Im większy tłok na stoku, tym łatwiej o wypadek Fot. Anna Szopińska
Szczawnicka Palenica, kluszkowiecki Wdżar, wyciągi w Limanowej, Laskowej, na Śnieżnicy, górze Chełm, Beskid - to największe ośrodki białego szaleństwa w obszarze działania Grupy. W tym tygodniu zgłoszono do odbioru następne trasy - Palenicę właśnie, nowotarski Zadział, Lubomierz, Orawka.
- Warunki do naśnieżania były bardzo dobre - mówi naczelnik Grupy Podhalańskiej, Mariusz Zaród. - A dobry podkład rokuje, że śnieg się utrzyma. Przy odbiorach sprawdzamy, czy zostały spełnione nasze zalecenia, czy gestorzy wyciągów wykonali zabezpieczenia, czy są zamontowane maty i siatki.
Ale nie tylko warunku techniczne składają się na bezpieczeństwo narciarzy. Prawie wszyscy właściciele i administratorzy tras wiedzą, jak konieczna jest obecność ratownika z odpowiednimi kwalifikacjami, sprzętem i wyposażeniem.
- Jeśli chodzi o ratownicze zabezpieczenie tras, w większości przypadków dogadaliśmy się z gestorami i dyżurują nasi ratownicy - mówi naczelnik Zaród. - Natomiast jeśli ktoś nie chce korzystać z naszych usług - i tak powinien mieć ratownika. Ciężkie wypadki, jakie zdarzyły się w ubiegłym sezonie, pokazują, jak jest to konieczne. Gestorom tras opłaca się przerzucić na nas zabezpieczenie stoków, bo jedynie GOPR szkoli i kwalifikuje ludzi pod tym kątem. Dysponują oni odpowiednim sprzętem, medykamentami, środkami łączności, całą infrastrukturą pogotowia - z możliwością wykorzystania śmigłowca włącznie. Są po kursach udzielania pierwszej pomocy. W końcu robimy to od pięćdziesięciu lat. Ponieważ chodzi tu o ludzkie zdrowie i życie - wypracowaliśmy specjalny system radiołączności.
Wykorzystanie nowinek technicznych w ratowniczej praktyce to "konik" Grupy Podhalańskiej. Współpraca z siecią telefonii komórkowej - GSM Plus nie jeden raz pomagały w lokalizowaniu zabłąkanych. Od kilku lat ratownicy korzystają z możliwości kardiomonitorowania przez telefon turystów, którzy zasłabli w górach.
W obszarze działania Grupy Podhalańskiej są oczywiście małe stoki, którym “nie opłaca się" zatrudniać ratowników. W takich przypadkach ryzyko odpowiedzialności za skutki wypadków narciarskich biorą na siebie właściciele tras. Często dyżuruje tam ktoś czuwający nad bezpieczeństwem, ale w tej chwili tylko GOPR przeprowadza wymagane szkolenia i wydaje kwalifikacje. Umów z GOPR-em nie zawiera się przeważnie tam, gdzie blisko jest do dróg, co umożliwia szybkie i łatwe dotarcie karetki pogotowia. Oczywiście wtedy właściciel stoku wzywa karetkę, powinien też zapewnić pomieszczenie, w którym można poszkodowanego przetrzymać do czasu przyjazdu służb medycznych.
Wprowadzonemu w minionym sezonie wymóg jazdy w kaskach dla dzieci i młodzieży poniżej 15 lat wszedł w życie skutecznie i gładko - lekka i kolorowa ochrona głowy przyjęła się w tej grupie nawet jako element narciarskiego stroju. Na pewno skutkuje to zwiększeniem bezpieczeństwa narciarzy, zwłaszcza, gdy ich zagęszczenie na stoku wzrasta, bo wtedy o wypadek nietrudno.
Pierwszy śnieżny weekend już przyniósł goprowcom trzy akcje poszukiwawcze, nie związane jednak jeszcze z wypadkami narciarskimi. Na północnych stokach Gorców szukali oni gospodarza, który pojechał po drzewo do lasu i nie wrócił. Do domu doszedł tylko jego koń. Mężczyznę ratownicy znaleźli - miał skręconą nogę i o własnych siłach nie zdołałby wrócić. Uczestniczyli też ratownicy w poszukiwaniach 9-letniego chłopca, który wyszedł z domu - odnaleziono go ukrytego w szopie. Zaginął też i był poszukiwany starszy mężczyzna z Orawie, lecz było to utonięcie.
ANNA SZOPIŃSKA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?