tym polega wasz profesjonalizm - jakich materiałów łaknie świat jako całość i każdy człowiek z osobna. I wiecie, bez jakich informacji, rewelacji i prawd Ziemia obróciłaby się w planetę humanistycznej płycizny i ciemnoty iście średniowiecznej. Weźmy na przykład wspomnianego Polańskiego.

Wiadomo, co się stało. Wiadomo, lecz nade wszystko wy - o, przenikliwi! - macie pewność, że kwestie: winien grzechu, nie winien, ukarać, nie ukarać, i cała reszta tej moralistyki, to są w istocie wartości pięciorzędne, nie mają wpływu. Za to zasadniczy wpływ na poziom intelektualny ludzkości miała niedawno wstrząsająca, ontologiczna zagwozdka: gdzież to przebywał Polański, gdy już go nie było w celi więzienia w Winterthur, ale jeszcze nie trafił do swego drewnianego domu w alpejskim Gstaad, w którym do chwili ewentualnej ekstradycji miał siedzieć na krótkiej elektronicznej smyczy. Pamiętacie te dni - czas szczytowania waszego dziennikarstwa?

Tak, to była najdonioślejsza zagwozdka XXI stulecia! I cóż się działo! Najwybitniejsze mózgi dziennikarstwa co minutę dywagowały: gdzie jest Roman, gdy nie wiadomo, gdzie jest? Najwięksi kartografowie studiowali mapy, szukając jaskiń, gdzie Roman mógł się skryć. Inni fachowcy spekulowali, że może jedzie wolno. Wirtuozi dziennikarstwa śledczego sugerowali, że może znów uciekł... Nie mam miejsca, by wymienić wszystkie przejawy piękna waszego niezłomnego profesjonalizmu. Dodam tylko, że specjalne oddziały komandosów dziennikarstwa, dla niepoznaki za śnieżne bałwany przebranych (jako nosy mieli, miast marchewek, dwumetrowe obiektywy), dzień i noc czatowały na Polańskiego przed posiadłością w Gstaad. Po cóż?...

Rzecz jasna - to było żartowne pytanie! Powtórzę: Bóg namaścił was studzienną przenikliwością, więc po prostu wiecie, że nie tylko bez wstrząsającej informacji o tym, gdzie jest Polański, gdy go nigdzie nie ma - współczesny człowiek nie może być w pełni człowiekiem. Współczesny człowiek nie może czuć się w pełni człowiekiem, jeśli nie rzuci okiem na fotkę zrobioną przez bałwana, przedstawiającą człowieka, co do domu wchodzi w ten oto niebywały sposób, że dłonią naciska klamkę, popycha drzwi i robi trzy kroki w przód. Aż dziw, że bałwan chciał za to olśnienie dostać tylko marne 3 mln euro w gotówce! Z drugiej strony - nie jest to dziwne. W końcu skromność jest waszym odwiecznym emblematem. Wróćmy do mnie.

Ja się nie przebrałem za nikogo. Ja z samolotu wyskoczyłem bez spadochronu i w locie w sopel przemieniony - trafiłem w dziurę komina domu w Gstaad. Gdy przy ogniu kominka odtajałem - włączyłem dyktafon. Długo czekałem, cierpliwie. Czekałem do chwili, gdy Emmanuelle Seigner, żona Romana, podała na obiad groch z kapustą. Po godzinie Roman poczuł, iż nadchodzi godzina koncertu i jako człowiek taktowny udał się w miejsce ustronne. Już tam czekałem, skryty za porcelanowym pudłem rezonansowym! I zaczęło się!

Najpierw allegro cichuteńkiego "pypypypy", następnie ciemne tonacje andante - "bachbachbach", dalej figlarne, godne kałasznikowa scherzo "tratatata", wreszcie finalne allegro przeciagłego "ssssss", co było jak szept. Słowem - sonata! Sonata alpejskich wiatrów Polańskiego! I mam ją! Myślę, że jeśli zapłacicie miliard euro - będzie w sam raz. W efekcie przecież - jedynie plusy. Ja w momencie stanę się dziennikarzem genialnym, dostanę Pulitzera, a Ryszard Kapuściński zawstydzi się w grobie. Wy sonatę wydacie wraz z kolędami na święta i do historii przejdziecie jako carowie dobrego smaku. Ludzkość zaś, usłyszawszy zaskakującą sonatę samotnego polskiego instrumentalisty, tak bardzo ludzka się stanie, że zrezygnuje z wojen i nic, jeno Marcela Prousta czytać będzie. Więc?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski